Cierpliwość
Różaniec i w moim życiu odegrał wielką rolę, rolę uzdrawiającą, odnowy duchowej. Ale zacznę od początku. Byłam właśnie w samym środku życia: praca, dom, rodzina, znajomi, pełnia życia. Powiem więcej – aż się przelewało od tej pełni. A Pan Bóg był, owszem, ale w kościele. „Jeszcze będzie czas” – tak człowiek o tym myślał. Aż przyszedł moment trudny, tak jak w nadwątlonym murze – najpierw rysy, potem coraz większe szczeliny, odpadające fragmenty. A ratunku nie widać. I właśnie wtedy, w tamtym trudnym czasie przypomniałam sobie o Różańcu. Ale jaki to był Różaniec! Biedniutki. Odmawiany cichcem na palcach w tramwaju, bez rozróżniania poszczególnych tajemnic, tylko te zdrowaśki. Takie biedniutkie. Ale widocznie i takie się liczą dla Pana Boga, bo mnie podźwignął i powoli wyprowadził wszystko na prostą. Taka to jest moc!
A teraz sama staram się świadczyć o tym, że warto zawierzyć i warto się modlić.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ostatnio w nocnej audycji Programu I Polskiego Radia była mowa o cierpliwości. Też słuchałam, choć czasami natura nie pozwalała, w końcu to sam środek nocy, od północy do godz. 3. Mnie cierpliwość kojarzy się z wytrwałością, o której z kolei nie tak dawno mówił p. Marcin Zieliński. Ale w sumie można powiedzieć, że wychodzi na jedno. Nie zrażać się natychmiastowym brakiem odpowiedzi, tylko ufać, że jak będę cierpliwy i wytrwały, to jakiś skutek musi być. Czasem mylimy skutek z niespełnieniem, ale nie znamy podtekstów tej innej odpowiedzi, niezgodnej z naszymi oczekiwaniami. Przecież przyszłość jest dla nas jeszcze czystą kartą. I co będzie na niej zapisane, wie tylko Bóg.
Czasem, gdy robię życiowy bilans, stwierdzam, że wiele widziałam i w wielu miejscach byłam. Czy są jeszcze jakieś sprawy czy miejsca, które chciałabym zobaczyć czy przeżyć? Chyba nie. A czy jeszcze na coś czekam? Też chyba nie. Odkąd coraz więcej męczeńskich szczątków jest odnalezionych i zidentyfikowanych, to więcej marzeń już nie mam...