Reklama

Na pielgrzymkowym szlaku

Camino de Santiago (8)

Niedziela toruńska 49/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kiedy kładliśmy się spać w zatłoczonym schronisku, miałem przed oczyma milowy słupek z napisem: Santiago - 18,5 km. Leżąc na twardej posadzce w wypełnionym do ostatniego wolnego miejsca schronisku, myślałem: oto spełniło się moje marzenie - Santiago de Compostela. Byłem już w tym miejscu, ale gdy dowiedziałem się, że to możliwe, drogę do grobu św. Jakuba Apostoła pragnąłem przejść pieszo jako pielgrzym. Moje szczególne nabożeństwo do św. Jakuba Apostoła wiąże się z pierwszą placówką duszpasterską, do której zostałem skierowany po święceniach kapłańskich - parafią pw. św. Jakuba Apostoła w Toruniu. Tam pewnie zrodziła się miłość do pielgrzymowania po świecie. Często wpatrywałem się w postać św. Jakuba w ołtarzu głównym oraz figurę Apostoła stojącą na bramie wejściowej, witającą wszystkich przychodzących na modlitwę.
Nigdy nie zapomnę tego poranka. Godz. 5.00 rano - wszyscy podekscytowani wstają, by jak najszybciej ruszyć w drogę. Schronisko, w którym spędziliśmy noc w zatłoczonej świetlicy, opuszczamy bez żalu. Nie było wygodnie, doskwierał hałas pseudopielgrzymów, którzy pewnie świętowali tzw. zieloną noc. Chętnie i szybko ruszamy w drogę. Chcemy jak najszybciej dotrzeć do celu naszej pielgrzymki - grobu św. Jakuba.
Pierwsze kilometry pokonujemy w całkowitych ciemnościach; nie jesteśmy przygotowani na taką okoliczność. Idziemy przez las. Na rozstaju dróg zastanawiamy się, czy wybierzemy właściwą drogę. Okazuje się, że nie jesteśmy sami; przypadkiem napotkany pielgrzym ma latarkę i oświetla drogę. Nie żałuje baterii - to już ostatni poranek na Camino. Dłuższy czas idziemy razem, wymieniając grzecznościowe zwroty. Okazuje się, że Polacy na Camino to ciągle jeszcze ludzie rzadko spotykani. Kiedy rozjaśnia się, widzimy, że wszystko spowite jest mgłą. Moi przyjaciele trochę martwią się, że inaczej wyobrażali sobie słoneczną Hiszpanię i „ten dzień”. Uspokajam ich, że słońce tutaj wychodzi późno. Moje zamiłowanie do podróżowania spowodowało, że byłem w tej części Hiszpanii kilka lat wcześniej i dokładnie pamiętam poranki na tym terenie.
Idziemy w milczeniu, sporadyczne rozmowy dotyczą trasy, wątpliwości... Każdy po swojemu przeżywa „ten dzień”; ważny dla Rafała - młodego licealisty i Pawła, który rozpoczyna drogę do kapłaństwa w toruńskim Seminarium. Każdy z nas ma swoje przemyślenia...
Ostatnie kilometry bardzo się dłużą. Kiedy dochodzimy do wzgórza, z którego przed wiekami pielgrzymi po raz pierwszy widzieli katedrę wybudowaną nad grobem św. Jakuba, wszędzie rozpościera się mleczna powłoka. W pewnym momencie docieramy do pomnika na wzgórzu Monte del Gozo. Jest to nasz Papież, czujemy się więc trochę jak u siebie. Jeszcze tylko pieczątka w Credencialu i idziemy dalej. Potem zaczynają się przedmieścia Santiago. Nagle po raz pierwszy widzimy tablicę z napisem SANTIAGO. To kres naszej podróży, którą zakończy modlitwa przy grobie św. Jakuba.
Idziemy przez przedmieścia dużego miasta, droga nieciekawa, ale w pewnym momencie stajemy przed katedrą. To już koniec naszej pielgrzymki. Paweł stwierdza: „Idziemy do Pana Jezusa”. Szczęśliwi klęczymy na kamiennej posadzce przed Najświętszym Sakramentem. Nie ma fanfar ani żadnych powitań. Obserwując ciągle wchodzących do katedry pielgrzymów, widzimy, że niektórzy nawet nie dostrzegają Najświętszego Sakramentu. Ważniejsze są dla nich obrzędy obejmowania drewnianej figury Apostoła i pokłony przed kolumną z wizerunkiem św. Jakuba.
Po wyjściu z katedry rozlokowujemy się w potężnym Seminario Minor, które w tym czasie pełni funkcję schroniska dla pielgrzymów. Jest tam pewnie z 800 miejsc w olbrzymich salach.
O godz. 12.00 uczestniczymy w Mszy św. dla pielgrzymów i idziemy po Compostelę. Eucharystia sprawowana jest w języku hiszpańskim. Dzień upływa nam na odpoczynku, ale wieczorem postanawiamy jeszcze raz uczestniczyć w Mszy św. w katedrze ze wspaniałą liturgiczną oprawą, z udziałem tamtejszej Kapituły, w pięknych strojach.
Nadchodzi dzień wielkiego odpustu. Bardzo chcieliśmy brać udział w tym święcie. Będzie król, mężowie stanu i inni goście, ale przede wszystkim w ciągu wieków na ten odpust wybierają się pielgrzymi. Spodziewamy się wielkich tłumów. I rzeczywiście, w wieczór poprzedzający uroczystość ulice Santiago są zatłoczone. Wszędzie tłumy rozradowanych ludzi, kilka orkiestr na ulicach przygrywa do tańca. Wszyscy radośnie się bawią. O północy wspaniałe widowisko - połączenie muzyki, efektów pirotechnicznych i cudownych sztucznych ogni - zapiera dech w piersiach.
Następnego dnia wszystkie stacje telewizyjne pokazują to wydarzenie. Nigdy nie zapomnę tego wieczoru w Santiago.
Mimo wszystko wracamy do schroniska, by kilka godzin przespać się i uczestniczyć w przedpołudniowej uroczystej Liturgii w katedrze, która jest centralną uroczystością odpustową. Niestety nie udało nam zebrać się wcześniej i docieramy do katedry na 15 minut przed rozpoczęciem Mszy św. Wielkie jest nasze zaskoczenie, gdy znajdujemy miejsca siedzące w ławkach. Tu przychodzi smutna refleksja: gdzie podziali się ci wszyscy ludzie z całego świata, którzy przybyli na odpust? Na ulicach wieczorem było ich tysiące. Czy na tym ma polegać chrześcijaństwo XXI wieku?
Sama uroczystość była niezwykle dostojna, ale na obecnych wrażenie zrobiła rzecz, wydawałoby się, najmniej istotna - potężna kadzielnica wisząca na linach i rozhuśtana przez kilku mężczyzn; widok rzeczywiście niesamowity.
To już koniec Camino, jeszcze tylko modlitwa przy grobie św. Jakuba Apostoła, spacer po mieście, zakup tradycyjnych muszli, które są jedynym prezentem, jaki przywiozłem dla moich bliskich, potem wieczorny wyjazd autobusem do Barcelony, z przesiadką w Madrycie.
Dzisiaj po kilku miesiącach wspomnienie tamtych chwil jest ciągle żywe. Były to najcudowniejsze rekolekcje w moim życiu, tyle przemyślanych spraw, tyle omodlonych intencji... Tyle refleksji, które uświadamiają, że nasze życie jest tylko jakąś małą częścią dziejów tego świata, a wydaje się nam często, że jesteśmy najważniejsi. Idąc Camino, wiedzieliśmy, że podążamy drogą, którą szli przez wieki pielgrzymi, przeżywający ten czas pokuty i pielgrzymki ze swoimi intencjami. Dzisiaj nie ma po nich na tym świecie nawet śladu, tak jak po nas kiedyś nie będzie...
Dziękuję Bogu za dar Camino w moim życiu. Życzę każdemu, kto zatrzyma się przy tych słowach, aby miał odwagę i szczęście przeżyć to, co mnie było dane...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Jubileuszowy Dzień Wspólnoty w Czerwieńsku

2024-04-29 09:23

[ TEMATY ]

Ruch Światło‑Życie

Parafia Czerwieńsk

Jubileuszowy Dzień Wspólnoty

Waldemar Napora

Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła

Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła

Ruch Światło-Życie w ramach jubileuszu 50-lecia istnienia w diecezji zaprosił byłych oazowiczów na spotkanie w ramach Jubileuszowego Dnia Wspólnoty.

Jedno z kilku takich zaplanowanych spotkań odbyło się 27 kwietnia w parafii pw. św. Wojciecha w Czerwieńsku. Rozpoczęło się Mszą św. w kościele parafialnym pod przewodnictwem ks. Jana Pawlaka, wieloletniego uczestnika i moderatora Ruchu. Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła. Przybyły także rodziny zainteresowane formacją w grupach oazowych.

CZYTAJ DALEJ

Papież do kanosjanów i gabrielistów: kapituła generalna to moment łaski

2024-04-29 20:12

[ TEMATY ]

papież Franciszek

Grzegorz Gałązka

Franciszek przyjął na audiencji przedstawicieli dwóch zgromadzeń zakonnych kanosjanów i gabrielistów przy okazji przeżywanych przez nich kapituł generalnych. Jak podkreślił, spotkanie braci z całego zgromadzenia jest wydarzeniem synodalnym, fundamentalnym dla każdego zakonu, i stanowi moment łaski.

„Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość spotykają się na kapitule przez wspominanie, ewaluację i pójście naprzód w rozwoju zgromadzenia” - mówił Franciszek. Wyjaśniał następnie, że harmonia między różnorodnością jest owocem Ducha Świętego, mistrza harmonii. „Jednolitość czy to w instytucie zakonnym, czy w diecezji, czy też w grupie świeckich zabija. Różnorodność w harmonii sprawia, że wzrastamy” - zaznaczył Ojciec Święty.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję