Kilkaset osób wzięło udział w uroczystościach pogrzebowych ks. prał. Stanisława Bartmińskiego. W kościele św. Marcina w Krasiczynie, w którym przez lata był proboszczem, zgromadzili się parafianie, rodzina i przyjaciele.
Był człowiekiem dialogu
Uroczystości żałobne rozpoczęły się Mszą św., którą koncelebrował arcybiskup senior Józef Michalik. Witając przybyłych, arcybiskup podkreślił, że żegnamy wyjątkowego kapłana, działacza niepodległościowego, społecznika zaangażowanego w życie parafii, orędownika pojednania trzech wyznań, zasłużonego dla kultury i Kościoła autora kilku książek, pierwowzór bohatera bardzo popularnego serialu TVP Plebania. Wieloletniego duszpasterza Solidarności rolników, osobę powszechnie szanowaną i lubianą. Twórcę i redaktora Wieści Krasiczyńskich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W stanie wojennym krasiczyńska plebania była azylem dla opozycji, dla wdów górniczych, sierot. Krasiczyn idealnie pasował do wyobrażeń realizatorów Plebanii. Prowincja, pogranicze, przenikanie się kultur, religii, tradycji. I do tego taki proboszcz: otwarty, przyjazny, blisko ludzi. Nie od razu przyjął ofertę. Sondował opinie u kolegów księży i przyjaciół, czy podjąć współpracę. Odradzali. Potraktował to jako wyzwanie. Do dziś filmowy Tulczyn promuje Krasiczyn.
Wielka to łaska i zobowiązanie
Reklama
Przychodzi nam stanąć przy trumnie ks. Stanisława, długoletniego proboszcza tej wspólnoty, której przez 54 lata był naszym pasterzem. Odszedł od nas do Pana w 87. roku życia i po 64 latach kapłaństwa.
Dzisiejsze spotkanie uświadamia nam nierozerwalny związek między kapłaństwem, stołem i chlebem. Te trzy dary idą razem. Składamy dziś Panu Bogu dziękczynienie za dar kapłaństwa śp. ks. Stanisława. Kapłaństwo jest darem. Nikt nie może kapłaństwa ustanowić, tylko sam Jezus Chrystus. Apostołowie nie zostali kapłanami z własnej woli, ale z woli Jezusa Chrystusa. Do kapłaństwa powołuje Pan Bóg. Dlaczego powołał porywczego Piotra, a nie zrównoważonego Nikodema, który nocą dyskutował o królestwie Bożym? Tego nie wiemy... Wiemy, że do bogatego młodzieńca też były skierowane słowa: „(...) chodź za Mną” (Mt 18, 21), ale nie poszedł. Poszli Piotr, Jan, Andrzej. Zostawili łodzie i poszli.
Powołał go Pan i posłał do ludzi
Reklama
Poszedł i młody ministrant katedralny Stanisław Bartmiński z Kruhela. Uczęszczał najpierw do szkoły powszechnej w Bączalu Dolnym, gdzie mieszkał na plebanii podczas II wojny światowej aż do 1947 r., u ks. Floriana Zająca, brata matki. Tam też przeżywał uroczystość I Komunii św., i pewnie u boku wuja kształtował zaczątki swojego powołania do życia kapłańskiego. Uczęszczał do Gimnazjum im. Juliusza Słowackiego w Przemyślu, po czym przez półtora roku kontynuował naukę w gimnazjum biskupim w Lublinie, maturę zdawał w 1953 r. w Małym Seminarium w Przemyślu. Powołał go Pan do kapłaństwa i posłał do ludzi. Czuł się posłanym przez Boga, nie przez ludzi. Po święceniach kapłańskich w 1959 r. rozpoczął działalność duszpasterską. Jako wikariusz pracował w Besku, Sieniawie Jarosławskiej, Rzeszowie, Ustrzykach Dolnych, Krośnie Polance i Przemyślu-Błoniu. W tym okresie posługiwał także jako duszpasterz ludzi głuchoniemych i ministrantów.
Wyznaczał nowe kierunki
Od pierwszych chwil kapłańskich był dla ludzi i był w awangardzie duchownych, szukając nowych możliwości dotarcia do wiernych, wyznaczał nowe kierunki duszpasterstwa, szukał ciągłe nowych inspiracji kapłańskich. Jeździł z młodzieżą po górach, po Bieszczadach. Byłem świadkiem rozmów starszych ludzi, którzy te czasy i ks. Stanisława wspominali także w parafiach koło Ustrzyk Dolnych.
A potem pewnie i nieoczekiwanie dla niego został posłany tutaj, do rozległej parafii krasiczyńskiej – tak blisko rodzinnego domu, stron, tak bliskich jego sercu. A było tutaj co robić – parafia rozległa, do kościoła parafialnego daleko, dlatego odzyskuje, remontuje i otwiera dawne cerkwie w Mielnowie, Chołowicach, Korytnikach – pomaga w Krasicach, żywo interesuje się losem cerkwi w Chyrzynie i Chyrzynce oraz ruinami w Kupnej. Buduje wraz z parafianami kościół w Tarnawcach, a także kapliczkę w Śliwnicy dla upamiętnienia cerkwi. I tutaj też jest prekursorem pojednania i zgody polsko-ukraińskiej, współpracy z kościołem greckokatolickim. Bracia Ukraińcy nazywają go swoim bratem i przyjacielem.
Z jego inicjatywy odnowiony został dawny cmentarz żydowski, gdzie niejedną lekcje katechezy prowadziłem będąc tutaj w Krasiczynie. Przy wejściu umieścił napis: „Starszym braciom w wierze”.
Plebanię miał zawsze otwartą
Reklama
Dziękujemy dziś Panu Bogu za kapłaństwo śp. ks. Stanisława, który był sługą Stołu. Czy to jest coś nadzwyczajnego? Tyle stołów stoi w domach. To prawda! Nie mówię o stole jako meblu. Mebel jeszcze nic nie znaczy. Stół ma swoje życie. Stół jednoczy. Stół rodzi braterstwo. Stół rodzi przyjaźń. Stół musi być w sercu. Kto nie ma stołu w sercu, temu nie pomoże mebel, temu wystarczy ława. Ten nie potrafi jednoczyć. Ten nie potrafi prowadzić dialogu. Nauczycielem tego stołu był sam Jezus. Usiadł z Apostołami przy stole w Wieczerniku, by pożegnać się z przyjaciółmi. Mógł pożegnać się w pięknym plenerze nad jeziorem, ale pożegnał się przy stole i stół ten pozostawił Apostołom w testamencie. Stół staje się dziedzictwem każdego kapłana. Stawał śp. ks. Stanisław przy stole ołtarzowym, by prowadzić młodzież hipisowską do Boga, stawał tutaj, w parafii św. Marcina, by jednoczyć wszystkich parafian. Stawał, by uczyć stołu. Dziękujemy dziś Panu Bogu za śp. ks. Stanisława i prosimy Ojca w Niebie, by posadził go wraz z Apostołami i świętymi kapłanami przy Stole w domu, który przygotował nam Jezus Chrystus.
Ksiądz Stanisław plebanię miał zawsze otwartą… Pragnąc przybliżyć w zmieniających się czasach Kościół ludziom i dostosować do nich duszpasterstwo, wydaje czasopismo Wieści Krasiczyńskie, a także współtworzy wraz z całą ekipą serial Plebania, który to chyba oglądali wszyscy księża w diecezji i w Polsce. Sam jest pierwowzorem filmowego proboszcza, a wiele wątków wzięło swój pierwowzór z tej parafii i naszej diecezji. Był dla każdego. W trudnym okresie PRL ks. Bartmiński organizował rekolekcje i kolonie dla młodzieży, a po wybuchu stanu wojennego – kolonie dla dzieci osób internowanych i dzieci niepełnosprawnych. Przekazywał paczki żywnościowe internowanym w Ośrodku Odosobnienia w Uhercach, wraz z parafianami pomagał rodzinom internowanych górników ze Śląska. W grudniu 1982 r. zorganizował w Krasiczynie pierwsze rekolekcje, które dały początek duszpasterstwu rolników. Kto tu, przy tym plebanijnym stole w kuchni nie zasiadał…
Po przejściu na emeryturę poświecił się zbieraniu, archiwizowaniu i opisywaniu dziejów Krasiczyna i okolic, losów swojej rodziny, relacji polsko-ukraińskich, a jako duktor kursu, żył losami swoich kolegów, często ich odwiedzał i inspirował do działania. Nie sposób tutaj wymienić wszystkiego, co zostało przez niego napisane i opublikowane. Podziwiałem jego pracowitość, pasję, z jaką się temu oddawał, godziny i dni spędzone przy klawiaturze komputera.
Droga krzyża
Reklama
Pozwólcie, że na koniec przytoczę jeszcze osobiste obrazy z naszego wspólnego pobytu tutaj przez 5 lat. Kiedy zostałem mianowany proboszczem w Krasiczynie, przyjechałem wraz z ks. Feliksem Kwaśnym, jego kolegą z ministrantury katedralnej, aby się przedstawić. Czułem lęk i niepokój, jak się będzie żyć i współpracować z księdzem, który został tutaj proboszczem, jak ja się urodziłem – przecież mógł być moim ojcem, a nawet dziadkiem. Mówię wtedy: „Księże prałacie, byliście tutaj przez prawie 40 lat, zostańcie i róbmy tak, aby było dobrze…”.
Po pół roku pobytu w Krasiczynie mieliśmy jako neoproboszczowie spotkanie z abp. Józefem Michalikiem – mówiło się o plusach i minusach parafii. Jakież było zaskoczenie wśród zebranych, gdy wśród plusów wymieniłem ks. Stanisława… Dopytywano o to, a ja: „Wracamy z zimnych kościołów, z dojazdów zmarznięci, a on wychodzi do nas i woła: Chodźcie do mnie na kawę, zagrzejcie się…”. Mieliśmy pewność, że on jest na plebani i w razie czego nas zastąpi, pomoże. Wnosił w nasze dyskusje wigor, młodzieńczy entuzjazm i ogrom radości… Ileż to wieczorów przesiedzieliśmy przy stole w kuchni. Żył Zamkiem Krasiczyńskim i zachęcał nas do tego, aby uroczystościami religijnymi ożywiać również jego mury, aby łączyć społeczność parafii z zamkową. W czasie trudnym – bo kapitalnego remontu plebanii – nigdy nie usłyszałem słowa wyrzutu czy narzekania. Interesował się pracami, a robił to zawsze dyskretnie, mówiąc nieraz do mojej siostry: „Idę zobaczyć, co i jak robią – nie żeby sprawdzać, bo się cieszę, że robią, ale nie chcę, by proboszcz myślał, że się wtrącam…”.
W czasie złotego jubileuszu kapłaństwa ks. Stanisława (18 października 2009 r.) pan Stanisław Krzemiński nasze wspólne relacje postawił za wzór i rzeczywiście tak było – bo przez 5 lat ani razu się nie pokłóciliśmy...
Reklama
Ostatnia jego droga, to droga krzyża – długa choroba, cierpienie i wyniszczenie – jakby Chrystus chciał mu powiedzieć, masz zostawić wszystko, co cię z ziemią wiązało i przybić się do mojego krzyża. Ksiądz Stanisław był kapłanem, który nigdy nie zbierał dla siebie, a dla innych i wszystkim się dzielił. Zrobiło na mnie wrażenie, jak podczas odwiedzin zastałem ogołocony pokój – mieszkanie, a ks. Stanisław mówi, że wszystko porządkuje i rozdaje, zwraca, bo nie wie, ile ma jeszcze czasu i pragnie wszystko uporządkować, przy okazji zwracając mi pożyczone materiały i książkę, o której ja już zapomniałem…
Na koniec drogi Pan go wezwał, by przez cierpienie szpitalne przygotować go do niebieskiej uczty. Tam, w szpitalu otrzymał wiatyk na drogę wieczności.
Słowa podziękowania i pożegnania wypowiedzieli w kościele przedstawiciele rodziny, kolegów – kapłanów oraz parafian. Na pogrzeb przyjechali także twórcy serialu Plebania, którego konsultantem był ks. Stanisław. Włodzimierz Matuszak, serialowy ks. Antoni, proboszcz Tulczyna, żegnając zmarłego, powiedział: – Stachu, podarowałeś nam, filmowcom – producentom, scenarzystom, reżyserom, aktorom, ale przede wszystkim naszym widzom swoje życie i kapłańskie doświadczenia. Dzięki tobie opowiadaliśmy historie, w których odnajdowały się miliony Polaków. Byłeś lojalny i wobec swego kapłańskiego stanu, i wobec serialowego zadania, którego się podjąłeś. Dziękujemy ci za kilkanaście lat współpracy oraz przyjaźni.
Ksiądz Stanisław wrócił do swoich. Jego ostatnią wolą było, by spocząć na cmentarzu w Śliwnicy. Tak też się stało.