Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II odbyła się dyskusja na temat „edukacji zdrowotnej” – nowego przedmiotu, który od przyszłego roku szkolnego ma zastąpić „wychowanie do życia w rodzinie”. Plany ministerstwa edukacji budzą wiele wątpliwości w gronie rodziców i nauczycieli, dlatego debata, zorganizowana m.in. przez Ruch Solidarności Rodzin i Region Środkowo-Wschodni NSZZ „Solidarność”, spotkała się z ogromnym zainteresowaniem.
Teresa Misiuk, była kurator oświaty i inicjatorka wydarzenia, zaprosiła do udziału w dyskusji ekspertów z dziedziny prawa, psychologii i pedagogiki. Głos zabrali m.in. Hanna Dobrowolska z Ruchu Ochrony Szkoły, prawnik prof. Marcin Szewczak, Agnieszka Marianowicz-Szczygieł z Instytutu Analiz Płci i Seksualności „Ona i On”, Zbigniew Barciński ze Stowarzyszenia Pedagogów Natan oraz Bożena Pietras ze Związku Dużych Rodzin. Wystąpienia prelegentów nie pozostawiły wątpliwości, że wprowadzenie nowego przedmiotu narusza konstytucyjne prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, a edukacja zdrowotna poprzez kontrowersyjne treści prowadzi do deprawacji młodego pokolenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ze szkodą dla ucznia
Reklama
Mówiąc o edukacji zdrowotnej i obywatelskiej (która ma zastąpić przedmiot „historia i teraźniejszość”), Hanna Dobrowolska podkreśliła, że są to „niepolskie programy edukacyjne, implementowane do polskiej podstawy programowej ze szkodą dla polskiego ucznia”. W swoim wystąpieniu zwróciła uwagę, że obligatoryjne wprowadzenie tych przedmiotów (szczególnie edukacji zdrowotnej) z naruszeniem prawa rodziców do wychowywania swoich dzieci zgodnie z przyjętym systemem wartości, wpisuje się w siłowe wprowadzenie polskiej szkoły w „europejski obszar edukacji”. Realizowany już w wielu unijnych krajach projekt nie respektuje wartości związanych z historią, tożsamością i wartościami poszczególnych narodów. Szeroko promowany unijny projekt (który jest jedynie propozycją bez prawnego obowiązku wprowadzenia w poszczególnych państwach) zbiera negatywne oceny, ponieważ zdaniem ekspertów nie tyle edukuje, co steruje osobowością ucznia.
Agnieszka Marianowicz-Szczygieł, odnosząc się szczegółowo do tematu edukacji seksualnej, wykazała, że nowy przedmiot sprowadza ludzką seksualność do płaszczyzny instynktów i pozbawia ją wyższych wartości. Zamiast prawdziwej miłości, która wiąże akt płciowy z przyjemnością, ale równocześnie z rodzicielstwem i odpowiedzialnością, promuje hedonizm, a nawet dewiacje. Nowy przedmiot w obszarze edukacji seksualnej nie ma nic wspólnego z edukacją zdrowotną, ponieważ nawet nie sygnalizuje tematów związanych z problemami powodowanymi wczesną inicjacją seksualną, chorobami przenoszonymi drogą płciową czy zagrożeniami związanymi z częstą zmianą partnerów seksualnych.
Rzekoma troska
Podsumowując debatę Teresa Misuk zwróciła uwagę, że elementy edukacji zdrowotnej są obecne w polskich szkołach i realizowane na różnorakich zajęciach, np. na przyrodzie, biologii, wychowaniu fizycznym, wychowaniu do życia w rodzinie czy poprzez różne programy wychowawcze i profilaktyczne. Co do potrzeby tego typu kształcenia nikt nie ma wątpliwości, ale nie ma zgody na to, by pod płaszczykiem rzekomej troski o zdrowie dzieci i młodzieży była powadzona demoralizacja młodego pokolenia. – Przedmiot wprowadzany przez ministerstwo edukacji jest mocnym uderzeniem w rodzinę i sprowadzeniem sfery seksualnej człowieka tylko do przyjemności, do zaspokojenia własnych potrzeb. Konsekwencje tych działań będą widoczne nie tylko teraz wśród dzieci i młodzieży, ale będą też odczuwane w ich dorosłym życiu i życiu całego społeczeństwa – powiedziała była kurator.