Gdyby ktoś chciał stworzyć krótką definicję chrześcijaństwa, mógłby powiedzieć, że jest to posiadanie relacji uczeń – mistrz z Jezusem. Oczywiście, z tego wynikałby dalej cały szereg zachowań, takich jak modlitwa, życie sakramentalne, przestrzeganie zasad moralnych itd., niemniej jednak u podstaw tych wszystkich praktyk powinna stać właśnie relacja. Tak było od samego początku.
Niedościgły wzór
Reklama
Jezus, powołując uczniów, zaprosił ich do wspólnego życia. Kształtował ich przy pomocy dwóch prostych środków: mówił do nich i pozwalał im obserwować siebie. Z jednej strony „wyjaśniał wszystko oddzielnie swoim uczniom” (por. Mk 4, 34), z drugiej – dzielił z nimi większą część swojego życia. Bardziej uczył ich swojego sposobu myślenia i oceniania rzeczywistości, niż dawał gotowe, proste rady. W tym formowaniu uczniów bez trudu dopatrzymy się wzorów duchowego kierownictwa. Można by nawet powiedzieć, że wszelkie kierownictwo duchowe sprowadza się do udziału w posłudze formowania uczniów przez Jezusa. Zresztą samo słowo „kierownictwo” też jest nieco mylące, jeśli rozumiemy przez nie relację całkowitego podporządkowania. Dlatego w części chrześcijańskiej tradycji chętniej używa się określenia „towarzyszenie duchowe”. Towarzyszenie to obecność jednego człowieka obok drugiego – bardziej doświadczonego obok tego, który chce doświadczenie zdobywać. To wspólna droga. W chrześcijaństwie zawsze istniała jakaś forma duchowego towarzyszenia. W pierwszych wiekach, kiedy większość nowych członków Kościoła nawracała się z religii pogańskich, taką rolę odgrywał katechumenat. Katechumeni dostawali swoich mentorów, którzy pomagali im wejść w tajemnice wiary chrześcijańskiej, a potem świadczyli o ich gotowości przyjęcia chrztu. Zdaje się, że tu możemy się doszukiwać korzeni przyszłej instytucji rodziców chrzestnych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Do ojca po rozeznanie
Reklama
Od IV wieku kierownictwem duchowym zajmowali się również Ojcowie Pustyni. Polegało ono głównie na tym, że uczeń przychodził do swojego mistrza, zwanego też często ojcem, aby otrzymać wskazówkę lub rozeznanie. Te krótkie sentencje, zwane też z grecka apoftegmatami, stawały się przedmiotem rozmyślania ucznia, który potem próbował je wprowadzać w życie. Często funkcję apoftegmatu pełniły nie tylko słowo, lecz także jakieś wydarzenia z życia ojca. Kiedyś do ojca Antoniego przychodziło trzech mnichów. Dwóch nieustannie zasypywało go pytaniami, trzeci – zawsze milczał. Kiedy wreszcie po latach Antoni zapytał ucznia o powód jego milczenia, miał usłyszeć w odpowiedzi: „Wystarczy mi, że na ciebie patrzę”. Ta krótka historia doskonale oddaje istotę duchowego towarzyszenia. Jest to dzielenie się swoim życiem i doświadczeniem wiary. Ten, kto podejmuje się roli duchowego przewodnika, powinien nie tylko mieć głęboką wiedzę, znać zarówno prawdy wiary, jak i ludzką naturę, lecz także – co może jeszcze ważniejsze – potwierdzać to swoją osobistą postawą. Dlatego wielu znakomitych kierowników duchowych odnajdujemy pośród świętych. Ich sposób życia dawał im bowiem kompetencje do tego, by towarzyszyć innym w rozwoju wiary. Takimi kierownikami byli choćby św. Ignacy Loyola, św. Ojciec Pio czy nasz błogosławiony Honorat Koźmiński. Kierownikami duchowymi, w sposób mniej lub bardziej formalny, bywały także osoby świeckie. Ciekawym przykładem może być postać Jana Leopolda Tyranowskiego, żyjącego w pierwszej połowie XX wieku krawca, który po przeżyciu głębokiego doświadczenia wiary zaczął gromadzić w swoim mieszkaniu mężczyzn na modlitwę różańcową, potem na czytania Pisma Świętego, wreszcie – na rozmowy o wierze. Jednym z uczestników tych spotkań był Karol Wojtyła, a jedenastu spośród nich zostało później kapłanami.
Poszukiwanie głębi wiary
Wydaje się, że we współczesnym Kościele kierownictwo duchowe przeżywa swój renesans. Jednym z powodów jest postępująca polaryzacja w dziedzinie wiary. Część osób, których wiara była dotąd często tradycyjna, powierzchowna, pozbawiona osobistej relacji z Jezusem, porzuca praktyki religijne lub całkowicie odchodzi od Kościoła. Istnieją też jednak osoby, które starają się pogłębiać swoją wiarę. Te osoby nie tylko się modlą i czytają Pismo Święte, lecz także sięgają do literatury chrześcijańskiej, do życia świętych, do tradycji Kościoła. Często swoją formację duchową przechodzą w różnych wspólnotach. To właśnie one poszukują doświadczonych w wierze chrześcijan, którzy mogliby im towarzyszyć w duchowym rozwoju. Wiem z niemal 30-letniego doświadczenia kapłaństwa, że takiego kierownika duchowego niełatwo jest znaleźć, a ci, którzy się tej posługi podejmują, są wręcz rozchwytywani przez chętnych. Zanim jednak ktoś skorzysta z posługi kierownika duchowego, powinien się dowiedzieć, czym jest kierownictwo duchowe, a czym nie jest, i kto może się nim zajmować, i dawać gwarancję powodzenia.
Przewodnik – nie terapeuta
Kierownictwo (towarzyszenie) duchowe to posługa, którą mogą podejmować zarówno kapłan (wtedy czasem łączy się ono z sakramentem pokuty), jak i doświadczona osoba zakonna lub świecka. Kierownik to ktoś, kto towarzyszy osobie w przeżywaniu i rozwoju jej wiary przez rozmowę, wspólną modlitwę czy przykład własnego życia. Taka osoba w żaden sposób nie może przejmować odpowiedzialności za wiarę tego, komu towarzyszy, ani też wydawać mu poleceń i domagać się ich bezwzględnego wykonywania. Kierownik duchowy ma bowiem uczyć dokonywania wyborów zgodnych z wolą Bożą, a nie te wybory narzucać. Ma przestrzegać przed duchowymi zagrożeniami, a nie podejmować za kogoś decyzje. Posiadanie kierownika duchowego nie zwalnia człowieka z odpowiedzialności za budowanie swojej relacji z Jezusem, za podejmowane decyzje i dokonywane wybory. Wobec kierownika duchowego nie obowiązuje też bezwzględne posłuszeństwo, bo jest on bardziej doradcą niż strażnikiem. Jak zatem szukać dobrego kierownika?
Warto na pewno szukać tych, którzy są konkretnie zakorzenieni w Kościele: są kapłanami, zakonnikami lub świeckimi osobami o głębokim duchowym doświadczeniu i dobrej renomie. Jest jeszcze jedno ważne kryterium: kierownik duchowy musi czuć głęboką pasterską miłość do osoby, wobec której sprawuje posługę, wykazywać się troską o jej duchowy rozwój oraz szanować jej wolność wyborów. Oczywiste jest też, że musi mieć dłuższe doświadczenie życia wiarą w Kościele. Dobrze, by sam miał stałego spowiednika lub kierownika. Dziś Kościół ma nawet specjalne szkoły dla kierowników duchowych, którzy uczą się w nich rozeznawania woli Bożej z innymi osobami, a także podstaw psychologii, które pozwalają lepiej zrozumieć ludzką naturę osoby kierowanej i oddzielić to, co naturalne, od tego, co nadprzyrodzone. Kierownictwo duchowe nie jest bowiem rodzajem psychoterapii, lecz skupia się na sprawach związanych z wiarą. Jeśli doświadczony kierownik zauważy, że ktoś ma problem natury emocjonalnej czy psychicznej, to pewnie zaproponuje takiej osobie uporanie się z nim przy pomocy dobrego terapeuty, a sam zajmie się tym, co mieści się w obszarze jego kompetencji. Relacja z kierownikiem duchowym nie jest też nierozerwalna. Jeśli zauważymy w niej coś, co nas niepokoi lub nam nie odpowiada, jeśli mamy wątpliwości co do zgodności słów kierownika z Pismem Świętym lub nauczaniem Kościoła, jeśli poczujemy, że naruszana jest przestrzeń naszej wolności, możemy, a czasem wręcz powinniśmy poszukać innej osoby. Niemniej jednak posiadanie dobrego i doświadczonego kierownika duchowego pomoże nam zdecydowanie w rozwoju wiary oraz w budowaniu żywej relacji z Jezusem.