Wiejska parafia Stolec 15 lat temu była na ustach całej Polski. Media relacjonowały bunt ówczesnych parafian przeciwko proboszczowi, pokazywano łańcuchy i kłódki wiszące na drzwiach kościoła, komentowano natychmiastową reakcję bp. Stanisława Napierały i pytano nowego proboszcza, czy się nie boi. Wówczas 35-letni ks. Zbigniew miał niełatwe zadanie – stworzyć na tym pogorzelisku od nowa wspólnotę. Bp Napierała powiedział mu wtedy dosłownie: – Jedziesz gasić pożar!
Po 15 latach sprawdzamy, czy i na ile się to udało. I odpowiedź nasuwa się sama. Na jubileuszową Mszę św. przychodzi niemal cała okolica – władze samorządowe, strażacy, których ks. Zbigniew jest kapelanem, i parafianie, od najmłodszych po najstarszych. Na pytanie, za co szanują swojego proboszcza, ludzie odpowiadają, że za gotowość bycia z nimi na dobre i na złe. Jedna ze starszych pań wykłada rzecz najprościej: – Łatwego życia to proboszcz z nami nie miał, szczególnie jak tu nastał. Ale umiał z ludźmi postępować, zadbał o sprawy Boże, to i na nasz szacunek zasłużył. Co tu długo gadać – z ręką na sercu to lepszego proboszcza niż nasz ze świecą szukać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jedzie ksiądz gasić pożar
Reklama
Ks. Zbigniew, choć wstąpił do poznańskiego seminarium duchownego, święcenia przyjął już w nowo powstałej diecezji kaliskiej. Należy do pierwszego święconego w tej diecezji rocznika. Potem pracował w Godzieszach Wielkich i w kaliskiej parafii pw. świętych Apostołów Piotra i Pawła, skąd bp Napierała przeniósł go do Stolca, by „ugasił pożar”. Parafia Stolec jest rodzinną wspólnotą obecnego ordynariusza kaliskiego bp. Edwarda Janiaka.
– „Księże, tam się las pali, trzeba jechać gasić!”, do dziś brzmi mi w głowie głos biskupa – wspomina ks. Zbigniew. – Dziennikarze szaleli. Przed kościołem stał rząd kamer, a w środku tłum jak na dobrej Rezurekcji. Biskup powiedział: – Przywożę wam nowego proboszcza. A w kościele głucha cisza. Przypomniał im przypowieść o dobrym pasterzu, potem opowiedział trochę o mnie, skąd pochodzę, co do tej pory robiłem – i nadal lód. Po Komunii św. miałem pierwszy raz przemówić do nowych parafian. Ze ściśniętym gardłem powiedziałem, cytując naszego Papieża: – Przychodzę do was z radością i drżeniem serca. Jak się pomylę, to mnie poprawcie... A biskup na to, zerkając na ludzi: – I jak, podobało się? I wtedy zerwały się oklaski. A ja poczułem niewypowiedzianą ulgę. Niestety, chwilową, bo gdy zostałem sam na sam z ówczesną radą parafialną, to pod gradem jej pytań i żądań nie wytrzymałem i się rozpłakałem. Czy się bałem? Jasne, że tak. Szczególnie że jakiś czas jeszcze dostawałem telefony z pogróżkami: – Pleban, nie podskakuj, bo my jeszcze łańcuchy i kłódki mamy...
Zaufanie i szacunek
Od tego czasu minęło 15 lat, a gdy widzi się wspólnotę zgraną i niemal rodzinną, trudno nie zapytać, jak ks. Zbigniew tego dokonał. Okazuje się, że nie ma prostych odpowiedzi.
Reklama
– Moje kapłańskie zawołanie brzmi: „Powierz Panu Bogu swą drogę, zaufaj Mu, a On sam będzie działał”. Ufam tym słowom. A poza tym lubię dużo pracować i lubię ludzi. Wzajemny szacunek, zaufanie i dobroć zawsze się opłacają. Najpierw uporządkowałem raz na zawsze sprawy finansowe, które najczęściej stają się powodem konfliktów. Ale przede wszystkim powtarzam – trzeba zaufać Bogu. Dwa razy zdarzyło mi się usłyszeć w głowie i w sercu głos, wcale nie cichy. Pierwszy raz – gdy na Jasnej Górze, tuż po maturze, modliłem się o wskazówkę, czy mam iść do seminarium, a drugi raz – gdy obejmowałem tę parafię. Wtedy nie ma się już wątpliwości.
Od tego czasu udało się zrobić wiele rzeczy, w sensie materialnym, we wszystkich trzech świątyniach – bo oprócz parafialnej są dwie dojazdowe, jak to w wiejskiej parafii. Wymiar duchowy, który jest trudniejszy do wycenienia, podobno najlepiej mierzy się powołaniami. A skoro tak, to ta niewielka wiejska parafia może się poszczycić w ostatniej dekadzie aż czterema: ks. Mikołaj Skórecki, który duszpasterzuje obecnie w Niemczech, i trzy zakonnice – s. Olga Saroska ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, s. Letancja Cała, nazaretanka, która pracuje w Kazachstanie, i s. Małgorzata Szwed ze Zgromadzenia Córek św. Franciszka Serafickiego.
Ten niematerialny wymiar to zwłaszcza szara codzienność. Parafianie wyliczają: duża liczba wiernych na środowych nabożeństwach maryjnych, regularne odwiedzanie 70 chorych w ich domach i gotowość jechania w środku nocy z pomocą do chorej na SM parafianki, a nawet zaopiekowanie się nietrzeźwym parafianinem, by nie zamarzł w mroźną noc pod wiejskim sklepem. Trochę jak w Wilkowyjach...
Wspólnota inspiruje
Reklama
Rzadko się też zdarza, by ołtarz w wiejskim kościele poświęcił sam nuncjusz apostolski w Polsce, a gośćmi w Stolcu nierzadko bywali wysocy dostojnicy kościelni – dwukrotnie kard. Henryk Gulbinowicz z Wrocławia, który poświęcił dąb Jana Pawła II (miał być zasadzony w Brukseli na placu Schumana) oraz przekazał relikwie bł. ks. Michała Sopoćki, abp Tomasz Peta z Kazachstanu czy abp Mieczysław Mokrzycki ze Lwowa. Gdy na dożynkach diecezjalnych w 2013 r. zaśpiewali dla parafian i gości bracia Golcowie, słuchało ich kilka tysięcy osób. A we wcześniejszej Mszy św. uczestniczyło więcej wiernych, niż liczy parafia. Ten rozmach miejscowych już nie dziwi – w dniu jubileuszu ks. Stefański dla każdego swojego parafianina przygotował prezent, m.in. różaniec. 2,5 tys. różańców rozeszło się błyskawicznie. Bp Edward Janiak komentował nie bez zdziwienia, że to więcej, niż diecezja przygotowała na swój jubileusz...
Parafianie żartują, że ich wspólnota przypomina trochę tę z popularnego serialu „Ranczo”. A filmowy ksiądz proboszcz ma coś z ks. Stefańskiego – nie chodzi o wygląd, ale o charakter, pogodne usposobienie, umiejętność zjednywania sobie ludzi i rozwiązywania problemów. Ks. Zbigniew, słysząc takie opinie, jest nieco skonfundowany:
– Muszę kiedyś usiąść i obejrzeć ten serial, bo nie wiem za bardzo, o czym mówią. Ale to chyba komplement, jak Pani sądzi?...