Artur Stelmasiak: Przez wiele lat bardzo aktywnie promował Pan nauczanie św. Jana Pawła II. Czym jest dla Pana nagroda specjalna Totus Tuus przyznana przez Fundację „Dzieło Nowego Tysiąclecia”?
Carl A. Anderson: To dla mnie zaszczyt, bo Jan Paweł II miał wielki wpływ na całe moje życie. Jestem szczęśliwy, że miałem szansę wspierać jego nauczanie i wielkie dziedzictwo. To moja życiowa misja.
Jaki wymierny efekt tej misji warto przypomnieć?
Jako Rycerze Kolumba zbudowaliśmy narodowe sanktuarium św. Jana Pawła II w Waszyngtonie. Mamy nadzieję, że to będzie centrum ewangelizacji w Ameryce Północnej, gdzie nie tylko będziemy propagować nauczanie papieża, ale także poznawać go jako świętego, czyli człowieka, który uczy nas, jak naśladować Chrystusa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Czy nauczanie Jana Pawła II jest w USA żywe?
Może nie debatuje się zbytnio nad poszczególnymi papieskimi dokumentami, ale one są częścią duszpasterskiego krajobrazu w każdej diecezji i parafii. Nauczanie Jana Pawła II jest dla nas ważne – w dziedzinie pro-life każdy zaangażowany katolik opiera się na Evangelium vitae, a w diecezjalnym duszpasterstwie ważną rolę odgrywa Familiaris consortio.
Reklama
Właśnie za to nauczanie o życiu i rodzinie Jan Paweł II jest dziś mocno atakowany. Czy papież przegrywa dzisiaj?
Nie sądzę, by naprawdę przegrywał. Po prostu sekularyzacja z coraz większą agresją atakuje chrześcijańską wizję człowieka, a część tego ataku polega na deformacji nauczania Jana Pawła II.
Dla Rycerzy Kolumba szczególnie ważna jest postać bł. ks. Michaela McGivneya. Na czym polega aktualność przesłania kapłana, który w XIX wieku założył Waszą organizację?
Ksiądz Michael McGivney przede wszystkim pokazał, że osoba świecka ma ogromną rolę do odegrania w Kościele i świecie. Świeccy są odpowiedzialni za rodzinę, za parafię, mają także odpowiedzialność obywatelską w życiu publicznym oraz na polu kultury. Przecież Sobór Watykański II mówi, że to świeccy mają odnowić świat według wartości ewangelicznych, a Rycerze Kolumba są jedną z największych na świecie świeckich organizacji o charakterze charytatywnym, które stają po stronie najsłabszych i wykluczonych, także tych nienarodzonych. Nasz założyciel wskazywał, że sposobem na przemianę świata jest droga miłosierdzia i jedności. Nasze braterskie podejście do pracy w Kościele i parafii jest zaś bardzo bliskie temu, czego naucza papież Franciszek. Zatem przesłanie ks. McGivneya jest aktualne na 100%.
Reklama
Odnoszę wrażenie, że ks. McGivney – podobnie jak w Polsce bł. Honorat Koźmiński w tym samym okresie – pod koniec XIX wieku, wdrażał założenia Soboru Watykańskiego II. Czy ks. McGivney w USA był pierwszym kapłanem, który tak mocno postawił na świeckich?
Tak, myślę, że „wyprzedził” swoje czasy. Jego posługa duszpasterska wyprzedziła więc Sobór Watykański II. Ksiądz McGivney bardzo dobrze się odnalazł w czasach młodej amerykańskiej demokracji, w obliczu wyzwań dla Kościoła, który musiał posługiwać w pluralistycznym, demokratycznym i często antykatolickim społeczeństwie. Wówczas wielu katolików było traktowanych jako problem związany z imigracją, która masowo napływała do USA. Niektóre grupy imigrantów zamykały się w „katolickim getcie”, a ks. McGivney tłumaczył, że trzeba być otwartym, by katolicy wpływali na całe społeczeństwo i zajęli w nim właściwe sobie miejsce.
Ksiądz McGivney zmarł w 1890 r. w wieku 38 lat podczas pandemii. W czasie pandemii Covid-19 w 2020 r. odbyła się natomiast jego beatyfikacja. Czy to kolejny znak z góry?
Myślę, że jest to znak Opatrzności. Ksiądz McGivney jest dziś szczególnym patronem osób, które z powodu pandemii cierpią. Kolejnym znakiem dla nas jest uznany cud, który przyczynił się do jego beatyfikacji. Dotyczy on nienarodzonego dziecka z zespołem Downa, które ze względu na pewną śmiertelną przypadłość w świetle wiedzy medycznej nie mogło się urodzić żywe. Rodzice przyjęli to, że ich dziecko ma zespół Downa, ale razem z Rycerzami Kolumba prosili Boga, za wstawiennictwem, ks. McGivneya, o ocalenie syna. Dziś jest on pełnym życia dzieckiem.
W świetle zeszłorocznego orzeczenia polskiego Trybunału Konstytucyjnego o zaprzestaniu praktykowania aborcji eugenicznej ta historia jest bardzo aktualna. Czy zmiana prawa w Polsce dodała siły środowisku pro-life w USA?
Tak, wiele osób z uznaniem przyjęło wydarzenia w Polsce. To jest zachęta do dalszej walki o życie nienarodzonych w USA. Jednocześnie zmartwiły nas masowe protesty po wyroku trybunału. Te protesty powinny zmotywować Polaków do dalszej pracy po stronie pro-life.
Reklama
W Polsce zastanawiamy się, czy jest szansa, że Sąd Najwyższy USA uchyli aborcyjny wyrok ws. Roe v. Wade z 1973 r.
Wyrok w tej sprawie jest oparty na nieprawdzie. Pytanie: jak długo możemy sobie pozwalać na to, by prawo konstytucyjne w USA było oparte na takim kłamstwie? Od 1973 r. mamy wielki rozwój technologii, w tym sprzętu USG, który pozwala zobaczyć na ekranie rozwijające się życie ludzkie. Podobnie kiedyś było z kłamstwem na temat prawa o segregacji rasowej. Pytanie dotyczy tego, jak długo Sąd Najwyższy będzie utrzymywał w mocy to konstytucyjne kłamstwo o aborcji.
Paradoksem jest, że Sąd Najwyższy USA utrzymuje kłamstwo na temat życia ludzkiego, a Trybunał Konstytucyjny w Polsce w orzeczeniach z 1997 r. i z 2020 r. daje świadectwo prawdzie o tym życiu. Czy to oznacza, że w tym aspekcie trybunał w Polsce działa lepiej od Sądu Najwyższego w USA?
Tak, zgadzam się z Panem. Dodatkowy problem z kłamstwem ws. Roe v. Wade jest taki, że ten wyrok zapadł na bardzo wczesnym etapie dyskusji narodowej o aborcji.
W stanie Teksas obowiązuje obecnie prawo, że nie można zabić dziecka, gdy bije jego serce. I za to Teksas został potępiony przez Parlament Europejski. Czy rezolucja z Brukseli będzie miała jakiś wpływ na debatę w USA?
(Uśmiech) Z całym szacunkiem dla Parlamentu Europejskiego, nie wydaje mi się, by miało to jakiekolwiek znaczenie.
Reklama
A jak Rycerze Kolumba włączają się w ochronę życia w USA?
Łatwiej byłoby odpowiedzieć na pytanie: czego rycerze nie robią w kwestii pro-life? Jednym z ważniejszych przedsięwzięć prowadzonym od dekad jest finansowanie zakupu aparatury USG, by matki i ojcowie mogli zobaczyć swoje dzieci przed narodzeniem. Na ten cel przeznaczyliśmy ponad 65 mln dol. Od lat 70. każdego roku współorganizujemy wielki marsz pro-life w Waszyngtonie, finansujemy instytucje pro-life w episkopacie, prowadzimy wielkie badania opinii społecznej, które pokazują wzrost poparcia dla ochrony życia; nasze rady lokalne organizują inicjatywy pro-life w lokalnych społecznościach i parafiach. To tylko kilka wymiarów naszej pracy.
Gdzie na świecie najszybciej rozwijają się struktury Rycerzy Kolumba?
Bardzo dobrze rozwijamy się na Filipinach i ostatnio w Polsce.
Jeśli się spojrzy na statystki dotyczące Polski i Filipin, można wysnuć wniosek, że jesteśmy najbardziej religijnymi narodami na świecie. Czy zgodzi się Pan z takim stwierdzeniem?
To dwie różne kultury, ale porównanie jest bardzo dobre. Choć Filipiny są w Azji, a Polska jest w Europie, to rzeczywiście można zobaczyć sporo podobieństw. Na Filipinach wiara jest bardzo żywa i zintegrowana z ludźmi. Oni mają wielkie nabożeństwo w sobie oraz bardzo oddanych kapłanów, którzy są blisko ludzi.
Ksiądz McGivney pochodził z imigranckiej rodziny z Irlandii. Takie osoby ewangelizowały i tworzyły Kościół w USA. Teraz wielu Filipińczyków emigruje do bogatych państw w Azji, w tym także do Chin. Może też będą tam zaczynem silnego Kościoła...
Jest na to bardzo duża szansa. Jestem też pod wielkim wrażeniem chrześcijaństwa w Korei Południowej, która może być państwem o najszybszym rozwoju Kościoła katolickiego w regionie.
Na świecie jest ok. 2 mln Rycerzy Kolumba. Na Filipinach jest ich aż 400 tys., a w Polsce – ok. 7 tys. Zatem w Polsce jest jeszcze sporo do zrobienia...
Oczywiście! Ale na Filipinach zaczęliśmy działalność już w 1905 r., a w Polsce jesteśmy dopiero od kilkunastu lat. Rycerze Kolumba mają więc wielki potencjał w Waszym kraju.
Carl A. Anderson adwokat z prawem do praktykowania w Sądzie Najwyższym Stanów Zjednoczonych