Reklama
Szkoły podstawowa, liceum i gimnazjum św. Stanisława Kostki
mieszczą się w bodaj najdalej wysuniętym punkcie warszawskiego Ursynowa.
Sale lekcyjne nie posiadają najnowocześniejszego wyposażenia. Mimo
wszystko rodzice przywożą tu swoje dzieci ze Śródmieścia, a nawet
ze znajdujących się na drugim krańcu miasta Marek.
O 9.15 dzwonek oznajmia, że już czas na drugą lekcję.
Zanim pani Agata wejdzie na matematykę do II gimnazjalnej, wstępuje
jeszcze na dwa słowa do klasy, gdzie jest wychowawcą.
II gimnazjalna liczy tylko 6 osób. Nie ma potrzeby odczytywania
z listy obecności, ani tym bardziej zwracania się do uczniów po nazwisku.
Lekcja zaczyna się od domowych zadań. Najtrudniejsze matematyczne
łamigłówki trafiają do rozwiązania na tablicę.
"Braun robi rundę w 6 minut, a Robinson w 4 minuty. Po
jakim czasie rowerzyści spotkają się drugi raz w tym samym punkcie
koła?" Kinga kolorową kredą dzieli koło na sześć części i przedstawia
swój sposób rozwiązania. Trzeba wyjść od znalezienia wspólnej wielokrotności.
Każdy z uczniów ma teraz czas na pracę we własnym zeszycie. Pani
Agata przemieszcza się po klasie, zerka przez ramię do Ani i Magdy,
zadaje pomocnicze pytania. Właściwie krzesło dla nauczyciela wydaje
się w sali niepotrzebne. Obecność matematyczki tuż przy ławce wcale
nie działa deprymująco. Druga na rozwiązanie wpada Ania: Braun i
Robinson po raz wtóry spotkają się w 24 minucie!
W I gimnazjalnej lekcja matematyki przebiega nieco inaczej.
Klasa jest dwa razy liczniejsza, liczy 12 osób. - Z taką grupą łatwiej
jest pracować niż z trzema osobami. W grupie pojawia się zdrowa rywalizacja,
słabsi starają się podciągnąć się do poziomu lepszych, brak wiedzy
odkryty na forum publicznym też może stać się mobilizacją. I rozwija
się mechanizm wzajemnego inspirowania się do pracy. Nauczyciel musi
być czujnym koordynatorem pracy, powinien szybko wychwycić, kiedy
klasa "usypia" i zacząć przeciwdziałać. - A mi się ten wynik nie
podoba, kto pierwszy znajdzie błąd dostanie piątkę - mówi pani Agata.
Krzysiek jeszcze raz śledzi wynik na tablicy, a razem z nim pozostali
w klasie.
Matematyka jest prosta
Reklama
- To nieprawda, że matematyka jest dla wielu uczniów nie do
opanowania - uważa pani Agata. Kiedy to zrozumiałam będąc uczennicą
drugiej klasy liceum, postanowiłam zostać nauczycielką matematyki.
- Naukę na UW ustawiłam sobie pod kątem "jak uczyć matematyki". Są
dzieci, którym zrozumienie matematyki przychodzi bez kłopotu, a są
takie, które muszą uczynić w tym kierunku pewien wysiłek. Powinny
wyzbyć się w sobie pewnych blokad. Pierwszym zadaniem matematyka
jest nauczyć, czy w pewien sposób zmusić do myślenia. Matematyk natomiast
nie musi rozwijać pamięci - uważa pani Agata. W tutejszej szkole
taka rola przypada angliście. Omawiając program zajęć pedagodzy ustalają,
jak wyglądać ma współpraca przedmiotowa, tak aby złożyła się na harmonijny
rozwój dziecka.
Początkowo nauczanie opierało się na pijarowskim programie.
Ostatnio reforma szkolnictwa wprowadziła pewne zmiany. Program wychowawczy
w szkole realizowany jest równolegle z nauczaniem. Jeżeli jest taka
potrzeba, nawet w ciągu roku szkolnego może nastąpić zmiana wychowawcy
w klasie. Nie jest to proste dla nauczycieli czy dla uczniów, którzy
już przyzwyczaili się do siebie. Chodzi jednak o bardziej odległy
w czasie efekt, jakim jest dobro ucznia. Bardzo szybko zmieniają
się charaktery dorastającej młodzieży i okazuje się, że klasa potrzebuje
zmiany czasem na silniejszą rękę, czasem na bardziej łagodną.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Szansa dla każdego
Marta jest średniego wzrostu blondynką, w sposobie bycia osobą
bardzo bezpośrednią i wesołą. Dawniej, przed trzema laty, zanim tu
trafiła była zupełnie inna. Papierosy, alkohol, niepewne towarzystwo
- tak wyglądało jej życie. Dzisiaj grubą kreską oddziela tamten czas.
Starzy znajomi określają ten stan jako nienormalny. Ale Martę niewiele
to dziś obchodzi. Jest z siebie dumna, prawie tak samo jak jej mama
z niej. Tu znalazła ludzi, którzy potrafią ją słuchać, do których
można przyjść zawsze wtedy, kiedy ma się problem. Nie od początku
szło gładko, zanim zrozumiała, że w tej szkole chcą dla niej dobra,
trzeba było przezimować drugi rok w tej samej klasie. Ale w nagrodę
są dziś w dzienniku czwórki i piątki.
Najlepszymi miejscami na pogadanie z wychowawcami są
pokój nauczycielski i jedna z gimnazjalnych sal, w której stoi pianino.
Wokół pianina toczy się podczas przerw życie towarzyskie. Tu skupia
się grupa grających i słuchających, wśród których często przebywa
pani Agata. A kiedy milknie instrument można zaszyć się tu na najtrudniejszą
rozmowę z wychowawcą. Podobnie w pokoju nauczycielskim. Najbardziej
zwracającym uwagę elementem tego pomieszczenia są drzwi wejściowe.
Prawie całe z przezroczystego szkła stwarzają raczej pomost niż odizolowanie
pedagogów od wychowanków.
W klasie są osoby z domów, w których nie ma problemów
wychowawczych. Ale jest też grupa dzieci zagubionych z powodu trudnej
sytuacji domowej. Te wymagają większej troski ze strony nauczycieli.
Jednym z takich przypadków jest jeden z uczniów, który właściwie
nie potrafi powiedzieć, gdzie ma swój dom: u mamy, która wyszła powtórnie
za mąż, u ojca zamieszkującego z obcą kobietą czy u swojej babci.
Tu w szkole zaczyna odnajdować harmonię swojego życia. Dzieci z trudną
sytuacją domową jest około 5% w każdej klasie.
W szkole uczą się też dzieci z domów niekatolickich.
- Bywa, że rodzice pozostają w związkach niesakramentalnych. Nie
sprawdzamy, czy rodzina w niedzielę chodzi do kościoła - mówi Agata
Buła, wicedyrektor szkoły. Podstawowym warunkiem jest zaakceptowanie
przez rodziców sposobu wychowania proponowanego przez szkołę. Zdarza
się, że dziecko musi zrezygnować z nauki w tej szkole, jeśli okazuje
się, że zbyt duży rozdźwięk jest pomiędzy tym, co oferują dom i szkoła
i nie udaje się znaleźć wspólnego mianownika dla obydwu sposobów
wychowania. Zostawienie takiego dziecka w szkole jest dla niego dużą
szkodą. Nierzadko zdarza się, że to dzieci zaczynają pod wpływem
szkoły wychowywać swoich rodziców.
Biżuteria nie jest dla chłopców
- Ta szkoła różni się od innych zasadami zachowania - mówi
Kuba, gimnazjalista. - Nie wolno chłopcom nosić biżuterii. Na długiej
przerwie jest wspólna modlitwa Anioł Pański. Może nie wszystkim to
odpowiada, ale wtedy nie muszą chodzić do tej szkoły - uważa Kuba.
- Tu jest surowy zakaz palenia papierosów, brania narkotyków, picia
alkoholu. Znam szkoły, w których jeżeli uczeń jest przyłapany na
paleniu papierosów nic mu się nie dzieje, albo spotka się z krzywym
uśmiechem nauczyciela. A w tej szkole najpierw dostaje się warunek,
a dopiero potem, kiedy sytuacja się powtarza, osoba musi odejść -
mówią uczniowie. - A kiedy są problemy z nauką to nauczyciele pomagają.
Zostają po lekcjach. Nauczyciele mówią, że jeśli ktoś czegoś nie
rozumie, to ma obowiązek przyjść i zapytać, a ten ma obowiązek wytłumaczyć
- opowiadają gimnazjaliści. - Wybrałem tę szkołę, bo sądziłem, że
będzie tu ciekawie, że będę miał przyjaciół. Tu raczej wszyscy ze
sobą dobrze żyją i nie ma przypadku starszy-młodszy - zwierzają się
uczniowie.
Program pracy nauczyciela na kolejne miesiące realizowany
jest w ciągu roku. Nauczyciele orientują się na zajęciach, jakie
potrzeby mają dzieci. Na Radzie Pedagogicznej ustalają sprawy priorytetowe
odnośnie problemów i oczekiwań klasy i poszczególnych osób.
Sprawą do rozwiązania na najbliższy czas to zaobserwowane
wśród wychowanków objawy "choroby komputerowej". Jest grupa osób,
u których wyraźnie widać objawy uzależnienia od komputera. W klasie
obecni są tylko fizycznie. Na lekcjach siedzą, bo muszą, ale najchętniej
przeniosłyby się gdzieś indziej. Próbują tłumaczyć się zmęczeniem
i niewyspaniem. -
Przed rokiem ten problem jeszcze nie istniał - mówi wicedyrektor
szkoły. -
Przed dwoma laty zlikwidowaliśmy problem alkoholu, który
pojawił się podczas szkolnej wycieczki. Program wychowawczy trzeba
więc dostosowywać do aktualnych problemów - ocenia pani Buła.
Dzieci, które przenoszą się do tutejszej szkoły z innych
placówek mogą mieć zaległości w nauce. W ciągu 2-3 miesięcy szkoła
jest w stanie wyrównać braki. Dla uczniów indywidualnie, bądź jeśli
zbierze się więcej osób to w małej grupie, organizowane są lekcje
wyrównawcze.
- W tej szkole każdy zna swoje miejsce i nauczyciel,
i uczeń - ocenia pani wicedyrektor. Uczniowie starają się zachowywać
szacunek dla wychowawców, i nawzajem dla siebie. I jest to raczej
sprawą wypracowania wzajemnych relacji. Był w szkole przypadek, kiedy
chłopcy wyrzucili swojego najlżejszego kolegę przez okno z parteru
budynku. - Z młodzieżą trzeba dużo rozmawiać - uważa pani wicedyrektor.
Pani Buła jest zdania, że nie musi być takich sytuacji, jakie powszechne
są w wielu szkołach, w których nauczyciele boją się ucznia. Ta sytuacja
jest wynikiem powielania stereotypów zachowań. Nauczyciele czują
się zastraszeni, z góry przesądzając, że nie poradzą sobie z agresją
młodzieży.
Szkoła w Pyrach prowadzona jest przez Katolickie Stowarzyszenie
Wychowawców. Wpisana jest do rejestru szkół katolickich, lecz w szyldzie
nie nosi słowa katolicka. Jak podkreśla wicedyrektor Agata Buła,
ten charakter placówki starają się nauczyciele podkreślać w sposobie
traktowania uczniów.