Reklama

Polska

Świadectwa młodych na Campus Misericordiae

[ TEMATY ]

ŚDM w Krakowie

30.07

Fot. screenshot/TVP

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Świadectwo Natalii Wrzesień

Fot. screenshot/TVP

Reklama

15 kwietnia 2012, w niedzielę, obudziłam się w moim mieszkaniu w Łodzi. To jest trzecie największe miasto w Polsce. Byłam wtedy redaktor naczelną czasopism o modzie, od 20 lat nie miałam nic wspólnego z kościołem. Odnosiłam sukcesy w pracy, umawiałam się z fajnymi chłopakami, żyłam od imprezy do imprezy – i to było sensem mojego życia. Wszystko fajnie. Tylko że tamtego dnia obudziłam się z niepokojem, że to co robię z moim życiem jest bardzo dalekie od dobra. Zrozumiałam, że potrzebuję iść tego dnia do spowiedzi. Nie bardzo wiedziałam, jak to się robi, więc zguglowałam sobie „spowiedź”. W jednym z artykułów, które znalazłam, przeczytałam takie zdanie: Bóg umarł z miłości do nas. W pełni to zrozumiałam: Bóg umarł z miłości do mnie, chce mi dać życie w pełni, a ja, obojętna, siedzę sobie w kuchni i palę papierosa. Tak to zobaczyłam. Z miejsca się rozpłakałam. Wzięłam kartkę i zaczęłam spisywać moje grzechy. Wszystkie były bardzo jasne, same stawały mi przed oczami i zobaczyłam, że złamałam wszystkie 10 przykazań. Poczułam, że natychmiast muszę porozmawiać z księdzem. Znalazłam w internecie informację, że o 15 w katedrze jest spowiedź. Pobiegłam tam, ale strasznie się bałam, że ksiądz mi powie: „Twoje grzechy są zbyt ciężkie, nic nie mogę dla ciebie zrobić.” Mimo to zdobyłam się na odwagę i podeszłam do spowiedzi. Opowiedziałam wszystko, bardzo się przy tym rozpłakałam. Ksiądz nic nie mówił. Jak skończyłam, powiedział: „To bardzo piękna spowiedź.” W ogóle nie wiedziałam o co mu chodzi, nie było nic pięknego w tym, z czym przyszłam. „Wiesz, jaki mamy dziś dzień?” – powiedział - „Niedzielę Miłosierdzia. Wiesz, która jest godzina? Po 15-tej. To jest godzina miłosierdzia. Wiesz, gdzie jesteś? W katedrze, w miejscu, w którym św. Faustyna codziennie się modliła, kiedy jeszcze mieszkała w Łodzi. To właśnie jej Pan Bóg objawił, że chce tego dnia wybaczać wszystkie grzechy, jakiekolwiek by one nie były. Twoje grzechy są wybaczone. Nie ma ich już, nie wracaj do nich, nawet o nich nie myśl.” To były mocne słowa. Przecież idąc do spowiedzi, byłam przekonana, że nieodwracalnie straciłam życie wieczne, a usłyszałam, że Bóg sprawił, że to co zrobiłam złego, zniknęło na zawsze. Że zawsze na mnie czekał i wyznaczył mi spotkanie tamtego dnia. Wyszłam z kościoła jak z pola bitwy – potwornie zmęczona, ale i przeszczęśliwa, z poczuciem zwycięstwa i przekonaniem, że Jezus wraca ze mną do domu. Przez ostatnie dwa lata przygotowywałam ŚDM w Łodzi, aby inni mogli doświadczyć tego co ja.Miłosierdzie Boga jest żywe i działa do dzisiaj. Jestem tego świadkiem i tego samego życzę każdemu z was.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram




Świadectwo Rand Mittri - Syria

Fot. screenshot/TVP

Nazywam się Rand Mittri. Mam 26 lat, pochodzę z Aleppo w Syrii. Jak zapewne wiecie, nasze miasto zostało zniszczone, zrujnowane i złamane. Odebrano nam sens naszego życia. Jesteśmy zapomnianym miastem.

Wielu z Was być może nie łatwo słuchać i w pełni zrozumieć, co się dzieje w Syrii, moim ukochanym kraju. Będzie mi trudno w kilku słowach oddać ogrom bólu , ale spróbuję się z Wami podzielić niektórymi aspektami naszego codziennego życia.

Każdego dnia otacza nas śmierć. Ale podobnie jak Wy, codziennie rano zamykamy za sobą drzwi, udając się do szkoły czy do pracy. I właśnie wtedy ogarnia nas strach, czy po powrocie zastaniemy nasze rodziny i dom w takim stanie, w jakim je zostawiliśmy. Może tego dnia zginiemy – my albo nasze rodziny. Bardzo trudno żyje się z bolesną świadomością, że jest się otoczonym przez śmierć i zabijanie, ze nie ma stąd ucieczki, znikąd nie ma pomocy.

Czy to możliwe, że to już koniec, że urodziliśmy się, zeby umrzeć w bólu? A może jednak dane nam będzie mieć życie, i to życie w obfitości? Ta wojna jest dla mnie trudnym, wręcz okrutnym doświadczeniem, ale dzięki niej szybko dorosłem i stałem się dojrzały ponad swój wiek. Teraz patrzę z innej perspektywy.

Reklama

Służę w Centrum Jana Bosko w Aleppo. Przyjmujemy ponad 700 młodych mężczyzn i kobiet, którzy przychodzą do nas w nadziei, że zobaczą u nas uśmiech i usłyszą słowa podtrzymujące na duchu. Szukają u nas również tego, czego nigdzie indziej nie dostaną – prawdziwej pomocy humanitarnej. Ale jak mam się dzielić radością i nadzieją, jeśli sam je straciłem?

Moje skromne doświadczenie życiowe nauczyło mnie, że moja wiara w Chrystusa jest większa od wszelkich życiowych okoliczności. Ta prawda potwierdza się nie tylko w warunkach życia w pokoju, wolnego od trudności. Coraz mocniej wierzę, że Bóg istnieje mimo całego naszego bólu. Wierzę, że przez ten ból On uczy nas prawdziwego znaczenia miłości. Moja wiara w Chrystusa jest źródłem mojej radości i nadziei. Nikt nigdy nie będzie w stanie mi ukraść tej prawdziwej radości.

Dziękuję Wam wszystkim i gorąco proszę o modlitwę za mój ukochany kraj, za Syrię.




Świadectwo Miguel - Paragwaj

Fot. screenshot/TVP

Nazywam się Miguel, mam 34 lata i pochodzę z Asuncion w Paragwaju. Jestem jednym z 11 dzieci moich rodziców, ale jako jedyny miałem problemy z narkotykami. Przezwyciężyłem swoje uzależnienie w ośrodku Fazenda de la Esperanza San Rafael w Rio Grande do Sul w Brazylii.

Zażywałem narkotyki przez 16 lat, od 11 roku zycia. Zawsze miałem trudności w relacjach rodzinnych, nie było między nami bliskości ani nie czułem się kochany. Ciągle się kłóciliśmy i żyliśmy w atmosferze stałego napięcia. Nie przypominam sobie, bym zasiadał razem z całą rodziną do stołu. Pojęcie „rodzina” było mi zupełnie obce, dom był dla mnie miejscem wyłącznie do jedzenia i spania.

Reklama

W wieku 11 lat uciekłem z domu, jako że pustka, którą nosiłem w sobie, stała się nie do zniesienia. Chodziłem wtedy jeszcze do szkoły, ale już pragnąłem wolności. Po kilku miesiącach miałem pierwszy kontakt z narkotykami, stało się to w drodze do szkoły. To jedynie pogłębiło moją wewnętrzną pustkę – nie chciałem wracać do domu, skonfrontować się z moją rodziną, z samym sobą. Jakiś czas później porzuciłem szkołę i rodzice byli zmuszeni zamknąć przede mną drzwi rodzinnego domu, tracili wszelką nadzieję. W wieku 15 lat popełniłem pierwsze przestępstwo i trafiłem do więzienia. Tam odwiedził mnie mój ojciec i zapytał, czy chcę się zmienić. Szybko odpowiedziałem „Tak!”. Wkrótce odzyskałem wolność, ale niedługo potem wróciłem do łamania prawa. Pewnego dnia popełniłem ciężkie przestępstwo i znowu poszedłem do więzienia, tym razem na 6 lat. To był dla mnie okres wielkiego cierpienia. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego nikt z mojego rodzeństwa nie przyszedł mnie odwiedzić. Lata mijały, odsiedziałem swój wyrok. Moi rodzice wciąż byli blisko Kościoła.

Po wyjściu z więzienia pewien ksiądz – przyjaciel rodziny – zaprosił mnie do miejsca zwanego „Fazenda de la Esperanza”. Moje życie nie miało w tamtym momencie sensu ani celu. Wszystkie te stracone lata odbijały się w moim spojrzeniu, na mojej twarzy. Przyjąłem zaproszenie i po raz pierwszy poczułem, co to znaczy rodzina. Z początku było mi bardzo trudno nawiązać relacje z ludźmi, żyć z nimi na co dzień. W tej wspólnocie metodą uzdrawiania jest Słowo Boże, życie tym Słowem. Częścią tego uzdrawiającego procesu był mój współdomownik, któremu nie potrafiłem wybaczyć. Ja potrzebowałem pokoju, on miłości. W siódmym miesiącu pobytu w tym domu dano mi zadanie, żebym coś zrobił dla poprawy funkcjonowania tego domu. I właśnie wtedy zrozumiałem, że Bóg czegoś ode mnie chce. Otóż wspomniany współdomownik dostał list od żony. Ich małżeństwo było w kryzysie. To pomogło mi go lepiej zrozumieć. Wręczyłem mu list, a on zapytał: „Bracie, wybaczysz mi?” Odpowiedziałem: „Oczywiście.” I do tamtego momentu mieliśmy wspaniałą relację ze sobą. Bóg prawdziwie nas przemienia, On nas odnawia.

10 lat temu w pełni wróciłem do społeczeństwa. Od 3 lat jestem odpowiedzialny za dom „Quo Vadis?” we wspólnocie „Fazenda de la Esperanza” w Cerro Chato w Urugwaju.

2016-07-30 19:44

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież Franciszek w oknie papieskim (tekst wygłoszony)

Dobry wieczór!

Powiedziano mi, że wielu z Was rozumie język hiszpański. Dlatego więc będę mówił po hiszpańsku. Powiedziano mi także, że dzisiaj, tutaj, na tym placu, jest spora grupa nowożeńców i młodych małżonków. Kiedy spotykam kogoś kto ma się pobrać - młodego chłopaka, który się żeni, czy dziewczynę, która wychodzi za mąż- mówię: Ci to mają odwagę. Dlatego, że nie jest łatwo stworzyć rodzinę. Nie jest łatwo zaangażować się na całe życie. Trzeba być odważnym. Gratuluję więc Wam, bo Wy tę odwagę macie. Czasami pytają mnie: co zrobić, żeby rodzina zawsze zmierzała do przodu, pokonując wszelkie trudności. Zachęcam Was, żebyście zawsze korzystali z trzech słów. Z trzech słów, które wyrażają trzy postawy. (O widzę, że podchodzą nowożeńcy...) Trzy słowa, które pomogą nam przeżyć życie małżeńskie. Bo w życiu małżeńskim pojawiają się trudności. Małżeństwo jest czymś tak pięknym, tak cudownym, że musimy o nie dbać, bo przecież jest ono na zawsze. Te trzy słowa to: pozwól, dziękuję i przepraszam.
CZYTAJ DALEJ

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Spekulacje na temat tytułu i treści pierwszej encykliki papieża Leona XIV

2025-10-01 15:46

[ TEMATY ]

Encyklika

Leon XIV

Vatican Media

Leon XIV

Leon XIV

Watykaniści spekulują obecnie na temat nazwy i treści dwóch pierwszych papieskich dokumentów nauczania Leona XIV. Powszechnie oczekuje się, że jego pierwsza encyklika będzie dotyczyła wyzwań stojących przed ludzkością w związku ze sztuczną inteligencją. Rzymski portal „Silere non possum” poinformował w środę, że łaciński tytuł dokumentu będzie brzmiał „Magnifica humanitas” - „Wspaniała ludzkość”.

Od momentu wyboru Leon XIV wielokrotnie wypowiadał się na temat szybkiego rozwoju sztucznej inteligencji i ostrzegał przed zagrożeniami związanymi z tym postępem technologicznym. Według „Silere non possum” pierwsza encyklika nowego papieża poświęcona globalnemu megatematowi sztucznej inteligencji może mieć podobne znaczenie jak historyczna encyklika „Rerum novarum” papieża Leona XIII z 1891 roku. W encyklice tej po raz pierwszy papież zajął się konsekwencjami industrializacji, inicjując tym samym katolicką naukę społeczną.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję