Ataki na realizowany w Polsce od 1 kwietnia 2016 r. program „Rodzina 500 plus” (od 1 lipca 2019 r. świadczenie na każde dziecko w rodzinie) nie ustają. Z punktu widzenia beneficjentów, czyli polskich rodzin, skala tych ataków powinna być stałym ostrzeżeniem w perspektywie przypadających na jesień 2023 r. wyborów parlamentarnych. Przy innej większości parlamentarnej i – potencjalnie – przy rządzie tworzonym przez obecną opozycję, na utrzymanie tego programu, a tym bardziej na utrzymanie innych programów prospołecznych, nie ma co liczyć. Co prawda od czasu do czasu ktoś z opozycji przebąkuje, że świadczenia prorodzinne jednak są potrzebne i zostaną utrzymane, ale jednocześnie pojawiają się zapowiedzi ich modyfikacji i warunkowania. W tej sytuacji nie ma żadnych gwarancji, że „Rodzina 500 plus” i inne programy pomocowe nie zostaną tak „zmodyfikowane”, że ostatecznie znikną.
W części społeczeństwa, czasami także wśród tych, którzy korzystają z „500 plus”, wyrażany jest pogląd, żyrowany przez przeciwników obecnej władzy, że w ten sposób państwo wspiera jedynie patologię społeczną. Ciekawe, że podobne świadczenia w innych krajach europejskich, m.in. „Kindergeld” w Niemczech, „Child Benefit” w Wielkiej Brytanii, „Allocations familiales” we Francji i Belgii czy „Barnbidrag” w Szwecji, traktowane są jako przemyślane wsparcie tamtejszych rodzin. Czy polskie rodziny na takie wsparcie nie zasługują? Owszem, lepiej i może sprawiedliwiej byłoby, gdyby wzrost dochodów polskich rodzin odbywał się przede wszystkim na drodze radykalnego, a potem stałego wzrostu płac pracujących rodziców. Wiadomo jednak, że w Polsce ten mechanizm właściwie nie działa, bo pracodawca zawsze znajdzie bardziej lub mniej uzasadniony powód, by uciec od podwyższania świadczeń za pracę, a państwo wymusza jedynie wzrost płacy minimalnej.
Inny rodzaj ataku przypuściła ostatnio jedna z posłanek opozycji, dowodząc, że „500 plus” „Nie poprawiło jakości życia tak naprawdę, bo jakość życia dziecka to jest dobra szkoła, ochrona zdrowia, nic takiego się nie stało”, a ponadto „Rzucenie 500 i zostawienie tego na pastwę losu przy takiej polityce fiskalnej, monetarnej, gospodarczej, powoduje, że ludzie budzą się z ręką w nocniku, bo okazuje się, że to 500 to jest jakieś 370”. Trzeba być człowiekiem oderwanym od rzeczywistości, by twierdzić, że świadczenia finansowe nie poprawiają jakości życia polskich rodzin. Że w trosce o tę jakość ekwiwalentem wsparcia finansowego powinna być dobra szkoła czy lepsza ochrona zdrowia. Nie! Nic zamiast! To powinny być mechanizmy równoległe. A co do wielkości świadczeń, nawet jeżeli z powodu inflacji „500 plus” jest dzisiaj warte tylko 370 zł, to i tak jest to dużo więcej niż zero ze strony tych, którzy uważali (i może nadal uważają), że na tego rodzaju świadczenia „piniendzy nie ma i nie będzie”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu