Ks. Marcin Miczkuła: Panie Profesorze, w grudniu, najprawdopodobniej 16, ponieważ data jest niejasna, obchodzimy 250. rocznicę urodzin Ludwiga van Beethovena, wielkiego twórcy muzyki klasycznej. Jaki wpływ miał Beethoven na muzykę kościelną?
Reklama
Prof. Bogdan Narloch: Musimy być świadomi tego, co się działo w poszczególnych epokach muzycznych. Epoką, która poprzedza wspomnianego już Beethovena, był barok, a jej głównymi twórcami byli Jan Sebastian Bach i Georg Friedrich Händel. Była to epoka skierowana ku Bogu. Bach był organistą i kantorem w wielu miejscach, pisał muzykę religijną. Händel natomiast nigdy nie pełnił żadnej funkcji liturgicznej, a mimo to jest autorem wielu utworów muzyki sakralnej. Należy wymienić tu choćby jego wspaniałe oratoria.
Kolejnym okresem w historii muzyki był okres klasyczny, związany z trójką wielkich kompozytorów nazywanych klasykami wiedeńskimi: Haydnem, Mozartem i najstarszym z nich Beethovenem. W tym okresie już nie pisano tak intensywnie muzyki sakralnej i właśnie Beethoven z wymienionej trójki wniósł najmniejszy wkład do tego gatunku muzyki. Zresztą epoka klasyczna była złym okresem dla muzyki organowej, a koniec XVIII i początek XIX wieku przyniósł wręcz jej upadek. Wtedy nie było w Europie zbyt wielu dobrych i wykształconych organistów, co przekładało się na twórczość na ten instrument. Ta sytuacja zmieniła się, gdy Felix Mendelssohn-Bartholdy odkrył muzykę Bacha i sam zaczął tworzyć na organy, powracając też do barokowych form tej muzyki.
Jedynym wielkim dziełem Beethovena zaliczanym do muzyki sacrum jest Missa Solemnis (Msza uroczysta). Swymi rozmiarami i rozmachem jest porównywana do Mszy h-moll Jana Sebastiana Bacha. Pretekstem do jej powstania nie było przeżywanie przez kompozytora wiary, jak to było w przypadku wspomnianego już Bacha. Wydaje się, że inspiracją dla Beethovena była sama forma mszy, a utwór został napisany na specjalne zamówienie.
Beethoven nie był człowiekiem specjalnie religijnym. Został ochrzczony w Kościele katolickim, nie był jednak praktykującym katolikiem. Nie oznacza to wcale, że skomponowana przez niego fantastyczna muzyka nie oddziałuje na innych w sensie religijnego przeżycia. Missa Solemnis to niezwykle piękne dzieło o wielkiej wartości, które bardzo intensywnie pobudza naszą wewnętrzną wrażliwość.
Czyli muzyka kościelna to nie tylko piękno, ale przede wszystkim droga do spotkania osobowego słuchacza z Bogiem?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Oczywiście, jest to droga, która nie musi nas prowadzić, ale może. My odbieramy sztukę muzyczną, najbardziej ze wszystkich abstrakcyjną, bardzo subiektywnie. Jeżeli zawartością muzyki są treści religijne, które mówią nam o Panu Bogu, i te słowa są obleczone przepiękną tkanką nutową, to wpływ, który ona wywiera na nasze wewnętrzne, estetyczne doznania, może lepiej kierować nas ku przeżywaniu Boga. Od wielu lat gram koncerty w kościołach i obserwuję, że architektura, wyposażenie świątyni i wszystkie elementy wykonane z myślą o chwale Boga w połączeniu z muzyką wywierają na słuchaczach dużo większe wrażenie niż ma to miejsce w sali koncertowej. Sadzę, że gdy osoby słabej wiary, czy niewierzące, przychodzą na koncert do kościoła, przeżywają coś szczególnego i nie jest to wyłącznie przeżywanie samej muzyki, ale często towarzyszą im głębsze refleksje.
Zatem wielkim zadaniem, które stoi przed każdym organistą, jest pomoc człowiekowi w spotkaniu z Bogiem.
Reklama
Tak, to wielka rola. Organista w naszym polskim Kościele nie bywa doceniany. Ludzie często oceniają organistę, jego kunszt gry na organach, jego kwalifikacje. Nie trzeba być wykształconym muzykiem, by takiej oceny dokonać, bo to po prostu słychać. Jeżeli organista dobrze i fachowo spełnia swoją rolę, to naprawdę wzmacnia przeżycie religijne. Jeżeli organista dobrze gra i śpiewa to ludzie głębiej przeżywają liturgię, w której uczestniczą.
Panie Profesorze, jak dzisiaj wygląda zainteresowanie piękną, choć trudną posługą organistowską?
To jest bardzo złożony problem. Trzeba wziąć pod uwagę perspektywy, które daje posługa organistowska, chociażby sytuację ekonomiczną. Posługa ta jest również wyrzeczeniem. Kiedy są święta czy niedziela, organista zawsze ma dużo pracy. Mówię to z własnego doświadczenia, ponieważ zdecydowałem, że jako wykształcony muzyk powinienem dzielić się swoimi umiejętnościami z wiernymi i spłacić swoisty dług za to, że mogłem otrzymać solidne wykształcenie.
W dalszym ciągu są młodzi ludzie, którzy chcieliby służyć wspólnocie w roli organisty. W Akademii Sztuki w Szczecinie staram się uświadamiać, że warto jest połączyć dwie, albo i trzy funkcje muzyczne w swoim środowisku. Osoba, która kończy u nas studia, otrzymuje szerokie spektrum wykształcenia: uprawnienia do pracy w szkołach jako nauczyciel muzyki, możliwość podjęcia pracy animatora kultury muzycznej w ośrodkach kultury czy kierowania zespołami muzycznymi. Można to wszystko połączyć i również grać w kościele. Ta droga jest otwarta dla wszystkich, którzy mają odwagę podjąć się takiego zadania. W Polsce nowi organiści są niezwykle potrzebni, ponieważ słaby rozwój muzyki kościelnej może skutkować nie tylko duchowym zubożeniem związanym z przeżywaniem sacrum, ale też ma olbrzymi wpływ na poziom naszej narodowej kultury muzycznej.
Serdecznie dziękuję Panu Profesorowi za rozmowę. Życzę Bożej opieki w pięknej posłudze przekazywania wykształcenia muzycznego tym, którzy w naszych parafiach upiększają lub będą upiększać liturgię grą i śpiewem.