Przez wiele lat przy nakrywaniu wigilijnego stołu pani Marianna myślała najczęściej o tym, czy mąż dotrwa bez kielicha do Pasterki. Święta kojarzyły się jej z nerwowym napięciem. Zamiast „Wśród nocnej ciszy”, często w Wigilię słuchała z dziećmi bełkotu pijanego męża. Najbardziej pragnęła, aby te święta jak najszybciej się skończyły; po nich mąż wracał do pracy i miej pił. Od trzech lat zasiadają do kolacji wspólnie, kilka kolęd śpiewają nawet na głosy.
Ucieczka z Wigilii
Reklama
Kilka lat temu jestem na obozie z dziewczynami na co dzień mieszkającymi w ośrodku wychowawczym. Same trudne przypadki; w rodzinach alkoholizm, mamusie przyprowadzające co tydzień nowych tatusiów. Na porządku dziennym kradzieże, przekleństwa, bieda, ordynarne teksty. Uciekały z domu, omijały szkołę, sięgały po wino i dragi, w końcu trafiły do ośrodka. Mówię o wielkiej miłości Boga, bezgranicznej miłości Pana Jezusa do ludzi. Jedna z dziewczyn nie wytrzymuje i przy wszystkich głośno krzyczy, jakby za każdą z nich: – Jaki Bóg? Jakby był Bóg, to by mnie ojciec w Wigilię nie walnął… Ja miałam cztery lata, była choinka, może pięć bombek i jakieś poszarpane łańcuchy. Przyszedł nawalony, najpierw wyzwał matkę, ja się zaczęłam drzeć i płakać. Wziął mnie i rzucił na ścianę. Krew mi poszła z nosa i uszu. Byłam tylko w koszulce i majtkach. Matka krzyknęła: Uciekaj do sąsiadów. Wyleciałam w tej koszulce i majtkach, biegłam po śniegu. To niedaleko, drugi dom od naszego. Telepało mną, myślałam, że umrę. Kapało mi krwią, z nosa i buzi, na śnieg. I co? Bóg? Jakby był Bóg, to by mnie obronił. Ja się tak bałam! Bolała mnie głowa, nos i plecy. Gdzie był Bóg? Jaka miłość Boga? Niech ksiądz nie opowiada bajek! Doleciałam do sąsiadów, zawinęli mnie w koc, poocierali z krwi, dali jakąś tabletkę, zasnęłam. Nie było opłatka, kolędy, nic! Ja się z tydzień jeszcze trzęsłam, a musiałam tam wrócić, do domu”. Podobnych historii słyszałem wiele, szczególnie dramatycznie brzmiały w ustach młodych ludzi. Dla nich Boże Narodzenie to niespełniona tęsknota za ciepłem, serdecznością i miłością.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pomocne miejsca
Powrót do trzeźwości jest trudny. Jeżeli choroba alkoholowa jest w stanie zaawansowanym, trzeba sięgnąć po pomoc specjalistów. Pierwszym krokiem jest odtrucie organizmu. Najlepiej udać się do Oddziału Leczenia Alkoholowych Zespołów Abstynencyjnych („olaza”) przy szpitalu neuropsychiatrycznym w Lublinie. Oddział dysponuje kilkudziesięcioma miejscami, w większości dla mężczyzn, ale są też dwie małe sale dla kobiet. W ciągu 10-14-dniowego turnusu lekarze i terapeuci wskazują, co należy robić dalej. Można trafić do jednego z punktów ambulatoryjnych i tam kontynuować walkę o trzeźwość w terapii grupowej bądź indywidualnej. Niektórzy próbują po kilka i kilkanaście razy. Dla wielu pacjentów olazy następnym krokiem jest dwumiesięczna terapia w ośrodku zamkniętym, na tzw. cotua (całodobowy oddział terapii uzależnienia od alkoholu) w Lublinie, na oddziale odwykowym w szpitalach w Radecznicy, Chełmie, Krasnymstawie, Parczewie czy Radzyniu. Ogromną rolę wspierającą spełniają wspólnoty Anonimowych Alkoholików; ich spotkania odbywają się każdego dnia wieczorem, najwięcej funkcjonuje przy parafiach w Lublinie. Można znaleźć je także w Świdniku, Turce, Kraśniku, Puławach, Milejowie i Łęcznej, wszędzie na mityngi otwarte są sale parafialne.
Bóg się rodzi
Droga do trzeźwości w rodzinie pani Marianny zaczęła się od gorącej, codziennej i wytrwałej modlitwy przez wstawiennictwo Matki Bożej. Na zmianę odwiedzała katedrę, kościół Świętego Ducha i sanktuarium Matki Bożej Latyczowskiej na Czubach; pielgrzymowała też do Wąwolnicy. Za radą znajomej skonsultowała się z poradnią leczenia uzależnień, głębiej zrozumiała problem. Rozmawiała z mężem tylko wtedy, gdy był trzeźwy, starała się nie podnosić głosu, przekonała dzieci i zaczęli chodzić przy kościele na Dziesiątej na mityngi Al-Anon, gromadzące rodziny osób uzależnionych. Wspierała męża podczas pobytu na olazie; rozumiała, że to dla niego duże upokorzenie, potem cieszyła się jego trwaniem w trzeźwości i dopasowywała życie domowe do jego wizyt u terapeuty. Tak trzeba zachowywać się podczas każdej choroby najbliższych. Nadal odwiedza Maryję; najpierw dziękuje za łaskę otrzeźwienia męża, ale prosi także o siłę, bo wie, że choroba alkoholowa ma nawroty. Z ufnością w sercu, razem z mężem i dziećmi, śpiewa po Wigilii, że Bóg się rodzi. Doświadczyli tego w trudnym czasie choroby.