W Białym Dunajcu wychowało się wiele pokoleń, a wyjazd w to miejsce wiąże się z ekscytującymi wspomnieniami, miłością do gór i relacjami na całe życie. Obóz przeznaczony jest dla młodych ludzi między 17. a 26. rokiem życia. Uczestnicy są podzieleni na duszpasterstwa, z których każde ma swoją chatę prowadzoną przez zakonników z różnych zgromadzeń oraz księży diecezjalnych. Ponieważ duszpasterstwa mają swoje charakterystyczne rysy i charyzmaty, każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. – W tym roku w obozie uczestniczą maturzyści i studenci z Uniwersytetu Wrocławskiego, Uniwersytetu Opolskiego, Politechniki Wrocławskiej, Politechniki Opolskiej, ale mamy również osoby ze śląskich uczelni. No i pobiliśmy ubiegłoroczny rekord, jeśli chodzi o liczbę uczestników – mówi Patrycja Thomalla, rzecznik prasowy obozu w Białym Dunajcu.
Integracja i zabawa
Sztab organizacyjny obozu stanowią: szef obozu, główna kulturalna, turystyczny i rzecznik prasowy. Z tą kadrą współpracują szefowie chat. W każdej chacie znajduje się kapłan, który jest opiekunem studentów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dwa tygodnie w Białym Dunajcu to przede wszystkim wędrówki po górach, które odbywają się od poniedziałku do piątku. Uczestnicy wychodzą wczesnym rankiem, w małych grupkach, na wybrane przez siebie trasy o różnym poziomie trudności – od spaceru w Dolinie Kościeliskiej po wyprawę na Rysy. Po powrocie mają przygotowany obiad i uczestniczą w Eucharystii, która najczęściej jest sprawowana w miejscowym kościele. Czasem zostają w chatkach na Mszy duszpasterskiej. Po Mszy św. jest czas na integrację – wyjście na pizzę, gry w planszówki czy tańce. Na integrację międzychatkową przeznaczone są weekendy. – Mamy np. bieg otrzęsinowy. Studenci opanowują wtedy Biały Dunajec i chodzą od chaty do chaty, rozwiązując różne zadania. W chatach dostają różne tematy i zagadnienia związane z bajkami, zawodami itp. Jest również mecz siatkówki w drugą sobotę czy dzień otwartych chat. Poszczególne duszpasterstwa przygotowują wtedy spotkania dla wszystkich, jest więc możliwość ich odwiedzenia i zobaczenia, jak one funkcjonują. W tym roku mamy pewną nowość, w dniach 1-14 września na Krupówkach można zwiedzać wystawę poświęconą historii naszego obozu – mówi Patrycja.
U Królowej Tatr
Obóz to również konferencje duszpasterzy, na które przeznaczony jest jeden dzień. Dotyczą one różnych spraw – począwszy od duchowych, przez relacje, skończywszy na tych poruszających rozwój osobisty. – Te wszystkie stałe punkty programu od wielu lat się sprawdzają. I to się nie zmienia. Większą zmianą w tym roku jest pielgrzymka do sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr na Wiktorówkach. Zwykle odbywała się drugiego dnia obozu, czyli na samym początku, ale w tym roku przenieśliśmy ją na pierwszą sobotę września – mówi Mateusz Grześkowiak, szef obozu, a Patrycja dodaje: – Pielgrzymka została przełożona ze względu na tę jubileuszową edycję obozu, by ci, którzy kiedyś brali w nim udział i którzy przed wieloma laty go tworzyli, mogli nas teraz odwiedzić wraz z rodzinami i przyjaciółmi, jeśli mają takie życzenie. To jest sobota, więc w większości dzień wolny od pracy.
Z Białego Dunajca na Wiktorówki wiedzie 15-kilometrowa droga, a jej pokonanie to czas modlitwy, integracji i przygody. Po ogólnoobozowej Mszy św. na Wiktorówkach jest wspólne pamiątkowe zdjęcie na Rusinowej Polanie.
Reklama
Dla osób, które już zakończyły studia, ale chciałyby jeszcze przyjechać do Białego Dunajca, by poczuć klimat obozu, jest organizowana co roku Chata Złomu. – Ta chata nie jest prowadzona przez żadne duszpasterstwo, ale warunki są podobne jak w pozostałych chatach. W tym roku nie było jednak tylu chętnych osób, by wynająć całą chatę, więc się nie otworzyła. W poprzednich latach było podobnie. Pojawiają się jednak byli uczestnicy obozu chętni do jego odwiedzenia. Przyjeżdżają i prywatnie wynajmują chaty niezwiązane z obozem. Tak też jest i w tym roku – mówi Patrycja.
Na obozie nikt nikogo nie zmusza do modlitwy, bo jak podkreślają organizatorzy, obóz to nie rekolekcje. Mogą w nim uczestniczyć również osoby, które nie są katolikami czy osoby niewierzące. Niemniej podczas aktywnego wypoczynku studenci pamiętają o Panu Bogu. W tę pamięć wpisuje się codzienna Msza św., wewnątrzchatkowe modlitwy, konferencje duszpasterzy, ale także wędrówki, w czasie których podziwia się piękno stworzenia. Udział w obozie może się zatem stać początkiem wielkiej przygody z Panem Bogiem.
Dobry start
Biały Dunajec to zaproszenie skierowane głównie do maturzystów, którzy rozpoczynają swoją przygodę na studiach. Udział w obozie ma im pomóc w szeroko rozumianej adaptacji – wejściu w życie studenckie, ale też w środowisko duszpasterstw akademickich. Młodzi ludzie zapoznają się z ideą duszpasterstw i odnajdują swoje miejsce, dołączając do grup. Jest to zatem dobry start w wartościowe środowisko akademickie, ale również szkoła gotowania i prowadzenia domu. Studenci mieszkają bowiem w domach gazdów i gaździn, którzy prowadzą agroturystykę. Sami sprzątają, gotują, robią zakupy. Tak naprawdę sami tworzą obóz. We wszystkich dwunastu chatach znajduje się grafik obowiązków, do którego każdy się wpisuje na określony dzień. Nie wychodzi wtedy w góry, lecz zajmuje się chatą.
Co daje udział w takim obozie? – Przede wszystkim jest to okazja do wyjazdu, chodzenia po górach, odpoczynku i aktywnego korzystania z wakacji. Dla maturzystów są to najdłuższe wakacje życia, więc każda taka aktywność jest wartościowa i przyjemna. Jest to też spotkanie z drugim człowiekiem. Na obozie jest 400-500 osób, więc można poznać wspaniałych ludzi, zawrzeć przyjaźnie – czasem są to przyjaźnie na całe życie. Jest wielu ludzi z różnych kierunków studiów i niekiedy w chatce spotka się kogoś, kto studiuje na tej samej uczelni i może podpowiedzieć coś konkretnego. Jest to też kwestia spotkania z Bogiem – mamy codzienne Msze św., modlitwę na szlaku, pielgrzymkę na Wiktorówki. Jest dużo okazji, by zbliżyć się do Boga, poznać Go w sposób bardziej studencki niż parafialny. Na obozie jesteśmy wspólnotą, tak żyjemy i tak Boga poznajemy: w sposób wspólnotowy, ale trochę bardziej kameralny – mówi Mateusz Grześkowiak.