Przy wejściach do świątyń trzeba obecnie umieszczać piktogramy, które przypominają, że wchodzimy w tę przestrzeń: bez zwierząt, bez lodów, papierosów, w odpowiednim stroju, w milczeniu, nie podejmujemy zwiedzania podczas nabożeństw, wyłączamy telefony, rezygnujemy z robienia zdjęć, mężczyźni zdejmują swoje nakrycia głowy, a rowery czy hulajnogi pozostawiamy na zewnątrz. I nawet jeśli ktoś nie będzie tych zasad przestrzegał w imię swojej wiary i pobożności, powinien wziąć pod uwagę przynajmniej zasady savoir-vivre’u – kiedyś dla wszystkich oczywiste.
Czegoś najwyraźniej zabrakło: kindersztuby, przykładu, wykładu, upomnień, wyczucia, wrażliwości, kultury? Czy uda się nam, Polakom, obyć bez „straży świątynnej”, która miałaby egzekwować obowiązujące w miejscach świętych zasady? Bo ponad wartościami materialnymi i kulturalnymi, jakie napotykamy zwłaszcza w obiektach zabytkowych (architektura, dzieła sztuki, koncerty, wykłady) stać musi świadomość, że kościół to przede wszystkim miejsce święte, wyjątkowe miejsce modlitwy i wyciszenia. „Hic est domus Dei et porta caeli” – tu jest dom Boży i brama niebios – można przeczytać w kaplicy domu rekolekcyjnego w Bardzie Śląskim.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Święte sprawy
Reklama
Sancta sancte tractanda sunt. Sprawy święte należy traktować w sposób święty! Przywołajmy w tym miejscu reakcję Pana Jezusa, który wszedł do świątyni jerozolimskiej i nie pozostał obojętny – najdelikatniej mówiąc – na to, co w niej zobaczył: „Jezus przyszedł do Jerozolimy. Wszedłszy do świątyni, zaczął wyrzucać tych, którzy sprzedawali i kupowali w świątyni powywracał stoły zmieniających pieniądze i ławki tych, którzy sprzedawali gołębie, i nie pozwolił, żeby kto przeniósł sprzęt jaki przez świątynię. Potem uczył ich mówiąc: «Czyż nie jest napisane: Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców»”. (Mk 11,15-17).
A czy my, ludzie wierzący, poszukamy sposobów skutecznej ochrony sakralnego charakteru naszych kościołów i kaplic? Droga jest jasna: własny przykład i katecheza, podejmowana w klimacie domowego Kościoła.
Jak się ubrać do kościoła?
Bardzo wielu z nas – i dotyczy to nie tylko ludzi młodych – nie ma już zielonego pojęcia, jakie kryteria należy uwzględnić, wybierając się na nabożeństwa – a nawet tylko na zwiedzanie świątyń, choć liczymy się bardzo z różnymi normami obowiązującymi w innych miejscach.
Tymczasem nie każdy strój nadaje się na Mszę św., celebrację sakramentów św., na nabożeństwa i inne uroczystości religijne (np. pogrzeb, pielgrzymkę, procesję). Wyczucie w tej materii jest aktualnie wyjątkowo zachwiane (moda, wygoda, bezmyślność, próżność, przewrotność) i nic dziwnego, że ludzie wierzący upominają się o godziwy przyodziewek osób wchodzących do miejsc świętych (także pielgrzymów i turystów). Sprawa nie dotyczy tylko kobiet i nie kończy się z upływem pory letniej.
Reklama
W trakcie ceremonii pogrzebowych do jednej z kaplic cmentarnych Wrocławia weszła spóźniona kobieta w średnim wieku, trzymając za rękę może 5-letnią dziewczynkę. Pani ubrana była w białą sukienkę-firankę (ujawniającą wszystko, co pod nią), a dziecko miało na sobie tylko majteczki. Fakt: był sierpień, było gorąco. Nie wytrzymałem: wyprosiłem obie panie z kaplicy. Poszły od razu na skargę do księdza proboszcza, ale ten potwierdził moją negatywną ocenę takiego stroju na taką okazję.
Na łamach jednego z pism katolickich kobieta wyjawiła swój sposób argumentacji za dowolnością stroju w kościele: „Nie zamierzam ubierać się jakoś specjalnie do kościoła. Jestem na wakacjach i jak mam po wyjściu z plaży iść do hotelu, przebierać się, po prostu szkoda mi czasu. Dlatego idę w tym, w czym jestem, tylko narzucam na siebie coś przewiewnego. Księża powinni zrozumieć, że tutaj ludzie przyjeżdżają odpocząć i nie mają zamiaru się stroić. To jak wyglądam, nie ma nic wspólnego z moją wiarą”.
Jak to jest, że pokornie uznajemy prawo do „umundurowania” pracowników wielu firm; wiemy, jak się ubrać na egzamin, rozmowę kwalifikacyjną, wizytę oficjalną, wyjście do teatru – mimo upałów – a za to z dziwnym uporem chcemy „luzu” podczas spotkań w miejscach świętych? Uszanujemy zasady obowiązujące w meczetach i synagogach, a zlekceważymy swoim strojem katolickie kościoły?
Reklama
Co widzimy? Pępki na wierzchu, dekolty, odsłonięte ramiona, mikroskopijne bluzeczki, szorty, miniówki, krótkie spodnie mężczyzn, klapki na nogach... Kult wygody i luzu doprowadza do prymitywnienia naszej kultury. Niestety, jest to również utrata poczucia wstydu, czyli naturalnej ochrony przed złem. Trudno nie zgodzić się ze śp. ks. Piotrem Pawlukiewiczem, który stwierdza, że obowiązkiem nie tylko duchownych jest nie tyle atakowanie osób „rozebranych” w kościołach, ile bronienie tych, którym to przeszkadza.
Z kolei nadmierne strojenie się bywa nie tylko zgorszeniem i jest w stanie rozproszyć uwagę zebranych na modlitwie, ale stanowi czasem przyczynę rezygnacji z pójścia na Mszę św. lub nabożeństwo przez ludzi ubogich, którzy przez brak wykwintnego stroju czują się gorsi we wspólnocie.
Tak więc problem godnego, odpowiedniego stroju „do kościoła” nie jest tylko prywatną sprawą poszczególnych osób i – jak wszystkie postawy – domaga się wychowania od najmłodszych lat.
Najprostszą zasadą byłoby przy wyborze ubioru uświadomienie sobie, że pójście na modlitwę należy potraktować tak, jak każdą wizytę oficjalną, podczas której nastąpi spotkanie z Kimś dla nas Najważniejszym. Mimo wszystko w naszej kulturze i tradycji wciąż jest prawdą, że strojem szanuję – strojem obrażam. „Społeczeństwo wyraża się przez strój, który nosi” (Benedykt XVI).
(Nie)Tylko dla księży
Reklama
Pół wieku temu ta część artykułu byłaby zbędna lub budziła ogromne zdumienie. Duchowni mieli w jednym paluszku tzw. decus clericorum – honor duchowieństwa – i czuli potrzebę dostosowania się do podanych tam zasad – zresztą obowiązujących nie tylko w świątyni. Obecnie uroczyście (czasem aż nazbyt) świętowane są tzw. obłóczyny, czyli przywdzianie stroju duchownego (sutanny) na ustalonym roku formacji seminaryjnej, ale już niemal nazajutrz… Zawstydzeniem dla nas, księży, powinny być siostry zakonne, które jakoś w każdych okolicznościach potrafią radzić sobie w swoich „firmowych” strojach we wszelkich okolicznościach, podczas gdy nam wystarczy byle pretekst, by zacierać swoją kapłańską tożsamość, a jednocześnie ewidentnie tracić możliwość „naturalnej” ewangelizacji, gdziekolwiek się znajdziemy.
Skoncentrujmy się jednak przede wszystkim na stroju kapłańskim podczas liturgii. Skoro od wiernych wymagamy zachowania dress code i gotowi jesteśmy „grzmieć” z ambon za nieodpowiedni strój ludzi obecnych w świątyniach, to ilu z nas nie powinno stawać przy ołtarzu w stroju wręcz niegodnym?
Przy tej okazji upomnieć się trzeba nie tylko o: długie spodnie pod sutanną, pełne buty na stopach w skarpetkach czarnego koloru, koszulę z długimi rękawami – ale także o: odpowiednią fryzurę, ogoloną twarz, zadbane paznokcie, ręce bez wszelkich ozdób (poza biskupim pierścieniem), zadbane zęby, neutralne zapachowo kosmetyki, dyskretny zegarek na ręce.
Dlaczego? Użyję (celowo) języka Kościoła: Noblesse oblige. Omnia autem probate: quod bonum est tenete. Ab omni specie mala abstinete vos. (1Tes 5,21-22). Sapienti sat? Bądźcie posłuszni dostojności. Wszystko badajcie, a co dobre, tego się trzymajcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła. (1 Tes 5,21-22). Czy to wystarczy mądrym?