Reklama

Sen sprzed lat

Z Elżbietą Królikowską-Avis o demokracji, konserwatyzmie i misji dziennikarskiej rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 25/2019, str. 36-37

Fotolia.com

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: -– W najnowszej historii polskiego dziennikarstwa jest Pani osobą wyjątkową, bo obchodząc dziś 50-lecie pracy zawodowej, nie musi Pani niczego wymazywać z pamięci, niczego się wstydzić, pod wszystkim mogłaby się Pani ponownie podpisać. Jak to się robi, Pani Redaktor?

ELŻBIETA KRÓLIKOWSKA-AVIS: – Po prostu – zawsze trzeba się zachować, „jak trzeba”. Byłam zwykłą dziennikarką, przez 30 lat krytykiem filmowym, później publicystką i komentatorką polityczną, korespondentką zagraniczną, od pewnego czasu jestem ekspertem do spraw brytyjskich. Dzięki znajomości języka hiszpańskiego napisałam dwie książki na tematy filmowe, o kinie metyskim i pierwszą w Polsce historię kina hiszpańskiego, a także pierwszą w Polsce – z czego jestem bardzo dumna – encyklopedię filmu dla dzieci: „Seans magiczny, czyli ABC młodego kinomana”. Działałam w organizacjach społecznych i charytatywnych (np. w Fundacji Lady Sue Ryder). Dziś mogę powiedzieć, że mam osobistą satysfakcję, choć bywało bardzo trudno...

– To zapewne z powodu Pani przeszłości opozycyjnej. W 1970 r. zamierzała Pani wysadzić w powietrze pomnik Lenina w Poroninie!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Tak, ale dziś jestem z tego powodu szczęśliwa, bo to właśnie wtedy zyskałam świadomość własnej siły i utwierdziłam się w przekonaniu, że muszę do końca iść tą właściwą drogą. Na samym jej początku, jako studentka filmoznawstwa, znalazłam się w „Ruchu”, pierwszej po WiN-ie dużej podziemnej organizacji niepodległościowej. Wychowana w rodzinie katolickiej o żywych tradycjach narodowych nie mogłam wtedy postąpić inaczej; bardzo nas, młodych, wówczas irytowało to huczne fetowanie 100. rocznicy urodzin Lenina. Wysadzenie pomnika miało zasygnalizować społeczeństwu, że jeszcze nie wszystko stracone. Niestety, nie udało się, bo w przeddzień wpadliśmy w kocioł, dostałam 2 lata więzienia.

– A po wyjściu z więzienia tzw. kariera dziennikarska była wręcz niemożliwa, Pani jednak, mimo wszystko, postanowiła być dziennikarką. Dlaczego?

– Nie chodziło mi o karierę! W „Ruchu” wydawaliśmy swój biuletyn, pisanie traktowane jako misja miało więc dla mnie ogromny sens. Przez 8 lat nie mogłam znaleźć żadnej pracy na etacie, musiałam więc pracować dwa razy więcej niż inni moi koledzy, bo za same wierszówki. I to bardzo mnie wzmocniło, stałam się „nie do zdarcia”, nie uważałam się nigdy za ofiarę. Po ośmiu latach dostałam wreszcie etat w piśmie „Film”, skąd szybko mnie wyrzucono za działalność w Solidarności. Na szczęście już wtedy miałam dobrą reputację jako krytyk filmowy, dzięki czemu przez całe lata 80. mogłam spokojnie pracować w telewizyjnym tygodniku „Antena”.

Reklama

– Potem był już wyjazd do Londynu?

– Tak, na 27 lat. Wiązało się to z tym, że wyszłam za mąż za Brytyjczyka. Podjęłam wówczas współpracę z polskimi tygodnikami, które w latach 90. zaczęły łaknąć wieści ze świata. Wkrótce zdobyłam nową specjalizację dziennikarską – zostałam ekspertem do spraw brytyjskich. Rzeczywistość polityczna w Wielkiej Brytanii bardzo się różniła od polskiej; tam demokracja przekładała się w widoczny sposób na życie obywateli. Postanowiłam więc swoją wiedzę o mechanizmach demokracji z tejże kolebki demokracji „transplantować” do Polski.

– Czyli po prostu edukować Polaków?

– Początkowo tylko swoich czytelników, którymi – mam nadzieję – byli także polscy politycy. Moją wielką ambicją było wspomagać tę dość nieporadną polską demokrację. Z czasem, gdy już stałam się niejako ekspertem od spraw demokracji, zaczęto mnie prosić o wygłaszanie prelekcji – w Sejmie, na uniwersytecie, w parafiach – o mechanizmach demokracji, o tym, jak się ona przekłada na decyzje polityczne, na parlament, na organizacje pozarządowe, media i na życie mieszkańców. Podczas tych prelekcji mówiłam – chyba jako pierwsza w Polsce – o misyjnym charakterze władzy, co w Wielkiej Brytanii było oczywistością, a w Polsce jeszcze nie. W prawdziwych demokracjach władza boi się obywateli, a nie odwrotnie.

– W Polsce wciąż jest odwrotnie?

– Moim zdaniem, już jest lepiej, bo po raz pierwszy mamy władzę, która właściwie pojmuje swoją służebność wobec społeczeństwa, która zrozumiała sytuację tzw. nieuprzywilejowanych grup społecznych – ludzi starych, rodzin wielodzietnych – o czym również w swoim czasie wiele pisałam. Jednakże w polskich mediach nie były to mile widziane tematy. Gdy 7 lat temu zaproponowałam jednemu z pism konserwatywnych, że zrobię całą tzw. wkładkę o demokracji, usłyszałam odpowiedź: pani Elżbieto, to takie nudziarstwo, kto to będzie czytał... Po 3 latach to samo środowisko stworzyło gazetę, w której przeczytałam: chcesz żyć w demokracji, patrz na ręce władzy!

– Poczuła Pani satysfakcję?

– O, tak! Poczułam się trochę jak matka chrzestna polskiej demokracji, bo przecież od prawie 30 lat nie odpuszczałam tego tematu. Taką satysfakcję czuję też zawsze, gdy politycy ponoszą zasłużoną karę za czyny niegodne. Czasem myślę sobie, że może w jakiejś mierze jest to także efekt tego mojego uporczywego pisania – opartego na przykładach wziętych z brytyjskiego życia politycznego – o tym, że władza musi się zachowywać przyzwoicie nie tylko w swojej pracy, ale również w sprawach prywatnych. Tak, dziś mam osobistą satysfakcję.

– W swej publicystyce zawsze żarliwie broni Pani wartości konserwatywnych. Czy dziś – po wyborach do Parlamentu Europejskiego – ma Pani już więcej nadziei, że kiedyś wreszcie nastąpi kres destrukcyjnej dominacji lewicowych elit Europy?

– Tak, dziś można już mieć więcej nadziei, że ta sytuacja wkrótce może się zmienić. Od pewnego już czasu w wielu krajach Europy obserwujemy nawrót do konserwatyzmu. Wprawdzie konserwatyzm zaproponowany w Wielkiej Brytanii przez Davida Camerona – tzw. nowoczesny i współczujący konserwatyzm – niewiele z klasycznym konserwatyzmem ma wspólnego, bo np. dozwala zawierać „małżeństwa” homoseksualne, ale wszystko wskazuje na to, że ten „nowy konserwatyzm” Camerona zostanie zmieciony przez Partię Brexit. Brytyjczycy mają naprawdę dość tej europejskiej lewicowej ideologii, która sprowadziła do ich kraju miliony imigrantów, na skutek czego doszło tam do zapaści służb publicznych (służby zdrowia, edukacji, bezpieczeństwa publicznego). Dla większości Brytyjczyków brexit jest dobry, ale wciąż trudno powiedzieć, czy do niego dojdzie. Dla Polski byłoby jednak lepiej, gdyby brytyjscy konserwatyści byli obecni w Parlamencie Europejskim.

– Na lewicowych salonach Europy Polska jest uznawana za szkodzącą nowoczesnej Europie ostoję konserwatyzmu. Tuż po europejskich wyborach w jednej z polskich komercyjnych stacji naukowo utytułowany komentator wyraził opinię, że „tak to już jest, że konserwatyści zawsze przegrywają”...

– Ten pan najwyraźniej stracił kontakt ze światem i teraźniejszością! W Polsce życie intelektualne już od kilku lat toczy się po konserwatywnej stronie. Najciekawsze publikacje na tematy filozoficzne, polityczne ukazują się po konserwatywnej stronie; choćby książki prof. Wojciecha Roszkowskiego, prof. Ryszarda Legutki, prof. Marka J. Chodakiewicza. Po stronie przeciwnej mamy tylko paszkwile.

– Wynik tegorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego może, zdaniem Pani Redaktor, naprawdę budzić uzasadnione nadzieje, że to jednak lewicowi liberałowie w końcu z kretesem przegrają?

– Jedno jest pewne: widać wyraźnie, że narody – Polacy, Węgrzy, Brytyjczycy, Włosi, a nawet Francuzi – zaczynają już mieć kategorycznie dosyć lewicowych porządków w Europie. Z pewnością lewica liberalna w Brukseli nie będzie już tak arogancka i będzie napotykała większy opór niż przedtem. Jeżeli w nowym parlamencie dojdzie do zintegrowania sił konserwatywnych, to można liczyć na dobre zmiany, także dla Polski. Niewątpliwie możemy się też spodziewać poprawy klimatu politycznego wokół naszego kraju.

– I wewnątrz kraju?

– Z tym pewnie będzie trudniej, choć wierzę, że kiedyś się uda. Trzeba czasu. Osobiście czuję się szczęśliwa, że wreszcie zaczyna się w Polsce spełniać to, o co walczyłam 50 lat temu. W biuletynie „Ruchu” zamieściliśmy manifest pt. „Mijają lata”, pisaliśmy, że oczekujemy wolnej, niezawisłej Polski, której gwarantem są niezawisłe, wolne wybory, pluralizm polityczny, religijny, gospodarczy. Dopiero teraz powoli zaczyna się spełniać mój sen sprzed 50 lat.

– Ile brakuje do spełnienia?

– Jeszcze wiele. Wprawdzie nasze władze już sporo wiedzą, jak można demokrację wprząc w rydwan sprawiedliwości społecznej, ale to jeszcze za mało. Trzeba więcej śmiałości, odwagi w dialogu z resztą świata. Moim zdaniem, nie dość mocno zdajemy sobie sprawę i ze swojego potencjału, i ze swoich możliwości, nie potrafimy ich prezentować. Brakuje takich projektów, jak Polsko-Brytyjskie Forum Belwederskie – największy tego rodzaju projekt od 1945 r. – nad którym obecnie pracuję w ramach współpracy z MSZ. Są to spotkania – polityków, mediów, ludzi kultury – na których prezentujemy Polskę. Musimy bardziej dbać o to, by obraz Polski w świecie był prawdziwy.

* * *

Elżbieta Królikowska-Avis
Publicystka, recenzentka filmowa, pisarka, tłumaczka (m.in. „Diana: prawdziwa historia” i „Monika Lewinsky: jej historia”). Od 1990 r. korespondent zagraniczny, komentator polityczny, ekspert do spraw brytyjskich. Autorka ponad 2 tys. artykułów publicystycznych, recenzji, wywiadów, reportaży i felietonów oraz programów telewizyjnych.

2019-06-17 13:27

Ocena: 0 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Św. Katarzyna ze Sieny

Niedziela łowicka 41/2004

[ TEMATY ]

św. Katarzyna

Sailko / pl.wikipedia.org

Grób św. Katarzyny w rzymskiej bazylice Santa Maria Sopra Minerva, niedaleko Piazza Navona

Grób św. Katarzyny w rzymskiej bazylice Santa Maria Sopra Minerva, niedaleko Piazza Navona

25 marca 1347 r. Mona Lapa, energiczna żona farbiarza ze Sieny, urodziła swoje 23 i 24 dziecko, bliźniaczki Katarzynę i Joannę. Bł. Rajmund z Kapui napisał we wstępie do życiorysu Katarzyny: „Bo czyż serce może nie zamilknąć wobec tylu i tak przedziwnych darów Najwyższego, kiedy patrzy się na tę dziewczynę, tak kruchą, niedojrzałą wiekiem, plebejskiego pochodzenia...”.

Rezolutność i wdzięk małej Benincasy od początku budziły zachwyt wśród tych, z którymi się stykała. Matka z trudnością potrafiła utrzymać ją w domu. „Każdy z sąsiadów i krewnych chciał ją mieć u siebie, by słuchać jej rozumnych szczebiotów i cieszyć się jej dziecięcą wesołością”

CZYTAJ DALEJ

Organy katedralne do remontu!

2024-04-29 08:42

mat. pras

Zapraszamy do obejrzenia specjalnego odcinka "Organistów po godzinach" poświęcony długo wyczekiwanemu remontowi największych organów w Polsce, które znajdują się w Archikatedrze Wrocławskiej!

Zapraszamy do obejrzenia specjalnego odcinka "Organistów po godzinach" poświęcony długo wyczekiwanemu remontowi największych organów w Polsce, które znajdują się w Archikatedrze Wrocławskiej! W najnowszym podcaście organach katedralnych w rozmowie z Krzysztofem Bagińskim i Krzysztofem Garczarkiem opowiada Ks. kanonik Paweł Cembrowicz - proboszcz Katedry pw. św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu oraz można posłuchać i zobaczyć ostatnie, historyczne wręcz dźwięki utrwalające brzmienie przed demontażem instrumentu zaprezentowali organiści - Wojciech Mazur i Mateusz Żegleń.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję