Reklama
Chcąc pojąć i naprawdę przyjąć to, co Bóg nam objawia, winniśmy wielkodusznie – podczas parokrotnej lektury – zaangażować nasz rozum i otworzyć serce na działanie Ducha Świętego. Przy takim zaangażowaniu po pewnym czasie na pewno zostaniemy obdarowani. Czym? Kim? Nasza dusza otrzyma życiodajną wodę Miłości i pożywny chleb sensu, wielkiej Bożej wizji i niebotycznych obietnic, które zaspokajają tęsknoty i pragnienia „niespokojnego serca człowieka”. Ile razy – a może to się wydarzać codziennie – mieliśmy już radosne odczucie, że od „zawsze” czekaliśmy właśnie na takie czy inne słowo od naszego Stwórcy! Nieraz bywamy przygnębieni i wręcz się dusimy... I oto nagle roztacza się przed naszymi oczyma rozległy horyzont, gdy przykładowo św. Paweł z emfazą obwieszcza obecność w świecie Boskiej miłości, która – jak krzyż Chrystusa – ma cztery wymiary. Oczywiście, nie każdy potrafi odsłaniać ogromne „połacie” tajemnicy. Potrafi to Apostoł, który – olśniony jasnością Pana i potężnie ku Niemu przyciągnięty – grawituje ku Osobie Jezusa i wokół Niej. Po dramatycznym epizodzie prześladowania pierwszych chrześcijan św. Paweł stał się żarliwym sługą Dobrej Nowiny. Sprawił to Pan, dając mu wgląd w odwieczny zamysł zbawienia. Jego wyjątkowe poznanie odzwierciedla się w każdym liście Apostoła, także w tej ekstatycznej prośbie: „Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości zakorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Boga” (Ef 3, 17-19). Jakże soczysta i smakowita jest treść każdego słowa powyższej prośby! Jest w niej przedsmak tego, „jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9).
Wraz z Tymoteuszem możemy dziś chłonąć Pawłową zachętę, by ochoczo i odważnie wziąć „udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii”. To prawda, dzisiaj przeciwności i duchowa walka zmagają się w apokaliptycznym nasileniu, a wydaje się, że coraz potężniejsze żywioły przyrody potwierdzają wyjątkowość i powagę obecnego czasu. Niejeden, także chrześcijanin, daje się zastraszyć, zapominając, że to po naszej stronie jest „moc Boża”! I że w łodzi Kościoła miotanej i atakowanej przez wrogie siły – te zewnętrzne i te wewnątrz kościelnej wspólnoty – jest obecny „nasz Zbawiciel, Chrystus Jezus, który zniweczył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię”.
Wierząc w Jezusa, starajmy się pamiętać, że do domu Ojca musimy iść ze swoim krzyżem i pośród utrapień. Wszyscy podążamy na... Golgotę, która jest synonimem procesów obumierania i samej śmierci. Powinniśmy zatem jeszcze żywiej pamiętać o tym, że droga Jezusa kończy się zmartwychwstaniem – Jego i naszym! To wydarzenie pozwala nam dzielnie podejmować niełatwą ziemską wędrówkę. Za parę tygodni Wielkanoc. Już dzisiaj pobądźmy z Apostołami i Jezusem na Taborze. Cudnego widoku przemienionego Pana potrzebowali oni trzej. I my potrzebujemy kontemplować Tego, którego twarz „zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło”. „Na tle nieba widzisz tyle dali, ile ci potrzeba”. W dużej mierze od nas zależy, ile „mocy Bożej” zaczerpniemy z Przemienienia, ze słowa Bożego!
Pomóż w rozwoju naszego portalu