Kurdowie po raz kolejny przekonali się o prawdziwości powiedzenia, że nie mają przyjaciół oprócz gór. Nawet USA dyrygowane przez Donalda Trumpa – murowany, wydawałoby się, sojusznik – odwróciły się od nich i pozostawiły na pastwę Turcji. O Kurdystanie i Kurdach – od czasu ich walki z tzw. Państwem Islamskim, ramię w ramię z Amerykanami – pisze się i mówi całkiem sporo. Jednak dwie książki reporterskie: „Nazywam się Kurdystan” Witolda Repetowicza i „Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie” Pawła Smoleńskiego (wydane już jakiś czas temu), pokazują, jak mało wiemy o tym narodzie, a także, czym różni się on od innych narodowości Bliskiego Wschodu. Niewiele jest też książek o Kurdystanie napisanych tak, jak zrobili to obaj reporterzy. Z zastrzeżeniem: obaj nie ukrywają sympatii dla Kurdów.
Na Kurdów międzynarodowa opinia publiczna zwróciła uwagę, kiedy jako naród najdzielniej stawiali opór tzw. Państwu Islamskiemu. Ich ojczyzna jest podzielona na cztery części: między Turcję, Irak, Syrię i Iran, tym trudniej więc o syntezę. Repetowiczowi to się udało, a był to owoc jego podróży, zwłaszcza tych odbytych w burzliwych latach 2014-16 do Iraku, Iranu, Syrii i Turcji.
Także „Zielone migdały...” Smoleńskiego są efektem podróży autora, do Iraku i Kurdystanu, w ostatnich latach. Opowiada on o autonomicznym regionie z niezależnym prezydentem, własną flagą oraz ambasadorami, choć bez zakreślonych granic. O największym na świecie narodzie bez własnego państwa, z długą historią prześladowań i walki o niepodległość.
Pomóż w rozwoju naszego portalu