Spotkałem Księdza Antoniego, kiedy był już w Domu Księży Emerytów, i nie sposób się nie zgodzić z opiniami tych, którzy znali go dużo wcześniej i mówili o nim, że jest prawdziwie księdzem z powołania. Dziś, gdy słyszy się o braku powołań do kapłaństwa, o księżach, którzy z różnych powodów rezygnują z kapłaństwa lub popełniają samobójstwo, bo nie mieli siły udźwignąć zadania, które postawił przed nimi Jezus i Kościół, postać ks. Antoniego jest przykładem na to, że można iść za Jezusem w kapłaństwie – czasem potykając się o swój własny grzech. Można zaprzeć się siebie i wytrwać do końca pomimo różnych pokus i doświadczeń.
Można – jeśli się wszystko – tak jak ks. Antoni – podpiera kolanami, modląc się nie tylko za siebie, ale za tych, z których się wyszło, z którymi się jest, i do których się będzie posłanym. Nie mam wielu lat kapłaństwa – ale tacy księża jak ks. Kamiński są dla mnie wzorem, który chcę w życiu naśladować.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Był bardzo cichy, spokojny, układny, niewadzący nikomu – tak wspominają ks. kan. Antoniego Kamińskiego ci, którzy go znali. Dokładnie 21 czerwca br. ks. Antoni obchodził jubileusz 60-lecia kapłaństwa. Niestety, nie było go na uroczystościach, które odbyły się w Domu Księży Emerytów, bo przebywał w szpitalu. Mówił o tym podczas uroczystości ks. Stanisław Wasilewski – kolega kursowy ks. Antoniego. – Jeden z naszych braci – jubilat ks. kan. Antoni Kamiński – jest bardzo ciężko chory i leży w szpitalu. Modlimy się w jego intencji już od dwóch tygodni – tłumaczył.
Seminarium
Antoni Adam Kamiński urodził się 3 stycznia 1937 r. w Uniejowie w diecezji włocławskiej jako syn Adama i Eugenii z domu Wojtasik. Nie był ich jedynym dzieckiem, ale pierwszym i ostatnim, który oddał się na służbę Bogu i ludziom. Po ukończeniu szkoły podstawowej wstąpił do Niższego Seminarium Diecezji Łódzkiej, gdzie wraz z innymi kolegami przyglądał się swojemu powołaniu. Po maturze wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi, gdzie kontynuował przygotowania do kapłaństwa.
– Ks. Antoni był człowiekiem bardzo skromnym i cichym – mówi Jadwiga Nowacka – siostra ks. prał. Bogdana Nowackiego. – Pamiętam jeszcze z czasów seminaryjnych – kiedy odwiedzałam mojego brata w seminarium – na furtę przychodziła rodzona siostra ks. Antoniego i ciągle reperowała mu jego rozdartą sutannę. Ciągle przeszywała, szyła, łatała – wspomina pani Jadwiga.
Reklama
Święcenia kapłańskie ks. Kamiński przyjął w łódzkiej katedrze 21 czerwca 1959 r. z rąk ówczesnego ordynariusz diecezji łódzkiej bp. Michała Klepacza. – Do święceń przystąpiło nas wówczas 18 kapłanów, wśród których byli koledzy z diecezji łódzkiej i z innych polskich diecezji – przypomina ks. Wasilewski. – To nie były łatwe czasy, wchodziliśmy w kapłaństwo w momencie, kiedy Kościół i religia nie cieszyła się wolnością, a każdy, kto chciał odważnie głosić Ewangelię, musiał liczyć się z represjami ze strony władzy – dodaje.
Posługa
Przez 25 lat kapłaństwa ks. Antoni był wikariuszem w sześciu parafiach diecezji łódzkiej. Pracował w parafiach: Dobroń, Buczek, Jeżów, Bełchatów, Tuszyn i Pabianice. Następnie – w 1984 r. – został mianowany proboszczem parafii pw. Trójcy Świętej w Krzepczowie, w której posługiwał do momentu przejścia na emeryturę, tj. do 2010 r. Był proboszczem przez 26 lat swojego kapłańskiego życia.
– Kiedy odszukałem akt mojego chrztu i dowiedziałem się, że księdzem, który włączył mnie do wspólnoty Kościoła w mojej rodzinnej parafii był ks. Antoni, wówczas pomiędzy nami wytworzyła się niezwykła więź – mówił podczas pożegnania ks. Zbigniew Tracz, kanclerz łódzkiej kurii. – Była to więź kapłańska i braterska, która trwała do końca. Stąd – gdy dowiedziałem się o śmierci księdza kanonika – wiedziałem, że muszę być tutaj i powiedzieć o tym – dodał ks. Tracz.
Pokora
Wszyscy, którzy wspominają ks. Antoniego mówią o nim, że był człowiekiem cichym, skrytym, spokojnym i niezwykle pokornym. Miał bardzo wiele cierpliwości i wielkie serce. Każdy, kto przychodził do niego po pomoc, nie odchodził z pustymi rękami. Do tych wielu zalet, należy dodać jeszcze te, które nie były widoczne na zewnątrz. Ks. Kamiński był człowiekiem modlitwy, który zatapiał w Bożym miłosierdziu wszystkich, których spotkał na drodze swego życia oraz tych, którzy na tych drogach się pojawią.
Reklama
W jego rzeczach osobistych po śmierci rodzina odnalazła kartkę, na której były zapisane intencje, w których ks. Antoni modlił się – jak sam zanotował – od czasu święceń subdiakonatu (święcenia niższe przyjmowane przez kleryków na 4. roku studiów seminaryjnych).
Modlitwa
Codzienne intencje ks. Antoniego: poniedziałek – za Ojca Świętego i hierarchię Kościoła; wtorek – za rodziców, rodzeństwo i rodzinę; środa – za tych, których spotkał i spotka na drodze życia kapłańskiego; czwartek – za niewierzących; piątek – za kapłanów i o nowe powołania do kapłaństwa; sobota – za pogan i neopogan; niedziela – za Kościół i Ojczyznę.
Po zakończeniu swojej posługi parafialnej i po przejściu na emeryturę ks. Antoni zamieszkał w Łodzi w Domu Księży Emerytów, gdzie przebywał do końca swojego życia. Spokojny czas zasłużonej kapłańskiej emerytury przerwała choroba. Ks. Antoni zaopatrzony świętymi sakramentami – a więc przygotowany na spotkanie z Panem – zmarł w 23 czerwca w szpitalu im. Mikołaja Kopernika w Łodzi w 83. roku życia i 60. roku kapłaństwa.
Testament
W czasie uroczystości pogrzebowych zmarłego kapłana w ramach kazania – o co prosił w ostatniej woli – odczytano jego testament. Wśród wielu słów skierowanych pod adresem swoich najbliższych znalazły się i te, które świadczą o wielkiej pobożności, wierze, ale i świadomości słabości zmarłego kapłana.
„Zdaję sobie sprawę z tego, że idę na sąd Boży i że trzeba tam iść z wielką pokorą i lękiem, w poczuciu moich licznych win. Lęk jednak łagodzi ufność, że Jezus, który był tak dobry i miłosierny dla mnie za życia ziemskiego, nie odmówi mi swojego miłosierdzia, gdy ujrzy kapłana, który choć niedołężny – służył Mu, żałował za swoje grzechy i zawsze kochał Boga, Kościół katolicki, Polskę i Jej Królową Maryję. Miserere me Deus!” – napisał.