Święta Bożego Narodzenia to czas, na który czekamy i który wspominamy z radością, zwłaszcza święta naszego dzieciństwa. Każdy z nas oczekuje na chwilę, kiedy ubierze świąteczne drzewko. – Moim marzeniem było mieć na święta Bożego Narodzenia drzewko. Nie mówiło się wówczas choinka. Rodzice nie kupowali nam drogich cukierków. Nie było ich na to stać. Najwyżej landrynki. Zbierałam papierki od bogaczy po cukierkach czekoladowych, głaskałam, składałam, a gdy zbliżały się święta, pokrojone w kostkę ziemniaki, zawijałam w nie – wspomina Anna Pukas.
Świąteczne dekoracje
Reklama
W Krowicy było Państwowe Gospodarstwo Rolne, tzw. PGR. Gdy młócono zboże, ze snopków pozostawał sznurek. Brałam go, rozwijałam, tworzyła się taka pajęczynka. Później zastępowały ją kupowane anielskie włosy. Mama będąc w Lubaczowie kupiła główki aniołków. W domu z białej bibuły robiłam do nich sukieneczki i skrzydełka. Przed Wigilią tato spełnił moje marzenie, zaprzągł konia do sań i pojechaliśmy do lasu. Wyciął świerk, który mi się podobał, w domu zamocował go w ciężką śrubę, by się nie przewrócił. Na Wigilię dekorowałam go zrobionymi cukierkami, aniołkami, małymi czerwonymi jabłuszkami, pieczonymi w domu ciasteczkami, włoskimi orzechami. To drzewko było ładniejsze niż dzisiejsza choinka ozdobiona świecidełkami. Koleżanka nie miała takiego drzewka. Wychowywała się w licznej rodzinie mieszkającej w jednej izbie. Nie było miejsca, by je postawić. W wielu domach pod sufitem zawieszano pająki, robione z ciętej słomy i kolorowej bibuły lub podłaźniczki, czyli czubek ściętego świerka lub jodły, ozdobiony bibułą. Wierzono, że jodła i świerk mają tajemnicze moce i są siedliskiem duchów opiekuńczych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Biały opłatek i garnek zboża
Anna Pukas wspomina, że oznaką zbliżających się świąt było rozwożenie przez kościelnego opłatków po domach: dużych, białych dla dorosłych, małych dla dzieci, różowych dla zwierząt. W zamian otrzymywał garnek zboża. Wigilia w pewnym sensie była pierwszym dniem świąt. Nie wolno było wykonywać niektórych prac w gospodarstwie. Mama piekła strucle, smażyła pączki, robiła pierogi i gołąbki. Dzieci musiały być grzeczne, posłuszne, by w nadchodzącym roku nie doznawały bicia. W tym dniu zachowywano post, nie jedzono mięsa, a bywało i tak, że niektórzy z jedzeniem czekali aż do wieczerzy wigilijnej. Do Wigilii należało zwrócić pożyczone rzeczy. Po domach chodzili tylko mężczyźni. Przyjście kobiety wróżyło same nieszczęścia.
Reklama
Tradycyjna wieczerza wigilijna rozpoczynała się wraz z pojawieniem się gwiazdki na niebie. Było to symboliczne nawiązanie do Gwiazdy Betlejemskiej, która doprowadziła Trzech Króli do Pana Jezusa. Tato z bratem przynosili do domu siano, snopek nie młóconego owsa lub żyta, zwany królem, który był stawiany w kącie izby, i duży snop słomy żytniej, kładziony pod stołem i na podłodze. Ten spod stołu służył do obwiązywania drzew owocowych, by z nich owoce nie miały robaków. Siano dawano pod biały obraz na znak, że Jezus urodził się w ubóstwie, w żłóbku na sianie, ale i kładziono na ławie pod piecem. Zapalano świecę na stole. Wieczerza rozpoczynała się wspólną modlitwą. Nie było u nas, jak dzisiaj, odczytania fragmentu Ewangelii o Narodzeniu Chrystusa. Potem było przełamanie się opłatkiem, na którym był miód.
Miód, opłatek i życzenia
Reklama
Opłatek wigilijny jest symbolem pojednania i przebaczenia, znakiem przyjaźni i miłości. Dzielenie się nim na początku wieczerzy wigilijnej wyraża chęć bycia razem, bo przecież ludzie skłóceni nie zasiadają do wspólnego stołu. Wyraża też gotowość dzielenia się z bliskimi owocami swojej codziennej pracy, sukcesami, wzajemnego poświęcenia się jednych dla drugich. Powszechnie na opłatek dawano miód, by życie w Nowym Roku było słodkie, jak miód. Nie wszyscy go mieli, dlatego w tych domach do świąt trzymano buraki cukrowe. Krojone je w plastry, zasypywano cukrem, gotowano aż zrobił się syrop o smaku miodu. Wyrazem pamięci o naszych bliskich, którzy wyjechali za granicę za pracą lub zmarli, było dodatkowe nakrycie na stole. Mówiło się także, że to dla niezapowiedzianego gościa. Według tradycji na świątecznym stole podawanych było 12 potraw wigilijnych, symbolizujących 12 Apostołów. Nie pamiętam, by w domu przykładano uwagę do tej liczby potraw. Pamiętam, że na początku była kutia, połączenie pszenicy z makiem, osłodzone miodem. Tato jedną łyżkę tej potrawy rzucał do powały i liczył, ile ziaren przykleiło się. Jeśli dużo, to zwiastowało, że w nadchodzącym roku będzie urodzaj. Martwiono się, gdy było ich mało. Podawano do stołu barszcz czerwony z uszkami, przygotowany na warzywnym wywarze, pierogi z kapustą, gołąbki z kaszy gryczanej, kluski z makiem, zupę grzybową, groch z kapustą, do picia był kompot z suszonych owoców. Do tradycji należało wiązanie po wieczerzy łyżek powrósełkami z siana, aby w przyszłym roku bydło trzymało się razem na pastwisku i dobrze się pasło. Ten obowiązek należał do mnie. Po wieczerzy tato brał siano z ławy pod piecem, niektóre potrawy ze stołu, różowy opłatek i z tym szedł do stajni. Dawał je zwierzętom, by były zdrowe i dobrze się chowały.
Czas kolędowania
Mama na Boże Narodzenie nie gotowała nowych potraw, jedliśmy te, które pozostały po wieczerzy wigilijnej. Nieodzownym elementem świąt Bożego Narodzenia było kolędowanie. Kolędowano w domach, ale i w grupach, chodząc od domu do domu. Kto miał pieniądze, dawał parę groszy, ale najczęściej częstowano bułką, pieczonym pierogiem, jabłkami, orzechami, tym wszystkim, co było w domu. Na św. Szczepana starsi chodzili kolędować na potrzeby kościoła. Mój starszy o 14 lat brat z kolegami chodzili po domach z przedstawieniem zwanych Herody. Zwieńczeniem przeżyć z Wigilii było rodzinne uczestnictwo w uroczystej Mszy św. zwanej Pasterką. Odprawiana była o północy. Tak, jak pasterze szli do szopki betlejemskiej, tak my szliśmy do swojego kościoła, by w nim powitać narodzonego Jezusa. Muszę powiedzieć, że w latach mojego dzieciństwa było biednie, ale wesoło – wspomina.
Opłatek wigilijny jest symbolem pojednania i przebaczenia, znakiem przyjaźni i miłości. Dzielenie się nim na początku wieczerzy wigilijnej wyraża chęć bycia razem, bo przecież ludzie skłóceni nie zasiadają do wspólnego stołu.
Tradycja budująca tożsamość
Starych kolęd i pastorałek nauczyłam się od babć moich koleżanek. Nie tylko kolęd, ale i innych piosenek śpiewanych w ciągu roku. Staram się ocalić je od zapomnienia. Śpiewamy je w zespole Niespodzianka, któremu przewodzi synowa Urszula, grająca na akordeonie. Tworzymy też grupę obrzędową, przygotowując widowiska, z bardzo popularnym Weselem Krowickim. Każda tradycja jest dla nas pomocą w zachowaniu tożsamości. Pamiętajmy, że jesteśmy katolikami i Polakami, dla których ważne są tradycje przekazane przez rodziców i dziadków. W dzień wigilijny i w Nowy Rok dzieci chodziły po domach i składały życzenia, otrzymując w zamian „szczodraki” lub datki pieniężne. Tradycyjnie winszowano: „Lata pszczółka, miodem snuje, ja Wam Państwo powinszuję, Żeby Państwo sto lat żyło, a po śmierci w niebie było”. Tego i my Państwu życzymy.