W okolicach Smoleńska odnaleziono masowe groby polskich oficerów zamordowanych przez Sowietów – podało 13 kwietnia 1943 r. berlińskie radio. W kolejnych dniach ogłaszano nazwiska pierwszych zidentyfikowanych ofiar. Wśród nich padły personalia generałów Bronisława Bohaterewicza i Mieczysława Smorawińskiego. Dla polskich władz na uchodźstwie ta wiadomość stanowiła odpowiedź na powracające od wielu miesięcy pytanie: co się stało z tysiącami oficerów, którzy po 17 września 1939 r. zostali osadzeni w więzieniach sowieckiej Rosji i nie zgłosili się do punktów werbunkowych armii gen. Andersa? Dla propagandy sowieckiej ta informacja oznaczała początek trwającej kilkadziesiąt lat ofensywy kłamstwa. Dla władz USA i Wielkiej Brytanii stała się testem na lojalność wobec Polski, Polaków i prawdy.
Diabelski pakt
Reklama
Sprzymierzone ze sobą niemiecka III Rzesza i sowiecka Rosja, gdy dokonały we wrześniu 1939 r. IV rozbioru Rzeczypospolitej, podjęły skoordynowane działania mające na celu zniszczenie elity narodu polskiego. W tajnym protokole do niemiecko-sowieckiego traktatu o granicach i przyjaźni z 28 września 1939 r. zapisano: „obie strony nie będą tolerować na swych terytoriach jakiejkolwiek polskiej propagandy, która dotyczy terytoriów drugiej strony. Będą one tłumić na swych terytoriach wszelkie zaczątki takiej propagandy”. Rozpoczynała się, trwająca blisko 2 lata, bliska współpraca gestapo i NKWD. Wymianie doświadczeń i zbrodniczych pomysłów służyły konferencje organów bezpieczeństwa Niemiec i ZSRS, organizowane od jesieni 1939 r. w Krakowie, Zakopanem i Przemyślu. Jak zauważają historycy, nie jest przypadkiem, że mniej więcej w tym samym czasie obaj okupanci zorganizowali wymierzone w polskie elity akcje eksterminacyjne. Ich symbolem stały się z jednej strony Palmiry i Piaśnica, gdzie Niemcy w ramach tzw. akcji AB mordowali polskich działaczy politycznych i społecznych, nauczycieli, dziennikarzy, naukowców, kapłanów, lekarzy, a z drugiej – Katyń, Charków, Miednoje, gdzie sowieccy oprawcy pozbawiali życia polskich oficerów. Mordowano ich w tym samym czasie, co nie mogło być przypadkiem. Profesorowie George Watson i Allen Paul twierdzą nawet, że Niemcy doskonale wiedzieli, jaki los spotkał polskich oficerów znajdujących się w niewoli sowieckiej, że odkrycie grobów katyńskich w 1943 r. było uczynione już tylko na użytek propagandy, kiedy dotychczasowi sojusznicy stali się wrogami. Gdy na procesie norymberskim 8 lutego 1946 r. po raz pierwszy został podjęty przez rosyjskich oskarżycieli temat konsekwencji najazdu Niemiec na Polskę, w tym zbrodni katyńskiej, na ustach oskarżonych przywódców III Rzeszy pojawiły się drwiące uśmiechy. Hermann Göring ostentacyjnie zdjął słuchawki, przez które wybrzmiewało tłumaczenie słów rosyjskiego prokuratora. Na pytanie, dlaczego nie słucha, odpowiedział: „Nie sądziłem, że Rosjanie będą na tyle bezczelni, aby wspomnieć o Polsce”. Gdy przedstawiciel USA zapytał: „Dlaczego nazywa to pan bezczelnością?”, Göring odparł: „Ponieważ oni zaatakowali Polskę w tym samym czasie, co i my”. Temat zbrodni katyńskiej szybko zniknął wtedy z wokandy Międzynarodowego Trybunału Wojskowego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wyrok śmierci
Reklama
Po najeździe sowieckim na Polskę jeńcy wojenni wbrew wszelkim konwencjom międzynarodowym zostali umieszczeni w obozach podległych nie organom wojskowym, ale policji politycznej, czyli NKWD. W Kozielsku umieszczono głównie oficerów Wojska Polskiego, w Starobielsku i Ostaszkowie – funkcjonariuszy Policji Państwowej, Straży Granicznej, Służby Więziennej i oficerów elitarnego Korpusu Ochrony Pogranicza. Ich los został przesądzony 5 marca 1940 r., gdy na Kremlu odbyło się posiedzenie ścisłego kierownictwa sowieckiej Rosji. W raporcie przygotowanym przez Berię zostało ujęte zalecenie, aby osadzonych w obozach rozstrzelać, jako „zdeklarowanych i nie rokujących nadziei poprawy wrogów władzy sowieckiej”. Ów wyrok śmierci własnoręcznymi podpisami zaakceptowali Stalin, Woroszyłow, Mołotow, Mikojan, Kalinin i Kaganowicz. Wszyscy dobrze pamiętali słowa przywódcy sowieckiej Rosji – Lenina, wypowiedziane 20 lat wcześniej, gdy polska armia zatrzymała bolszewików na przedpolach Warszawy i uratowała Europę w cywilizacyjnym starciu „dwóch światów”. Lenin powiedział wtedy z wściekłością na posiedzeniu WKP(b): „Tam – w Europie – było wszystko do wzięcia, ale Piłsudski i jego Polacy zatrzymali i zgasili ogień rewolucji światowej”. Pamiętali też zalecenie, które wówczas padło: „Polakom tego nigdy zapomnieć nie wolno”. Raport Berii z podpisami przywódców sowieckiej Rosji stał się na blisko pół wieku jednym z najbardziej strzeżonych dokumentów w ZSRS. Znajdował się do początku lat 90. ubiegłego wieku w tzw. teczce nr 1 przechowywanej w kremlowskim sejfie obok kodów umożliwiających użycie broni nuklearnej.
Metodyka zbrodni
Reklama
Na początku kwietnia 1940 r. NKWD przystąpiło do akcji nazwanej eufemistycznie przez Berię „operacją rozładowania więzień”. Całość była bardzo dokładnie i niezwykle precyzyjnie opracowana i przeprowadzona. Więźniów Kozielska wywożono etapami do Katynia. Dziennie od pięćdziesięciu do trzystu pięćdziesięciu osób. Ze stacji kolejowej Gniezdowo przewożono ich furgonetką więzienną zwaną od koloru i kształtu czornyj woron (czarny kruk) na uroczysko Kozie Góry nieopodal Katynia. Tam dokonywał się ostatni akt zbrodni. Nad otwartymi dołami śmierci dwóch oprawców łapało ofiarę za ręce i przechylało ją do przodu, a trzeci zbrodniarz strzelał z pistoletu w potylicę. Strzał oddawany był najczęściej z produkowanej w Niemczech broni Walther kaliber 7,65 mm. Wielu oficerów zamordowano także w piwnicach willi NKWD w Smoleńsku; stamtąd przewożono ich i zrzucano do dołów śmierci. Jak opisywał jeden z najwybitniejszych badaczy zbrodni katyńskiej prof. Janusz Zawodny: „Ogromną większość ofiar zabito jednym strzałem w tył głowy. Z reguły wlot kuli znajdował się ponad karkiem, następnie kanał pocisku biegł ku górze i wychodził na twarzy, pomiędzy nosem a linią włosów”. Gdy 3 lata później rozpoczęła się ekshumacja ofiar, to, co ukazało się oczom obecnych, przerażało. „Wszystkie zwłoki ułożone były z rękami wyciągniętymi wzdłuż ciała lub związanymi z tyłu. Ciała leżały warstwami – od sześciu do dwunastu – jedne na drugich. Wiele zwłok, zwłaszcza podchorążych i oficerów młodszych wiekiem, miało związane ręce. Technika wiązania węzłów była identyczna we wszystkich przypadkach. Sznury najwidoczniej były przygotowane wcześniej, gdyż wszystkie miały tę samą długość. Niektórzy jeńcy mieli usta napełnione trocinami i sznurek wokół policzków. Oficerowie, związani, z kneblami w ustach, z oczyma przesłoniętymi płaszczami zarzuconymi na głowy, stawiali niekiedy opór, który przełamywano pchnięciami czworokątnych bagnetów”.
Milczenie i kłamstwo
Gdy wieść o odkrytych mogiłach lotem błyskawicy rozchodziła się po świecie, Rosjanie uruchomili to, co mieli zawsze dopracowane do perfekcji: agenturę wpływu i propagandę. O dokonaną zbrodnię oskarżyli Niemców i zablokowali działania Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. A to właśnie do tej instytucji wystąpiły rezydujące w Londynie polskie władze. Przy okazji Stalin rozwiązał problem, który był dla niego kulą u nogi: zerwał stosunki dyplomatyczne z rządem polskim, nawiązane przez Polskę pod wyraźną presją Wielkiej Brytanii w lipcu 1941 r. Od tej pory już jawnie lansował jako przywódców powojennej Polski swoich namiestników spod znaku czerwonej gwiazdy. A wolny świat patrzył na to i milczał. Winston Churchill w rozmowie z gen. Władysławem Sikorskim przekonywał cynicznie: „Są rzeczy, które choć wiarygodne, nie nadają się do tego, aby mówić o nich publicznie”. Trzy miesiące po tej rozmowie polski premier zginął w niewyjaśnionej do dziś katastrofie lotniczej w Gibraltarze. Kłamstwo katyńskie i milczenie o Katyniu szły ze sobą w parze przez blisko pół wieku, a prawda została złożona na „ołtarzu wielkiej geopolityki”. I nawet wtedy, gdy ostatni przywódca ZSRS Michaił Gorbaczow przyznał publicznie, że za zbrodnię odpowiada stalinowski aparat represji, to równolegle uruchomiona została gigantyczna machina propagandowa „usprawiedliwiająca” zbrodnię. Rosjanie zaczęli mówić o rzekomych masowych mordach dokonywanych przez Polaków na jeńcach bolszewickich w 1920 r. I choć ten „anty-Katyń” został szybko przez historyków polskich obnażony jako wierutne kłamstwo, to zamęt został zasiany i akcja znalazła oddźwięk w mediach zachodnich, szczególnie w Niemczech.
Prawdę o Katyniu przeniosły rodziny ofiar, polska emigracja niepodległościowa, ludzie tacy jak Józef Mackiewicz, ks. Stefan Niedzielak, ks. Zdzisław Peszkowski, Janusz Zawodny, Jerzy Łojek, Stefan Melak... I dzięki temu pamięć o tej zbrodni, niestety, nigdy sprawiedliwie nieosądzonej, przetrwała. Jak określił to prezydent Lech Kaczyński: „Tak jak kłamstwo katyńskie było fundamentem PRL, tak prawda o Katyniu jest fundamentem wolnej Rzeczypospolitej”.
Autor jest historykiem, szefem Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.