Reklama

Głos z Torunia

Rodzina i Duch Święty

Z Bogdanem Majorem o początkach Domowego Kościoła w Toruniu i dzieleniu się wiarą w rodzinie rozmawia Renata Czerwińska.

Niedziela toruńska 29/2024, str. IV-VI

[ TEMATY ]

Domowy Kościół

Archiwum Bogdana Majora

Założyciele toruńskiego Domowego Kościoła. Maria Major z dzieckiem w środku, Bogdan Major pierwszy po prawej

Założyciele toruńskiego Domowego Kościoła. Maria Major z dzieckiem w środku, 
Bogdan Major pierwszy po prawej

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Renata Czerwińska: Byli Państwo u początków toruńskiej wspólnoty Domowego Kościoła. Jak to się zaczęło?

Bogdan Major: Jesteśmy w ruchu od 1978 r. W Toruniu były wtedy inne wspólnoty. Byliśmy już małżeństwem prawie 10 lat, chodziliśmy na spotkania duszpasterstwa jezuitów, jeździliśmy na różne rekolekcje, ale przyszła propozycja, która zafascynowała mnie i fascynuje do dzisiaj. Domowy Kościół zawiązał się w Toruniu od wyjazdu trzech rodzin do Krościenka – Marii i Jana Adamiaków, Elżbiety i Leszka Polakiewiczów oraz Marysi i mnie. Propozycję wyjazdu na Oazę Rodzin przyniósł nam Wacław Dokurno, wtedy jeszcze nie ksiądz, ale student czy doktorant fizyki. Jeździł na młodzieżowe oazy i przyjechał z taką propozycją. Przyjaciele, do których się najpierw zwrócił, nie mogli jechać, więc spytał nas. Rozmawialiśmy na ten temat z ks. Janem Chrapkiem, jeszcze nie był biskupem, to były jego pierwsze chwile w Toruniu. Spotkaliśmy się też z jedną z par z Domowego Kościoła z Bydgoszczy, wreszcie skrzyknęliśmy się i pojechaliśmy. Nie ma przypadków. Pan Bóg posyła do nas posłańców we właściwym czasie. Widocznie widział niedosyt Jego obecności w naszym małżeństwie i rodzinie. Uważaliśmy, że musimy do Boga iść razem, a nie tak, jak to kiedyś żartobliwie mówiłem, że jestem ja i mój Pan Bóg, obok moja żona i jej Pan Bóg. Ta propozycja była przez nas oczekiwana. Całościowa, świetnie przemyślana, spójna koncepcja formacyjna i wychowawcza ks. Franciszka Blachnickiego, która zawiera się w triadzie „nowy człowiek, nowa wspólnota, nowa kultura”, do tego system rekolekcji, praca w ciągu roku. Oferta dla każdego bez względu na wiek, stan ducha, możliwa do przyjęcia i realizacji. To był dla nas dar, który do dzisiaj owocuje i za który nieustannie Bogu dziękuję.

W tamtych czasach miał on jeszcze inne walory, bo wyzwalał z lęku przed głoszeniem Dobrej Nowiny czy bycia chrześcijaninem na co dzień bez ukrywania swoich przekonań i czynienia tego, co jest dobre, wbrew temu, co system polityczny czy świat oczekuje. Myślę, że ta pokora, ufność i zawierzenie Bogu, przykład Matki Bożej był dla nas bardzo ważny i był fundamentem naszego życia rodzinnego. Warto podkreślić, że Domowy Kościół nie jest dla samego małżeństwa, tylko dla całej rodziny. Byłaby ona niepełna, gdyby dzieci gdzieś odsunąć od tych doświadczeń i szansy na autentyczne – na ile człowiek potrafi – bycie chrześcijaninem na co dzień i budowanie autentycznej wspólnoty przesiąkniętej Bożą miłością.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Jak to się przełożyło na Państwa małżeństwo?

Odkryciem była dla mnie wspólna głośna modlitwa małżeńska. Mogłem zobaczyć, co jest najważniejsze dla mojej żony. To są rzeczy, o których w rozmowie często się nie mówi, nawet nie ma okazji, ale jeśli ktoś o coś się modli, to znaczy, że to jest dla niego ważne. Przychodzi głębsze otwarcie między nami małżonkami, które przekłada się na rodzinę. Im człowiek się bardziej odkryje, tym bardziej jest narażony na jakiś uraz, ale mimo to warto, prowadzi to bowiem do większej jedności. Same wykłady i sama wiedza o Kościele nie wystarczą. To odkrycie tego, na co się czasem za bardzo nie zwraca uwagi, chociażby głęboka odpowiedzialność za życie i zbawienie żony, dzieci, wnucząt. Świadectwo codziennego życia winno czerpać z sakramentu małżeństwa. Ponowne odkrycie obecności i działania Ducha Świętego umacniało nas i dawało siłę w trudnościach i chorobach. Walczyliśmy z chorobą żony przez 10 lat. Jej przyjęcie to szczególne świadectwo nie tylko wobec domu i domowników, ale i wobec innych. Marysia nigdy się nie skarżyła, mimo że przerzuty były bardzo bolesne, nie brała żadnych środków przeciwbólowych. Kiedy lekarz jej proponował, powiedziała: „Panie doktorze, Pan Jezus tyle wycierpiał, to ja też mogę choć trochę”. Widziałem, że był zaskoczony, ale przyjął to bardzo dobrze. Odeszła spokojnie, w domu, wśród najbliższych.

Reklama

Przeżyli państwo razem 47 lat. Czy może pan podpowiedzieć naszym Czytelnikom, co trzeba zrobić, żeby być trwałym, kochającym się małżeństwem? Jest na to jakiś przepis?

Każde małżeństwo jest inne i zawsze ten przepis będzie trochę inny, ale są pewne rzeczy uniwersalne, które pomagają. Po pierwsze: wierność, odpowiedzialność, uczciwość, zero tajemnic między sobą i maksymalna otwartość, szczerość i prawda, nawet jeżeli człowiek zrobi coś, czego by nie chciał. Domowy Kościół bardzo pomaga, ma wiele pożytecznych praktyk, na przykład zasiadanie – teraz mówi się na to dialog małżeński. Do rozmowy zapalamy świecę, która uobecnia światło Chrystusa. Atmosfera obecności Bożej pomaga, żeby nie kombinować niepotrzebnie, żyć w jak największej prostocie i otwartości, nie zacierać tego, co jest między nami. Siostra Jadwiga Skudro, prawa ręka ks. Blachnickiego, zawsze podkreślała, że najważniejszą i najlepszą lekcją wychowawczą dla dzieci jest miłość między rodzicami. Ona jest ważniejsza od naszej miłości do nich, która często bywa nadopiekuńcza. Jak najwięcej rzeczy, które można, robić razem. Marysia, kiedy zbliżał się miesiąc od naszej ostatniej spowiedzi, mówiła: – To co, idziemy? Tyle rzeczy można zrobić naturalnie, bez jakichś udziwnień, formalizmów. Na przykład jeśli chodzi o obowiązki domowe, u nas nie było ustalonych terminów, kto, kiedy, i co robi, wynosi śmieci, myje naczynia. Ze swojego domu wyniosłem, że jeśli jest coś do zrobienia, to ten, kto jest wolny, robi i się na nikogo nie ogląda, nie podlicza, czy czasem nie robi dwa razy pod rząd. Jesteśmy razem, jesteśmy wspólnotą. Dzięki temu wiele problemów ginie.

Syn i córka są wierzący i przekazują to swoim dzieciom. Wielu rodziców martwi się teraz o to, żeby ich dzieci zachowały wiarę. Co można zrobić?

Najbardziej przekonujące jest własne świadectwo. Rozmowa, bycie razem, kiedy mają jakieś problemy czy pytania. Nieważne, o której, przed dwunastą w nocy czy w ciągu dnia, zawsze mieliśmy czas dla dzieci i rozmowa z nimi była na pierwszym miejscu. Ważne, żeby nie tylko zapewnić stronę materialną, dodatkowe zajęcia, atrakcje, ale być z nimi. Pomaga też, jeśli rodzina jest wielopokoleniowa. Będąc już dziadkiem, widzę, że są rzeczy, które młodzi często chętnie przyjmują od starszych pokoleń. Są rodzice, którzy pewnych tematów z dziećmi nie poruszają, bo myślą, że to się skończy na jakimś sporze. A trzeba rozmawiać o wszystkim, tylko na spokojnie i otwarcie. U nas w domu nie było krzyków i pohukiwania. Nie wystarczy powiedzieć: – Masz się uczyć, idź rób to i to, a wręcz przeciwnie, musi być szacunek do siebie nawzajem. Jak najwięcej być razem w rzeczach łatwych, trudnych, bez uciekania od tematów. Czasami, jak dziecko miało jakieś wątpliwości, co zrobić, to rozwiązaniem było zapytanie: – No dobrze, a jakbyś sam odpowiedział, gdyby ciebie o to ktoś zapytał? Uczmy myślenia i tego, że człowiek opowiada za to, co robi. Nie ktoś, nawet ten polecający, tylko ten, który robi, który to zaakceptuje albo nie.

Ważne jest też środowisko, z jakim dzieci mają do czynienia. Córka z mężem są odpowiedzialni za Domowy Kościół w Wiedniu. Weszli w te sprawy z marszu, bo tam, gdzie mogliśmy być razem z dziećmi, to je zabieraliśmy. Ich dzieci jeżdżą do Polski na swoje oazy. Nasze doświadczenia i przeżycia są też w dużej mierze ich udziałem, mają pewność wiary do dzisiaj. To była ważna sprawa dla nas, zwłaszcza w tamtych czasach. Dzieci, które z nami jechały na oazę, miały swoje spotkania, widziały, że to nie jest tak, że rodzice to jakieś dziwaki, które nie popierają socjalistycznego państwa i jego zasad, tylko są inni ludzie, którzy żyją tak jak my, rówieśnicy też. Wyprawy, które cała grupa odbywa, dzień wspólnoty czy inne wyjścia przeżywa się razem z dziećmi, a wspólne przeżycia łączą i pomagają. Środowisko, które prezentuje pewne wartości, jest bardzo ważne. Wnucząt mam ośmioro, najstarsze już przekroczyły dwudziestkę, a najmłodszy Janek skończył 10 lat. Dziękuję nieustannie Bogu za Domowy Kościół, za żonę, nasze dzieci i wnuczęta i za prowadzenie przez życie. Jestem nadal w kręgach Domowego Kościoła. Przez około 3 lata z Lechem Polakiewiczem prowadziliśmy krąg wdów i wdowców, teraz jako samotni wdowcy dołączyliśmy do kręgów w swoich rejonach. A propos troski – kiedy chorowałem na COVID-19 i wychodziłem ze szpitala, zjechałem już windą, bo mieli mnie odebrać przyjaciele z Torunia. Otwierają się drzwi i co widzę? Stoi moja córeczka! Przyjechała z Wiednia w nocy, żeby tatusia odebrać ze szpitala i trochę się nim zaopiekować. Czyż to nie piękne?

2024-07-17 00:03

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bardo Śląskie. W kręgu Domowego Kościoła

[ TEMATY ]

Domowy Kościół

Bardo

ks. Piotr Sipiorski

archiwum prywatne

Dzierżoniowska wspólnota Domowego Kościoła wraz ks. Piotrem Sipiorskim

Dzierżoniowska wspólnota Domowego Kościoła wraz ks. Piotrem Sipiorskim

W dniu diecezjalnego dziękczynienia za dar beatyfikacji kard. Wyszyńskiego, dzierżoniowski krąg Domowego Kościoła przeżywał swój dzień skupienia w klasztorze sióstr Marianek.

Jak relacjonuje duszpasterz i opiekun wspólnoty ks. Piotr Sipiorski, grupa zatrzymała się tajemnicą sakramentu małżeństwa, pochylając się nad istotą przysięgi małżeńskiej. – W ten sposób małżonkowie na nowo odkrywali jak ważne jest częste powracanie do jej treści oraz momentu jej wypowiedzenia – relacjonował duszpasterz. - Po spotkaniu udaliśmy się do bazyliki na wspólną, dziękczynną Eucharystię za beatyfikację kard. Wyszyńskiego, a następnie odbyła się agapa i podsumowanie roku formacyjnego. Wspólnota dokonała także wyboru nowej pary animatorów na kolejny rok formacji, dziękując dotychczasowej parze. W godzinie miłosierdzia w kaplicy domu zakonnego odmówiliśmy wspólnie Koronkę do Bożego Miłosierdzia, był także czas na medytację i wsłuchiwanie się w słowo Boże – kontynuował kapłan.
CZYTAJ DALEJ

Świadectwo s. Marii Druch: uratował mnie mój Anioł Stróż

[ TEMATY ]

świadectwo

Anioł Stróż

Krzysztof Piasek

S. Maria Druch prowadzi rekolekcje i głosi konferencje na temat aniołów.

S. Maria Druch prowadzi rekolekcje i głosi konferencje na temat aniołów.

Historia, którą specjalnie dla was, Drodzy Czytelnicy, dzieli się tu siostra Maria, dotyczy czasów jej dzieciństwa. Jednak mocno utkwiła jej w pamięci i z pewnością miała wpływ na późniejszy wybór drogi życiowej.

„Nie ma dzisiaj zakątka ziemi, nie ma człowieka ani takich jego potrzeb, których by nie dosięgła ich (aniołów) uczynność i opieka”. Wiecie, Drodzy Czytelnicy, kto jest autorem tych słów? Wypowiedział je nieco już dziś zapomniany arcybiskup mohylewski Wincenty Kluczyński, który założył w Wilnie (w 1889 r.) żeńskie bezhabitowe zgromadzenie zakonne – Siostry od Aniołów. Wspominam o tym nie bez powodu, bo autorką kolejnego świadectwa jest siostra Maria Druch z tego właśnie anielskiego zgromadzenia. Historia, którą specjalnie dla was, Drodzy Czytelnicy, dzieli się tu siostra Maria, dotyczy czasów jej dzieciństwa. Jednak mocno utkwiła jej w pamięci i z pewnością miała wpływ na późniejszy wybór drogi życiowej. Oddajemy zatem jej głos. „Miałam wtedy 13 lat. Spędzałam ferie zimowe u wujka. Jego dom był położony nieopodal żwirowni. Latem kąpaliśmy się w zalanych wykopach. Trzeba było uważać, ponieważ już dwa metry od brzegu było tak głęboko, że nie dało się złapać gruntu pod stopami. Zimą było to doskonałe miejsce na spacery. Woda zamarzała, lód był bardzo gruby, rybacy łowili ryby w przeręblach. Czułam się tam bardzo bezpiecznie. W czasie jednego z takich moich spacerów obeszłam dookoła wysepkę i znalazłam się w zatoce, gdzie temperatura musiała być wyższa. Nagle usłyszałam dźwięk… trtttttt. Zorientowałam się, że lód pode mną pęka. Nie znałam wtedy zasady, że powinno się położyć i wyczołgać z zagrożonego miejsca. Wpadłam w panikę. Zrobiłam rzecz najgorszą z możliwych. Zaczęłam szybko biec do oddalonego o około dziesięć metrów brzegu. Lód pode mną się nie łamał, ale był rozmokły i czułam, że im bliżej jestem celu, tym moje stopy coraz głębiej się w niego zapadają. Kiedy ostatecznie dotarłam do brzegu, serce chciało ze mnie wyskoczyć. Byłam w szoku. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, co się wydarzyło. Według zasad fizyki powinnam znajdować się w wodzie. Nie miałam prawa dobiec do brzegu po rozmokłym lodzie, naciskając na niego tak mocno. Wiem też, jak tam było głęboko – nie biegłam po dnie pokrytym lodem. Pode mną były wielometrowe otchłanie. Wtedy uznałam to za przypadek, szczęście.
CZYTAJ DALEJ

Świdnica. Zmarł ks. kan. Kazimierz Gniot. Miał 72 lata

2025-10-02 21:00

[ TEMATY ]

Pszenno

śmierć kapłana

kapłan diecezji świdnickiej

ks. Kazimierz Gniot

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

ks. kan. Kazimierz Gniot (1953-2025)

ks. kan. Kazimierz Gniot (1953-2025)

We wtorek 2 października w Świdnicy zmarł ks. kan. Kazimierz Gniot, wieloletni proboszcz parafii św. Mikołaja w Pszennie.

Urodził się 21 kwietnia 1953 r. w Leśnej. Po ukończeniu Technikum Górniczego w Zgorzelcu w 1973 r. wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu. Po sześciu latach studiów filozoficzno-teologicznych 19 maja 1979 r. z rąk bp. Wincentego Urbana otrzymał święcenia kapłańskie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję