Karolina Mysłek: Choć towarzyszy nam stale, to jest to jedna z emocji, której bardzo nie lubimy i której najchętniej pozbylibyśmy się z naszego życia.
Aleksandra Sztuka: Powiem więcej – boimy się bać. Boimy się spotkać z lękiem. A to podstawowa emocja, której w jakimś stopniu doświadcza każdy. Jest ona sygnałem. Lęk ma być. Oczywiście, adekwatny do konkretnej sytuacji. Żadna skrajność nie jest dobra – ani jego brak, ani nadmierny poziom.
Reklama
Przed naszą rozmową zrobiłam miniankietę nt. lęku. Pierwsze, co usłyszałam, to pytanie: jak się go pozbyć?
Wobec tego, co wcześniej powiedziałam, właściwsze byłoby: jak sobie z nim radzić? Na początek trzeba zadać sobie pytanie: czego się boję? To pierwszy sposób radzenia sobie z lękiem. Jeśli się boimy za bardzo, to czujemy się, jakbyśmy byli pijani od emocji. Wtedy odpowiedź może się nie pojawić. Adekwatne jest tu określenie badacza emocji Richarda Lazarusa: „emocjonalne porwanie mózgu”. Chodzi o to, że jeśli człowiek ma w sobie za dużo emocji, to jest jakby nietrzeźwy, nie ma ze sobą właściwego kontaktu. Dobrym sposobem odnalezienia w sobie źródła lęku będzie zatrzymanie się np. przez przytulenie, kołysanie, pogłaskanie. To jakby powrót do dzieciństwa, zaspokojenie podstawowych potrzeb. Mówimy, że w takim momencie przytulamy swoje „wewnętrzne dziecko”. Takie działanie ścisza lęk, powoduje, że możemy usłyszeć pytanie o to, czego się boimy, a w efekcie znaleźć na nie odpowiedź.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Mówisz o „wewnętrznym dziecku”. Czym ono jest? Jak je w sobie odnaleźć?
Kiedy byliśmy dziećmi, najwięcej do powiedzenia w naszym życiu miały niekontrolowane emocje. Z czasem uczyliśmy się nad nimi panować, wypracowywaliśmy w swoim mózgu tzw. wewnętrznego dorosłego. Dziecko jednak zostaje w nas na całe życie. Jako dorośli mamy więc w sobie zarówno „wewnętrzne dziecko”, jak i „wewnętrznego dorosłego”. To „wewnętrzne dziecko” wymaga utulenia, emocjonalnej obsługi, czyli: odczytywać, nazywać, zaspokajać potrzeby i emocje.
Reklama
Warto zaznaczyć, że wszystkie zaburzenia lękowe biorą się z nieumiejętności radzenia sobie z emocjami. Ważne, żeby nauczyć się ukoić w sobie to wystraszone „wewnętrzne dziecko”. Jeśli nie mamy obok siebie kogoś, kto może nas przytulić, albo z jakiegoś powodu nie chcemy angażować w nasz lęk innych, możemy przytulić samego siebie, np. siadając w fotelu, podkurczając nogi, robiąc sobie gorącą herbatę, przytulając poduszkę albo kota. Jeśli nasz lęk jest usadowiony np. w okolicy serca, brzucha czy głowy, możemy położyć w tych miejscach rękę, zrobić swego rodzaju automasaż. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych będzie to nie do przyjęcia, a dla innych – świetny sposób na lęk. Przecież to sprawdzone sposoby, którymi rodzice koili nasze dziecięce lęki. A my wciąż mamy w sobie to „wewnętrzne dziecko”, które potrzebuje przytulenia... Ważne, żeby znaleźć na nie swój własny sposób i nauczyć się nie uciekać od trudnych emocji.
No właśnie – często nie potrafimy się z nimi spotkać. Uciekamy od emocji, od lęku. Nie jest czasami tak, że uciekając od nich, wyrządzamy krzywdę sobie i innym?
Uciekamy w alkohol, narkotyki, leki, natręctwa, uległość wobec wszystkich, wybuchy złości. Uciekanie od trudnych emocji daje gorszy efekt niż same emocje. Gdy emocje się nie wydostaną, to próbujemy je zabić, odcinając się od nich. W ten sposób pozbawiamy się pewnego wymiaru życia emocjonalnego. Ograbiamy się. Tak jest np. z lekami przeciwlękowymi – osoba, która je przyjmuje, tylko z pozoru nie robi nikomu krzywdy, bo tak naprawdę odcina sama siebie od swoich emocji, a jednocześnie ci, którzy razem z nią żyją, nie mają do nich dostępu i ona sama staje się nieczytelna. W jakimś sensie zabija część siebie, nie ma ze sobą kontaktu, nie próbuje zaaranżować swojego życia w zgodzie z sobą.
Reklama
Czego się boimy?
Tego jest sporo. Chciałabym jednak, żeby na początek wybrzmiał rodzaj lęku, z którym zmaga się bardzo wielu. I wielu dziwnie się z nim czuje, boi się go ujawnić, i w konsekwencji – nie szuka pomocy, a ta jest skuteczna i na wyciągnięcie ręki. To lęk społeczny, czyli lęk przed oceną, krytyką. Charakteryzuje się myśleniem: jestem nieadekwatny – coś ze mną jest nie tak, zaraz się skompromituję, a skutki tej kompromitacji będą długotrwałe i straszne. Człowiek myśli, że coś jest z nim nie tak. Stosuje zachowania zabezpieczające, zmierzające do tego, żeby się uchronić przed skutkami, a tak naprawdę zamiast się uchronić – obciąża się. Dam przykład naszej dzisiejszej rozmowy. Temat lęku jest dla mnie fascynujący i mogłabym mówić o nim godzinami. Gdybyś zapytała mnie z kolei o projektowanie wnętrz, idąc do ciebie, zastanawiałabym się, co mam powiedzieć. W efekcie tego miałabym w głowie totalną pustkę – myślałabym, jak wypadnę. A w polu uwagi nie można mieć dwóch rzeczy, tu: przekazania swojej wiedzy i zastanawiania się nad swoim wizerunkiem. Myślenie o tym, jak się wypadnie, powoduje, że nie myśli się o treści tego, co się mówi. To paradoksy.
To jak sobie z tym radzić? Jak stanąć z lękiem oko w oko?
Mamy dwie drogi. Pierwsza – możemy wejść w sytuację, której się boimy. Narażamy się wtedy na dyskomfort spowodowany narażeniem na lęk, ale jednocześnie poszerzamy swoją przestrzeń życiową, przestrzeń funkcjonowania, bo nie zamknęliśmy się w sobie. Druga droga – unikamy sytuacji, w której moglibyśmy się bać. Poczujemy ulgę, bo nie doświadczamy lęku, jednak wtórnie zawężamy nasze funkcjonowanie. Najkorzystniejsza jest ta pierwsza droga. Żeby jednak zdecydować się na pójście nią, trzeba poznać swoje myśli, które jakby nami dowodzą, bo są zawsze na początku – najpierw jest myśl, potem emocja. Potrzebna jest zatem jej analiza. Może się okazać, że ta konkretna myśl przestanie mieć taką siłę rażenia. Nawiązując do wcześniejszego obrazka – bywa, że się skompromituję, ale przecież nikt mnie z tego powodu nie odrzucił.
Reklama
Często więc sami możemy dać sobie radę z naszymi lękami. Potrzeba tu wyrobienia w sobie nawyku sprawdzenia, z czego wynika ten dyskomfort, dlaczego zaczynamy się bać – to pewna praca, którą warto wykonać. Czyli: robić jak najczęściej analizę: jaka myśl i jaka emocja są w tym samym momencie, jakie zachowanie i jakie odczucia są w ciele. To cztery elementy, które są ze sobą powiązane. Muszę się zatrzymać i zastanowić, skąd się bierze dyskomfort, który w tym momencie odczuwam. Często wiąże się z naszymi doświadczeniami z dzieciństwa.
Inaczej będzie np. w przypadku lęku panicznego, kiedy mamy w głowie treść: umrę, zwariuję albo stracę nad sobą kontrolę. Człowiek boi się objawów, które są w jego ciele, np. kołatania serca – myśli, że ma zawał albo udar i umrze. A ta myśl nasila lęk. Objawiające się przy tym normalne fizjologiczne objawy stresu interpretuje znów jako objaw zagrożenia życia. W efekcie objawy się nasilają i powstaje błędne koło. Obserwacja tych czterech elementów: myśli, emocji, zachowania i odczucia w ciele mogą pomóc poradzić sobie z lękiem.
Są jednak sytuacje, w których potrzebna jest psychoterapia – kiedy np. lęk utrudnia nam funkcjonowanie. Warto podkreślić, że psychoterapia to uznana przez medycynę główna metoda leczenia zaburzeń lękowych i depresyjnych.
Czy możemy spojrzeć na lęk pozytywnie?
Lęk jest po to, żeby nas chronić przed realnymi zagrożeniami. Jak kontrolka w samochodzie ma za zadanie przyciągnąć uwagę – zatrzymaj się, przyjrzyj się tej sytuacji, ona ci pokazuje, że dzieje się coś niewłaściwego. Zadaj sobie pytanie: czego się boję? Lęk jest jak ból. Gdy boli cię brzuch, nie możesz go zabić, musisz przyjąć lek. Żeby jednak to zrobić, musisz wiedzieć, co on sygnalizuje, co go wywołało. Nie wolno ignorować lęku. Trzeba się zatrzymać i mu się przyjrzeć. ?
Aleksandra Sztuka lekarz, specjalista psychiatra, certyfikowany psychoterapeuta poznawczo-behawioralny.