Mszę św. pogrzebową zmarłego bp Stanisława Kędziory koncelebrowało ponad 200 kapłanów i 17 biskupów. Eucharystii przewodniczył metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz.
Hierarcha przypomniał, że bp Kędziora odszedł do Domu Ojca w uroczystość Narodzenia Pańskiego. – Taki termin odchodzenia z tego świata jest dany ludziom wyjątkowym. Tak umarł przed stu laty Brat Albert, człowiek wielkiej wrażliwości na tajemnicę wcielenia, tak umarł przed 20 laty, abp Bronisław Dąbrowski – mówił kard. Nycz. Wspominał, że wiele osób mówiło, że zmarły duchowny był biskupem dobrym, pokornym, mądrym, pobożnym. – A nieraz słyszałem biskup święty – powiedział Metropolita Warszawski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Biskup senior diecezji łowickiej Józef Zawitkowski wygłosił niezwykle poruszającą homilię. – Stasiu kochany, stoję nad twoją trumną, całuję twoje dobre ręce, namaszczone, kapłańskie święte. Sześć lat cierpienia to bardzo długo. Tylko ty wiesz, że własnego krzyża nie da się odjąć od siebie i dać komuś – mówił biskup Zawitkowski. Kaznodzieja przypomniał rodzinny Seligów położony na ziemi łowickiej, z którego pochodził zmarły duchowny. Wspominał również między innymi mamę bp. Kędziory, która po śmierci męża sama wychowywała trzech synów.
Zmarły hierarcha jako prefekt i wicerektor Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie wychował wielu kapłanów. Duchowni mogli liczyć na jego porady, rozmowy i wsparcie. Był cenionym i szanowanym przełożonym. – Zwyczajny, bezpretensjonalny, normalny, koleżeński, niezwykle delikatny i opanowany. Podobno nikt go nie widział zdenerwowanego. Bardzo pracowity, ogromnie odpowiedzialny. Na Księdza Biskupa naprawdę można było liczyć – wspominał pierwszy biskup warszawsko-praski Kazimierz Romaniuk.