Reklama

Historia

Bose stopy cesarza

Co sprawiło, że cesarz Otton III osobiście pofatygował się na rubieże chrześcijańskiego świata, aby wejść boso do Gniezna i włożyć w symbolicznym geście własną koronę na głowę polskiego księcia?
W marcu obchodzimy 1020. rocznicę tego wydarzenia.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W polityce nie ma cudów, o coś musiało chodzić zarówno Ottonowi III, że przyjechał wraz ze swym dworem do ówczesnej stolicy Polski, jak i księciu Bolesławowi, że ugościł cesarza ochoczo i godnie, co w tamtych czasach oznaczało niemałe nadwyrężenie skarbu państwa – tygodniowy pobyt bardzo wielu gości, hojne podarki dla wszystkich i na koniec wystawienie prezentu w postaci 300 opancerzonych wojowników.

Cele Ottona III

Reklama

Od kiedy papież Leon III koronował Karola Wielkiego na cesarza rzymskiego, kolejni germańscy władcy starali się kontrolować Rzym, aby otrzymać z rąk papieża godność cesarską. Nie była ona przyznawana automatycznie. Otton III był królem Niemiec od 983 r., a papież Grzegorz V nałożył na jego skronie koronę cesarską dopiero w 996 r., podczas pierwszego pobytu Ottona w Wiecznym Mieście. Sam cesarz był gruntownie wykształcony, umiał pisać i czytać, znał teksty starożytnych, interesował się historią, prawem, swobodnie wypowiadał się po łacinie i prawdopodobnie znał także grekę. Ideą, która przyświecała mu przez całe życie, było odtworzenie uniwersalnego (czyli powszechnego) cesarstwa, w którym było miejsce nie tylko dla Niemiec i Italii, ale także dla innych ziem chrześcijańskich – Galii oraz Słowiańszczyzny (w czasach Ottona III większość Słowian była już ochrzczona), z władcami poszczególnych części jako królami. Pozyskanie poparcia najpotężniejszego wówczas władcy słowiańskiego, czyli Bolesława Chrobrego, było ważnym punktem planu Ottona. Nie bez znaczenia był także fakt, że podróż do Gniezna przedstawiana była jako pielgrzymka do grobu św. Wojciecha, którego młody cesarz podziwiał i poznał osobiście w Rzymie, jeszcze przed misją chrystianizacji Prus.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Otton do Gniezna wszedł boso jak ubogi pątnik – nawet w takich gestach nawiązywał do Karola Wielkiego czy Oktawiana Augusta, którzy chcieli być postrzegani jako władcy skromni i bogobojni.

Cele Bolesława Chrobrego

Reklama

Polski książę zupełnie się za to nie hamował. Podobała mu się wizja siebie jako króla Słowiańszczyzny, zależało mu, żeby cesarza i jego dwór olśnić, i doskonale mu się to udało. Niemiecki kronikarz Thietmar z Merseburga, który dał się poznać ze swoich nieprzychylnych Polsce sądów i uwag, spotkanie władców i ich podróż do stolicy opisywał z zachwytem, pisał wręcz, że „trudno uwierzyć i opowiedzieć, z jaką wspaniałością przyjmował wówczas Bolesław cesarza i jak prowadził go przez swój kraj aż do Gniezna”. I nie wiadomo, czy Thietmar o podróży napisał tylko to jedno zdanie dlatego, że rzeczywiście przez ową wspaniałość przyjęcia zaniemówił, czy to przez zazdrość. Na szczęście o szczegółach dużo więcej opowiedział Anonim, tzw. Gall. Wyobraźmy sobie, że podróżujemy w orszaku cesarskim (a towarzyszyć mu mogły nawet setki osób, od dostojników, książąt, rycerzy, kapłanów, po giermków i służbę), i po drodze witają nas oddziały rycerstwa i orszaki dostojników. Oddajmy głos kronikarzowi: „Z osobna stojące hufce wyróżniała odmienna barwa strojów. A nie była to tania pstrokacizna byle jakich ozdób, lecz najkosztowniejsze rzeczy, jakie można znaleźć gdziekolwiek na świecie”. Dalej opisuje, jak bogato w Polsce nosili się rycerze i panny dworskie – wszystko było modne, szykowne i oczywiście drogie, co zupełnie nie dziwi: „złoto bowiem za jego czasów było tak pospolite u wszystkich jak dziś srebro, srebro zaś było tanie jak słoma”. Zapewne zabiegi marketingowe księcia osiągnęły swój cel, skoro cesarz, nakładając na jego skronie własną koronę, uznał go za niezależnego władcę – choć do tej pory z niektórych ziem Bolesław płacił cesarzowi trybut, poza tym udało się uzyskać rzecz niezmiernie cenną – utworzenie w Gnieźnie niezależnej od Niemiec metropolii kościelnej i kilku biskupstw (we Wrocławiu, w Krakowie i Kołobrzegu). Zjazd wzmocnił pozycję księcia Polski wobec sąsiadów, co było nie bez znaczenia w kontekście jego planów zagarnięcia części ziem czeskich i węgierskich.

Jak bawiono się w Gnieźnie

Na takie owoce zjazdu trzeba było najpierw zapracować. Władcy z reguły wymieniali się podarkami. Otton podarował Bolesławowi bardzo szczególny prezent. Była to kopia włóczni ceremonialnej, której oryginał, uznawany za symbol władzy cesarskiej, noszony był zawsze przed władcą; jej wizerunek pojawił się na pieczęciach cesarskich. Włócznia była także relikwiarzem, w którym umieszczono gwóźdź z krzyża Jezusa Chrystusa, i jego fragment został przekazany księciu Bolesławowi wraz z kopią włóczni. W sensie symbolicznym był to prezent wyjątkowy. Jak bardzo ceniony w Polsce – wystarczy powiedzieć, że traktowano go jak relikwię i w okresie rozbicia dzielnicowego włócznia była jednym z symboli jedności Polski. Przechowywana na Wawelu znalazła się na pieczęciach Leszka Czarnego i Przemysła II. Do naszych czasów zachował się grot włóczni.

Reklama

Bolesław ofiarował swojemu dostojnemu gościowi fragment relikwii św. Wojciecha (ramię), wspomnianych już wcześniej 300 opancerzonych wojów i – jak wyraził się Thietmar – „cesarz otrzymał od księcia Bolesława wspaniałe dary”. Anonim Gall był znacznie mniej powściągliwy w opisach książęcych podarków. Napisał, że przez 3 dni biesiadowano i codziennie zmieniano zastawy na coraz bardziej kosztowne, wykonane ze srebra i złota. Codziennie także całą tę wyszukaną zastawę stołową książę kazał zanosić w darze Ottonowi. Nie tylko zresztą zastawę. „Komornikom zaś rozkazał zebrać rozciągnięte zasłony i obrusy, dywany, kobierce, serwety, ręczniki, i cokolwiek użyte było do nakrycia, i również znieść to wszystko do izby zajmowanej przez cesarza. A nadto jeszcze złożył wiele innych darów, mianowicie naczyń złotych i srebrnych rozmaitego wyrobu i różnobarwnych płaszczy, ozdób niewidzianego dotąd rodzaju i drogich kamieni; a tego wszystkiego tyle ofiarował, że cesarz tyle darów uważał za cud”. Gall wspomina, że obdarowany został każdy przyjezdny, nawet najmniejszy sługa.

Co znajdowało się na stołach oprócz naczyń, Anonim nie wspomina. Chyba jednak Bolesław musiał uzyskać specjalną dyspensę od miejscowego biskupa, bo co prawda zjazd odbywał się w czasie Wielkiego Postu, a polski książę znany był ze srogości, gdy przyłapał kogoś na jego łamaniu, to chyba nikt nie uwierzy, że złota i srebrna zastawa uginała się pod ciężarem kaszy i nabiału przepijanych źródlaną wodą. Na dworach jadano różne rodzaje pieczywa, mięsa i sosy, kołacze, sery, ryby. Znano różnorodne przyprawy i chętnie ich używano. Wykopaliska przynoszą informacje o produktach spożywczych używanych w średniowiecznej Polsce. Można z nich wyciągnąć wniosek, że kuchnia naszych przodków była zróżnicowana i ciekawa.

Bolesław i Otton spędzili ze sobą dużo czasu. Thietmar wspomina, że polski książę z doborowym pocztem odprowadził cesarza aż do Magdeburga, gdzie razem obchodzili Niedzielę Palmową. Zapewne po drodze snuli wielkie plany. Niestety, cesarz zmarł w styczniu 1002 r., a jego następca, Henryk II, był przeciwny wzrastającej potędze Bolesława i między sąsiadami przez 15 lat trwała wojna. Na szczęście sytuacja polityczna Polski była zupełnie inna niż jeszcze 20 lat wcześniej – polska prowincja kościelna była niezależna od niemieckiej, a polski książę nie był już cesarskim lennikiem. Można śmiało powiedzieć, że o ile chrzest wprowadził Polskę do rodziny państw cywilizacji łacińskiej, o tyle zjazd w Gnieźnie uświadomił wszystkim, że za Odrą powstało państwo mające duże aspiracje do kształtowania rzeczywistości na wschodnich rubieżach łacińskiego chrześcijaństwa.

2020-03-03 09:46

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ambasador zdrowia

Niedziela szczecińsko-kamieńska 24/2023, str. III

[ TEMATY ]

Szczecin

Dzień św. Ottona

Ks. Krzysztof Zdziarski

Muzycznie i śpiewająco

Muzycznie i śpiewająco

Wielka Szczecińska Majówka u św. Ottona.

W parafii św. Ottona w Szczecinie miał miejsce festyn pod nazwą „Ambasador Zdrowia”, którego celem była aktywizacja i integracja międzypokoleniowa wg zasady „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Patronat honorowy i merytoryczny objęła prof. Beata Karakiewicz, dziekan Wydziału Nauk o Zdrowiu Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.
CZYTAJ DALEJ

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Pizzaballa zachęca pielgrzymów, by wracali do Ziemi Świętej

2025-11-15 15:49

[ TEMATY ]

Ziemia Święta

Izrael

Palestyna

kard. Pizzaballa

Vatican Media

Łaciński patriarcha Jerozolimy kard. Pierbattista Pizzaballa oraz kustosz Ziemi Świętej, ojciec Francesco Ielpo w specjalnie nagranym wideo zapraszają pielgrzymów do odwiedzania miejsc związanych z życiem Pana Jezusa - informuje Vatican News. „Pielgrzymowanie jest bezpieczne” — deklarują, zachęcając ludzi do powrotu, aby „okazać bliskość wspólnocie chrześcijańskiej, która wiele wycierpiała”.

Podziel się cytatem - mówi w nagraniu kard. Pizzaballa.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję