Nie jest prawdziwym świętym, ludzie tak go nazwali, bo ma brodę patriarchy i trochę dla śmiechu. Jest grzesznikiem – jak wszyscy, czasem pluje przez okno, je za dużo, ma żal do Pana Boga i patrzy, wiadomo jak, na pewną zgrabną panią w wieku średnim. Ale poza tym, przyznajmy po lekturze tej interesującej powieści, ma sporo cech świętego człowieka. Tym bardziej na stare lata, gdy Leo – samotnik postanowił przydać się światu i nieść pomoc tym, którzy jej potrzebują. Krąży na rowerze po bliższej i dalszej okolicy (akcja rozgrywa się współcześnie na Powiślu, Żuławach i Kociewiu, z retrospekcją do oblężenia Malborka w 1945 r.) i niesie pomoc nie tylko ludziom. To, co czyni, jest skromne, zwykłe, ale czasem otwiera się nad jego głową wielkie niebo, nad rzeką, nad polami na żuławie i lasami na wzniesieniach pojezierza. Jego wyprawy układają się w ciąg przygód opisanych z polotem przez Marka Stokowskiego, pisarza z Powiśla. Czytajcie, bo warto.
Pomóż w rozwoju naszego portalu