Na pierwszym powakacyjnym posiedzeniu rządu w Paryżu prezydent Francji Emmanuel Macron wygłosił przemówienie o Europie, odnosząc się do obecnej sytuacji geopolitycznej oraz wyzwań, przed którymi stoją Francja i świat. Jego zdaniem, Europa powinna się przygotować na koniec dostatku, pewności i beztroski. – Zasadniczo żyjemy pod koniec ery obfitości, będziemy musieli wyciągnąć konsekwencje ekonomiczne. To koniec produktów i technologii, które wydawały się nam wiecznie dostępne; dojdzie do przerwania łańcuchów dóbr (...). Będziemy musieli poczynić przygotowania – stwierdził.
Europejskie ceny gazu i energii wzrosły po kilkaset procent, ceny akcji spadły, a euro słabnie względem światowych walut. To efekt wstrzymywania przez Rosję pompowania gazu główną trasą dostaw do 27-narodowej UE. W Niemczech zaprzestano podgrzewania basenów, podświetlania zabytków, temperatura w pomieszczeniach biurowych ma nie przekraczać 19°C, a część fabryk może zostać zamknięta ze względu na reglamentację gazu. – Moskwa prowadzi wojnę nie tylko z Ukrainą, ale i z całym Zachodem. Niemcy są teraz punktem oparcia presji Władimira Putina, który musi użyć maksymalnej siły, aby rozbić Europę i sojusz transatlantycki – wskazuje Constanze Stelzenmüller, niemiecka analityk oraz dyrektor Center on the United States and Europe.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zachód będzie marznął
Reklama
Kryzys energetyczny rozpoczął się latem 2021 r. Szczególnie odczuwalny był na zachodzie Europy, bo bezwietrzne lato sprawiało, że farmy wiatrowe produkowały znacznie mniej prądu niż w poprzednich latach. Już wtedy Moskwa ograniczała dostawy gazu do UE, co napędziło wzrost cen w poprzednim sezonie jesienno-zimowym. W 2021 r. zachodnie firmy wstrzymywały produkcję nawozów sztucznych, zamykano zakłady chemiczne i pojawiały się problemy z dostępnością dwutlenku węgla do uboju zwierząt. Kryzys, którego coraz wyraźniejsze oznaki mamy teraz w Polsce, na Zachodzie dawał się w znaki już w poprzednim sezonie.
Stary Kontynent okazał się najbardziej niestabilnym miejscem w obliczu światowego kryzysu energetycznego. Ceny ropy, węgla i gazu rosły wszędzie, ale nigdzie aż tak szybko, jak w UE i Wielkiej Brytanii. Kryzys energetyczny jest konsekwencją naiwności elit politycznych w budowaniu gospodarki opartej na odnawialnych źródłach energii (OZE) bez żadnych realnych zabezpieczeń oprócz gazu z Rosji. – W zeszłym roku Władimir Putin jedynie dolewał oliwy do ognia, wykorzystując kryzys światowy, by podbić ceny w Europie. Wojna w Ukrainie oraz zakręcenie Nord Stream 1 to już dolanie do tego kryzysu wysokooktanowej benzyny – mówi ekspert ds. energetyki Mariusz Marszałkowski z portalu branżowego BiznesAlert.pl .
O ile zachodnia Europa przy wprowadzeniu racjonalizacji gazu może poradzi sobie z energią elektryczną, to o wiele słabiej wygląda ogrzewanie w sezonie jesienno-zimowym. Zachód, m.in. ze względu na redukcję emisji CO2, prawie całe swoje ciepłownictwo przestawiał z węgla na rosyjski gaz, w związku z tym marznąć będą nie tylko Niemcy, ale także Francja, Wielka Brytania, Szwajcaria i odległe Włochy.
Gazowa broń Moskwy
Reklama
Kryzys energetyczny w Europie oznacza, że największe straty poniesie sektor gospodarczy i energochłonny przemysł. Choć w Polsce nie przewiduje się reglamentacji energii ani gazu, to jednak wzrost cen może doprowadzić do upadłości lub wstrzymania produkcji także nad Wisłą. – Indywidualni konsumenci będą w jakimś stopniu chronieni, ale przedsiębiorców mogą czekać podwyżki o kilkaset procent, co na pewno odbije się na inflacji. To będzie wyzwanie na przyszły rok wyborczy w Polsce, a przedsiębiorcy będą się zmagali z bardzo dużą presją cenową, by utrzymać swoją działalność – mówi Mariusz Marszałkowski.
Rosja surowce energetyczne traktuje jako broń nie od dziś, a uzależnienie Europy od Moskwy świadczy tylko o słabości i korupcji europejskich elit. – Kreml traktuje wojnę w Ukrainie jako wojnę z całym Zachodem, a zakręcając gaz, osłabia gospodarczo swojego przeciwnika i doprowadza do destabilizacji społeczno-politycznej. A taka destabilizacja może skłonić rządy poszczególnych państw do rewizji swojej polityki wobec Rosji, pomocy dla Ukrainy oraz wywierania presji na Kijów, by zgodził się na zawieszenie broni – zaznacza Marek Menkiszak, kierownik zespołu rosyjskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich.
Od początku wybuchu drugiej fazy wojny w Ukrainie 24 lutego mamy już w niektórych miejscach przesilenia polityczne. We Włoszech upadł rząd, w Niemczech notowania kanclerza osiągają rekordy spadku poparcia, a w Czechach na ulice wyszło 70 tys. ludzi, którzy protestowali przeciwko drożyźnie i domagali się zbliżenia z Rosją. Według szefa czeskiego rządu Petra Fiala, protestującym nie leży na sercu dobro kraju. Przekonuje on, że demonstracja „została zwołana przez siły, które są prorosyjskie”, a przedstawione hasła są „przeciwne interesom Republiki Czeskiej”.
Ratunkiem światowy kryzys?
Reklama
W zestawianiu z Europą najtrudniejsza jest sytuacja w Ukrainie. Władze z Kijowa nakazały w piwnicach bloków i w schronach zainstalować piece, które mogą być opalane różnymi paliwami. Ukraińcy chcą walczyć bez względu na to, czy będą mieli prąd, gaz i ogrzewanie w sezonie zimowym. Kijów ma jednak świadomość, że determinacja mieszkańców Berlina, Amsterdamu czy Paryża jest znacznie mniejsza. Dlatego przestrzega, że paktowanie z Putinem jest niebezpieczne, bo Moskwa chce wynegocjować „pauzę strategiczną”, aby mieć czas na uzupełnienie braków amunicji, sprzętu i ludzi. – Szantażem energetycznym Putin chce zrujnować stabilność i dobrobyt każdego gospodarstwa domowego w Europie. Ci, którzy proponują, żeby się poddać, zapraszają tylko do dalszych kłopotów. Pacyfikowanie Putina przez sprzedanie Ukrainy to układ z diabłem, który nie przyniesie ani pokoju, ani stabilności – podkreśla min. Dmytro Kułeba, szef ukraińskiej dyplomacji.
Polska na tle Europy Zachodniej jest w najlepszej sytuacji, bo jest najmniej uzależniona od Rosji, co widać po niższych prognozach cen energii względem Francji i Niemiec prawie o połowę. Również elektrociepłownictwo nadal mamy oparte głównie na węglu, który jest w Polsce, a rosyjskie braki są uzupełniane importem z różnych stron świata. Europa to jednak system połączonych ze sobą naczyń, gdzie braki surowców energetycznych windują ich ceny giełdowe. Dlatego też cena tego sezonu grzewczego będzie od kilkudziesięciu do nawet kilkuset procent wyższa od poprzedniego. Należy mieć tylko nadzieję, że ta zima będzie łaskawa, a popyt na gaz i panika na rynku będą jak najmniejsze.
Na przełomie 2022 i 2023 r. Niemcy mają uruchamiać swoje pierwsze pływające terminale gazowe, co może poprawić sytuację u naszych zachodnich sąsiadów. Paradoksalnie sytuację energetyczną w UE może też poprawić ogólna sytuacja na świecie i zbliżający się kryzys globalny. Już teraz widać, że spada popyt na ropę, a co za tym idzie – spadają jej ceny. Można się spodziewać, że ceny gazu na światowych rynkach również mogą spadać, a przynajmniej nie będą tak szybko rosnąć, jak w czasie koniunktury.