Klub Amazonek w Centrum Charytatywnym Caritas od ponad roku jest miejscem spotkań dla kobiet, które połączyła choroba: rak piersi. Ponad 30 pań, dwa razy w tygodniu, wypełnia gościnną przestrzeń ośrodka Caritas. Przy kawie i słodyczach, wśród radosnej wrzawy, jaka towarzyszy niekończącym się rozmowom, lub wśród łez bólu i bezsilności, podejmują walkę z chorobą, z samotnością, z brakiem akceptacji. Czasem wystarczy jedno spojrzenie, czuły dotyk lub życzliwe słowo, by życie nabrało sensu. Dla kobiet po mastektomii oraz tych, które nadal walczą z rakiem, spotkania w gronie amazonek to bardzo ważny rodzaj terapii.
Wspólna historia
Ania, Irena, Helena, Iza, Zosia... Każda z pań ma niepowtarzalną historię życia i choroby, która na zawsze je odmieniła. Chociaż dzielą je wiek, sytuacja rodzinna i społeczna, a nawet miejsce zamieszkania, bo niektóre przyjeżdżają na spotkania z miejscowości odległych od miasta nawet o 30 km, w obliczu przeżyć związanych z chorobą i powrotem do zdrowia są sobie równe.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Razem idziemy przez życie i przez to jesteśmy silniejsze.
Reklama
Postronna osoba, spoglądająca na pogodne panie otaczające herbaciany stolik, zauważa zwykłe „babskie” spotkanie. Ot, codzienne ploteczki. Dopiero uważne wsłuchanie się w treść rozmów pozwala dostrzec wagę spotkania. – Jesteśmy tu z tym samym problemem. Przy kawie i ciastku rozmawiamy o trudach choroby i powrocie do zdrowia, ale też o zwykłych sprawach. Mamy ćwiczenia i rehabilitację, czasem się modlimy, czasem wyjeżdżamy na pielgrzymki i wycieczki. Razem idziemy przez życie i przez to jesteśmy silniejsze – mówi jedna z pań. – Połączyła nas walka z chorobą. Rozumiemy się i wspieramy. W domu człowiek pozostaje sam z chorobą; tu mamy odskocznię. To, co nas dotyka najbardziej, dzięki wzajemnemu wsparciu staje się mniej odczuwalne, łatwiejsze do przejścia – dopowiada druga kobieta. – Czasem musimy się dzwonkiem uciszać, taki hałas panuje w naszym babińcu, ale wychodząc z tego gwaru, mamy inne odczucie rzeczywistości. Idziemy do domu całkiem inne. Myśli, zwłaszcza te czarne, nie wracają do nas ze zdwojoną siłą. Gdy już poznamy chorobę i zaakceptujemy nasz stan, przestajemy uderzać głową w ścianę i zaczynamy podnosić się. Tu mamy życzliwe wsparcie i zrozumienie. Nie zawsze rozmawiamy o chorobie, a rozumiemy się bez słów – podkreśla kolejna pani.
Wsparcie rodziny
– Chorobę bierzemy na wesoło. Mamy ją z prawej lub lewej strony – mówi starsza pani, wskazując na swoje piersi. Salwa śmiechu przerywa rozmowę raz po raz, bo mimo powagi sytuacji autoterapia śmiechem daje bardzo dobre wyniki. – Gdy po spotkaniu jadę do domu, mam w sobie duży zapas pozytywnej energii. Najstarsza z nas, nie wiekiem, a historią choroby i powrotu do zdrowia, zachorowała ponad 40 lat temu. Wystarczy spojrzeć na siebie, a okazuje się, że wszystko jest możliwe. Tu dostaje się wielkiej siły życia – podkreśla jedna z najmłodszych stażem amazonek. – Choroba zmienia podejście do życia, ale pozwala też dostrzec drobiazgi, cieszyć się z małych rzeczy, na które wcześniej nie zwracało się uwagi – dodaje.
Reklama
– Największym wsparciem w chorobie była dla mnie rodzina. Ja akurat znajduję się w trudnej sytuacji, bo od 8 lat mieszkam sama; mąż i dzieci rozjechali się po świecie i spotykamy się nie częściej, niż 2-3 razy w roku. Ale na wieść o chorobie wszyscy tak się zmobilizowali, tak pozmieniali swoje plany, że przez kilka miesięcy ktoś zawsze był ze mną. Nikt przy mnie nie płakał, bezsensownie się nie rozczulał. To naprawdę ważne, by rodzina dawała spokój, nadzieję, wsparcie. Nie wiem, jak było za zamkniętymi drzwiami, ale przy mnie trzymali formę. Widziałam ich pozytywne nastawienie, które mi się udzielało. W domu czułam, że nie jestem sama, że mogę na kimś polegać – dzieli się jedna z młodszych uczestniczek spotkań.
Dobry lekarz, dobry człowiek
– Ważne jest też zaufanie do lekarza. Trzeba mieć wiele szczęścia, żeby trafić na dobrego lekarza i dobrego człowieka, który chorego potraktuje nie jak kolejny numerek, ale jak osobę z wielkim problemem – dopowiada kolejna kobieta. Przy stole wywiązuje się długa dyskusja na temat podejścia do pacjenta, zalecanych badań, opisu wyników. Większość pań pozostaje pod opieką lekarzy z Lublina, niektóre korzystają z porad w Zamościu. Mają bardzo różne doświadczenia, czasem wręcz traumatyczne. Zgodnie skarżą się, że często czują się towarem na taśmie produkcyjnej. – Trudno jest znaleźć dobrego lekarza, który jest doskonałym fachowcem i dobrym człowiekiem, dlatego nasze spotkania służą także wymianie informacji gdzie i u kogo warto szukać pomocy – wyjaśniają.
Dla kobiet po mastektomii oraz tych, które nadal walczą z rakiem, spotkania w gronie amazonek to bardzo ważny rodzaj terapii.
Reklama
– Miałam szczęście leczyć się u pani doktor, która była wspaniałym człowiekiem, z odpowiednim podejściem do pacjentki. Wszystkich traktowała z godnością, dla każdego miała czas, nawet jeśli musiała zostać dłużej w pracy – mówi jedna ze starszych pań. – Ja mam dwa skrajne doświadczenia. W jednym szpitalu, po serii chemii, nie chciano mi wykonać żadnych badań kontrolnych, by „nie szukać raka na siłę”. Byłam tylko numerem w statystyce, generującym koszty. W innej palcówce, do której później trafiłam, lekarze łapali się za głowę, że nikt nie wykonał mi podstawowych badań. Na szczęście trafiłam na lekarza z powołania, któremu na mnie zależy. My przecież nie chcemy badań dla rozrywki, tylko chcemy mieć pewność, że leczenie się powiodło, że nie czeka nas dalsze cierpienie i kolejna walka – dzieli się amazonka po rekonstrukcji piersi. Wszystko zależy od człowieka...
Wsparcie z nieba
W życiu, jak i w chorobie oraz w powrocie do zdrowia, ważne miejsce zajmują Bóg i wiara. Czasem jest to tylko westchnienie na sali operacyjnej: „Boże, ratuj”, czasem wielka zmiana w życiu religijnym człowieka. – Wiara bardzo pomaga w skrajnych sytuacjach – zapewnia jedna z kobiet.
– Od zawsze jestem osobą wierzącą, ale przed chorobą zdarzało mi się opuścić niedzielną Mszę św. Jak to mówią, byłam wierząca, ale niezbyt praktykująca. Kilka lat temu przeżyłam rodzinną tragedię, która zmieniła moje życie. Wówczas moja wiara zmieniła się, pogłębiła, umocniła. Teraz nie wyobrażam sobie dnia bez Różańca czy koronki, a niedzieli bez Mszy św. Nawet wakacyjne wyjazdy tak planujemy, by było w nich miejsce na kościół – dzieli się inna pani. – Modlitwa jest obecna w moim życiu codziennie. Wczoraj, kiedy Jadzia jechała po wyniki do onkologa, przysłała wiadomość: „Pamiętaj o mnie”. Więc wzięłam do ręki różaniec – dodaje.
Kobiety modlą się też wspólnie. Raz w miesiącu kapłan sprawuje dla nich Mszę św. w kaplicy ośrodka, a jeśli trzeba, zamawiają ją częściej, także w swoich parafiach. Czasem proszą o modlitwę w pobliskim kościele pw. Trójcy Przenajświętszej. Co roku jeżdżą do Częstochowy na ogólnopolskie zloty. Pierwsze wrażenie było niesamowite. Z jednej strony tyle chorych kobiet, coś strasznego; z drugiej świadomość, że są w tym razem i nie są pozostawione same sobie. Mają wsparcie z ziemi i z nieba.
Amazonki z Krasnegostawu tworzą serdeczną, otwartą grupę. 33 panie chętnie przyjmą w swoje szeregi koleżanki, które zmagają się z rakiem piersi. Zapraszają na spotkania przy ul. Szkolnej 9 we wtorki i piątki. Proponują kawę, gimnastykę, zajęcia artystyczne, porady psychologa i dietetyka, masaż, wyjazdy integracyjne i pielgrzymkowe, a nade wszystko serdeczną rozmowę. Szczegółowe informacje można uzyskać pod numerem telefonu 81 473 25 19 lub na stronie internetowej www.centrumcharytatywne.pl .