Ks. Zbigniew Suchy: 14 lutego otrzymaliśmy z Watykanu potwierdzenie o możliwości beatyfikacji Czcigodnych sług Bożych Rodziny Ulmów z Dziećmi. Z jakimi uczuciami przyjął Ksiądz Arcybiskup tę decyzję?
Abp Adam Szal: Z jednej strony – z niedowierzaniem, że ta sprawa znalazła swój szczęśliwy finał. Z niedowierzaniem w tym sensie, że spraw beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych jest tak wiele, a trzeba przejść przez odpowiednie procedury. Ta droga, która wiodła ku beatyfikacji, szczęśliwie się zakończyła, a Pan Bóg pozwolił nam przeżywać tę chwilę, kiedy to wyznaczona jest data i miejsce beatyfikacji rodziny Józefa i Wiktorii Ulmów razem z ich dziećmi.
Reklama
Z drugiej strony – z radością, że mamy kolejnych orędowników w niebie, kolejnych błogosławionych, do których będziemy się modlić w sposób bardzo oficjalny, prosić o ich wstawiennictwo, także patrzeć na przykład ich życia. Chciałbym przywołać słowa Ojca Świętego Jana Pawła II, który 13 czerwca 1999 r. podczas Mszy św. beatyfikacyjnej pierwszej grupy męczenników II wojny światowej powiedział pod adresem świętych, którzy są ważnym elementem w tym widzeniu Kościoła, że „Kościół w Polsce odradza się z posiewu krwi męczenników i żyje pamięcią zwycięstwa, jakie oni odnieśli na tej ziemi”. Wciąż aktualne są jego wypowiedziane wtedy słowa, że „ci męczennicy i męczennice wpisują się w dzieje świętości ludu Bożego, pielgrzymującego już od ponad tysiąca lat na polskiej ziemi”. A wiec jest to radość i potwierdzenie prawdziwości Kościoła i tej prawdy, że męczeństwo rozumiane jako świadectwo, jest ciągle obecne w Kościele, także i teraz.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
10 września dokona się akt beatyfikacyjny. Czy mógły Ksiądz Arcybiskup krótko przybliżyć naszym Czytelnikom historię drogi Rodziny Ulmów od momentu śmierci, aż do tego aktu beatyfikacji czy ogłoszenia dekretu?
Ta droga jest dość trudna. Po pierwsze, trzeba ją wiązać z procesem beatyfikacyjnym pierwszej grupy męczenników. W czasie tego procesu, w perspektywie beatyfikacji, która nastąpiła w 1999 r., w Kościele polskim pojawił się pomysł, ale także potrzeba opracowania drugiej grupy świadków wiary, drugiej grupy męczenników. Ta druga grupa została w sposób formalny przedstawiona w 1994 r. W sumie po okresie przygotowawczym, któremu patronowali sługa Boży ks. Henryk Szuman i jego Towarzysze, ustalono liczbę tych męczenników na 88 osób. Byli to domniemani męczennicy II wojny światowej. Z racji przynależności ks. Szumana do diecezji chełmińskiej, proces ten prowadziła diecezja w Pelplinie i trwa on do dziś.
W tym czasie, w 2017 r., pojawiła się myśl, żeby z tego ogólnopolskiego procesu wyłączyć rodzinę Ulmów, bo jest to specyficzny przykład męczeństwa, ale także i nasz podkarpacki przykład. Takie głosy pojawiły się zresztą, nie tylko na terenie naszej archidiecezji; spływały one do nas z całej Polski. Zostały przygotowane odpowiednie dokumenty do przewodniczącego Episkopatu Polski, ale także do biskupa pelplińskiego, który firmuje i prowadzi proces ogólnopolski.
Reklama
Po uzyskaniu odpowiednich dokumentów sprawa została przekazana do Kongregacji (dziś Dykasterii) ds. Kanonizacyjnych i 20 lutego 2017 r. kongregacja wydała zgodę na wyłączenie tego procesu. Po zatwierdzeniu dekretu, do przygotowania tzw. positio, czyli syntetycznej rozprawy ukazującej zasadność prośby o beatyfikację sług Bożych Józefa i Wiktorii Ulmów razem z Dziećmi z Markowej, został skierowany ks. dr Witold Burda. Wtedy sprawa ta w pewnym sensie przyspieszyła.
Ta wielość dat i dokumentów może przesłonić postać samych błogosławionych. Kim zatem byli Józef i Wiktoria Ulmowie, zanim ponieśli śmierć męczeńską?
Przed nami stoi szczególne wyzwanie, abyśmy tę rodzinę poznali i pokochali. W homiliach często mówimy w odniesieniu do Chrystusa, żeby Go poznać, pokochać i naśladować. To samo w zmienionej formule odnosi się do Czcigodnych sług Bożych Józefa i Wiktorii Ulmów.
Była to zwyczajna i niezwyczajna chłopska rodzina; Józef i Wiktoria oraz ich siedmioro dzieci. Sześcioro urodziło się jeszcze przed męczeństwem, a siódme było pod sercem matki w chwili jej śmierci. Rodzina ta była niezwyczajna, ponieważ czuli się odpowiedzialni za siebie. Byli rodziną kochającą, która utrzymywała się z pracy rąk własnych, przedsiębiorczą na swój sposób. Na ówczesne czasy rodziną światłą, choćby przez to, co nie było częstym zjawiskiem na wsi, że była u nich biblioteczka domowa, w skład której wchodziło ok. 400 bardzo różnych pozycji. Józef Ulma prenumerował też różne czasopisma, także dla swoich dzieci.
Reklama
Józef był „złotą rączką”. Nie tylko zrobił własny aparat fotograficzny, którym robił zdjęcia, ale także zajmował się pszczelarstwem, ogrodnictwem, pracował w spółdzielni mleczarskiej, aktywnie udzielał się społecznie. Podobnie Wiktoria jako żona i matka miała wiele obowiązków. Niezwykłość tej rodziny została spotęgowana tym, że w trudnych czasach II wojny światowej przyjęli dar życia, bo najmłodsze dzieci rodziły się w czasie wojny, ale też tym, że przyjęli w obronę życie Żydów, którzy byli zagrożeni, prześladowani i skazani na śmierć przez Niemców tylko z tego powodu, że byli Żydami. To był pewien heroizm. Dziś bardzo często popełniamy błąd, bo patrzymy naszymi oczyma na tamte czasy, ale trzeba sobie uświadomić jak wielkim zagrożeniem to było, jakie dylematy mieli Ulmowie, czy przyjąć tych ośmioro osób pod swój dach, narażając życie swoje i swoich dzieci. Jak ten miłosierny Samarytanin pochylili się nad potrzebującymi i przyjęli ich.
Jest to wielkie wyzwanie duszpasterskie, ale także wyzwanie dla nas wszystkich, by uroczystość beatyfikacyjna była dobrze przygotowana. Byśmy patrząc na tę rodzinę czasami może poczuli chęć takiej wierności swojemu powołaniu, jak to było w przypadku Ulmów, takiej miłości do bliźniego, do dzieci, do ojczyzny – tej dużej i tej małej, jaką jest nasza wioska czy parafia. Wyzwań jest wiele.
Dodam, że niezwykłość tej beatyfikacji jest wieloaspektowa, bo w jednym akcie beatyfikacyjnym będzie wyniesiona do chwały ołtarzy cała rodzina, rodzice i dzieci, także i to dziecko nienarodzone. Będzie to więc wydarzenie poniekąd historyczne, na skalę, nie waham się powiedzieć, Kościoła powszechnego, nie tylko polskiego, przemyskiego.