Zamiast trupich masek – aureole. Zamiast plastikowych zębów wampira – uśmiechy pełne radości. Zamiast ciemności – światło świętości. Bo oto w auli franciszkańskiej przy sanktuarium św. Marii Magdaleny w Biłgoraju oraz w remizie w Tereszpolu rozbrzmiała muzyka Balu Wszystkich Świętych – wydarzenia, które przypomina, że prawdziwe życie zaczyna się wtedy, gdy człowiek odkrywa drogę do nieba.
– Świat lubi dziś straszyć – powiedział ks. Dominik Kapka, inicjator biłgorajskiego balu. I trudno się z nim nie zgodzić. Wystarczy spojrzeć na witryny sklepowe czy media społecznościowe – pełne duchów, kościotrupów i ponurych żartów ze śmierci. A przecież śmierć to nie koniec. Dla chrześcijan to brama. Nie do nicości, ale do życia. Dlatego właśnie – zamiast uciekać w groteskę – dzieci z Biłgoraja i Tereszpola uczyły się świętości poprzez radość.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bal Wszystkich Świętych to piękna lekcja wiary, zakorzeniona w najczystszej tradycji Kościoła. Mały Nikodem Szabat przebrał się za św. Franciszka, by przypomnieć, że patron biłgorajskiego sanktuarium to święty, który uczył prostoty i miłości wobec stworzenia. Jego siostra, Laura, wybrała św. Marię Magdalenę – tę, która po grzechu została apostołką Zmartwychwstałego. To nie są postacie z bajek, lecz żywe przykłady ludzi, którzy – jak my – błądzili, ale dali się przemienić łasce.
Reklama
W Tereszpolu, gdzie bal odbywał się już po raz kolejny, ks. Ireneusz Żyła przypomniał, że jesteśmy Kościołem pielgrzymującym. – Święci to ci, którzy już tę drogę przebyli i znają drogę do nieba – mówił z przekonaniem, sam ubrany w szaty św. Jana Ewangelisty. W jego dłoniach kielich z wężem, symbolem przezwyciężenia zła, a na zwojach słowa Ewangelii: In principio erat Verbum – Na początku było Słowo. Te znaki, tłumaczone dzieciom z pasją, stawały się katechezą żywej wiary. Bo przecież dzieci uczą się przez przykład, przez obraz, przez radość, która nie potrzebuje moralizowania.
Bal rozpoczął się Eucharystią, potem był Różaniec, wspólna zabawa i śpiew. Dzieci tańczyły nie po to, by zapomnieć o świecie, ale by uwielbić Boga – razem z tymi, którzy są już w niebie. Ich święte życie stawało się inspiracją. Może ktoś zapragnął być odważny jak św. Jerzy, pokorny jak św. Józef, radosny jak św. Filip Neri. Może któraś dziewczynka, przebrana za św. Kingę, postanowiła modlić się więcej za swoich bliskich.
Jakże potrzebne są takie inicjatywy. Bo dzieci nie rodzą się w próżni – dorastają w kulturze, która dzisiaj często odwraca wartości. Jeśli więc my, dorośli, nie pokażemy im, że radość może płynąć z dobra, to świat pokaże im coś innego. Bal Wszystkich Świętych to nie konkurencja dla Halloween. To świadectwo, że można inaczej – z miłością, z sensem, z nadzieją. Bo prawdziwy Bal Wszystkich Świętych nie kończy się w sali parafialnej. On trwa dalej – w rodzinie, w szkole, w codzienności. Trwa wszędzie tam, gdzie człowiek staje się świadkiem radości Ewangelii.
