Pisze Pani Helena:
Bardzo się chwali, że Wasze czasopismo ogłasza anonse swych katolickich
czytelników. Będę czekać na listy zwłaszcza z Bieszczad, choć mogą
też być z innych miast. Po prostu czuję się taka samotna i niespełniona
towarzysko – bo chodzi nie o to, aby znać dużo ludzi, choć to też bardzo
miłe, ale by te osoby miały „głębię swojego serca” – jak mówiła moja bliska
śp. znajoma, z którą rozumiałyśmy się bez słów.
Oczywiście, mam rodzinę – i dobrze, że mam. Ale jak to rodzina – ma swe
sprawy i kłopoty, i to przeważnie ja jestem ich większą podporą, aniżeli oni
moją, choć nie powiem, że o mnie nie dbają. Ale też nie ukrywam, że wiele razy
wypłakiwałam się ze swego osamotnienia, z bólu.
Chciałam nawet coś zdziałać dla mojego miasteczka, dla mojej rodziny
i dla siebie samej – coś szlachetnego, pozytywnego, ale nic mi z tego nie wyszło.
Poruszałam osoby urzędowe, ale nikt nie chciał wspomóc. Jestem wypalona
psychicznie przez niełatwe życie. Pociechą będzie mi modlitwa za mnie i o to,
żebym poznała serdeczne osoby, takie nawet do przyjaźni. Lubię czytać,
modlić się, piszę poezje... Niestety, nie mam szczęścia do przyjaźni na żywo,
choć się staram…
List od p. Heleny to jeden z wielu, gdy samotna dusza szuka pocieszenia przez kontakt z inną samotną duszą. Wiem, powtarzają się podobne listy w tej rubryce, ale czymże ona jest, jeśli nie ciągłym wołaniem o przyjaźń i miłość. W każdym człowieku jest także potrzeba dzielenia się swoją miłością i... zmartwieniami. Zasklepieni w swoim najbliższym otoczeniu często nie zauważamy tych potrzebujących i samotnych. Dotyczy to szczególnie ludzi starszych, którzy potem umierają cichutko we własnych czterech ścianach. Właśnie w jednym tygodniu zmarły dwie osoby z mojej klatki schodowej... A świat milczy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu