Gdy podchodzę do różnych grup i pytam, dlaczego tu przyjechali, słyszę w odpowiedzi jakby wręcz traktaty teologiczne. Mądre, płynące prosto z serca zdania. Uczennice i studentki z Kielc (te, które są na zdjęciu), mówią o tym, że atrakcją jest dla nich zobaczyć na żywo papieża, ale nie to jest najważniejsze. Bo tak naprawdę przyjechały tu dla Jezusa. Po to, by doświadczyć, jak to jest, gdy wierzy się razem, z rówieśnikami z innych krajów i z innych miast Polski. Światowe Dni Młodzieży mają dać im siłę, by mogły potem świadczyć o Bogu w dorosłym życiu.
Młodzi mówią też o obecności Ducha Świętego, o wspaniałych spowiedziach, są zachwyceni katechezami (zwłaszcza biskupa Grzegorza Rysia!). To pokazuje, że te dni to dla nich przeżycie stricte religijne. Choć z pewnością też pokoleniowe.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W rozmowach z przybyszami z innych krajów natomiast króluje motyw wolności religijnej. Francuzi na przykład, cieszą się, że nie muszą się bać, że mogą swobodnie przyznawać się do wiary. Niemcy cieszą się, że rówieśnicy, których tu spotykają, nie wyśmiewają się z nich dlatego, że wierzą w Boga. Nie mówiąc już o mieszkańcach Syrii, którzy nie mogą się nadziwić, że nie słychać wokoło huku strzałów, że nic im się nie stanie tylko dlatego, że się modlą publicznie i przyznają się do chrześcijaństwa. Zdarza się, że płaczą, gdy zaczynają się zwierzać.
I jeszcze jedno, bardzo charakterystyczne zjawisko. Kiedy do kogoś podchodzę i zaczynam rozmawiać, natychmiast zjawiają się kolejni młodzi ludzie. Radośnie pozują do zdjęć i zaczynają opowiadać swoje historie, dzielić się wrażeniami. Wszyscy są zgodni co do jednego: że teraz będą dzielić się wiarą z innymi. I nieść nadzieję ludziom, których spotkają.
Czyż nie jest to pierwszy efekt Światowych Dni Młodzieży?