W powszechnej opinii, w głównej mierze wykreowanej przez film Miloša Formana „Amadeusz”, słynny kompozytor z Salzburga był tyle samo naznaczonym przez Boga geniuszem, ile bon vivantem i lekkoduchem. Bezspornie nagrodzony 8 Oscarami obraz z 1984 r. uczynił z Wolfganga Amadeusza Mozarta bohatera popkultury, a masowo sprzedawane płyty, w szczególności komplet dzieł nagrany pod batutą Neville’a Marrinera, wypromował najpopularniejsze kompozycje salzburczyka do rangi przebojów. Co tu ukrywać, towarzyszące karkołomnej galopadzie dyliżansu „Dies irae” z „Requiem” czy słynne arie z „Czarodziejskiego fletu”, podobnie jak fragmenty „Wesela Figara” czy urywki finału II aktu z „Don Giovanniego” – to wszystko za sprawą kinowego obrazu weszło do kultury masowej. Muzykę Mozarta w głównym krwiobiegu wydarzeń artystycznych osadza warszawski Festiwal Mozartowski. XXVII edycja, zainaugurowana 12 czerwca br. spektakularnie w Filharmonii Narodowej, niesie ze sobą również 6 prezentacji muzyki sakralnej Mistrza Amadeusza. Obok przepięknej i przejmującej Mszy c-moll (zabrzmi czterokrotnie) dwukrotnie posłuchamy kryjącego się pod numerem 626 w katalogu dzieł Mozarta pióra Ludwiga Rittera von Köchela „Requiem”. Ostatnie „dziecko” kompozytora stało się kanwą licznych legend ze wspomnianym filmem na czele. Fakty były jednak mniej filmowe. Kompozytor nie wiedział, na czyj pogrzeb została zamówiona wielka msza żałobna, i długo ociągał się z przystąpieniem do komponowania „Requiem”. W tym czasie był zajęty „Czarodziejskim fletem” i „Łaskawością Tytusa”. Gdy wreszcie zaczął przelewać frazy na papier, podupadł na zdrowiu. Złożony chorobą w ostatnich dniach swojego życia podyktował przyjacielowi Franzowi Xaverowi Süssmayrowi kolejne frazy „Requiem”. Między jawą a gorączkowymi majakami tworzył je w przekonaniu, że to msza żałobna za jego duszę. Umarł 4 grudnia 1791 r. w wieku 35 lat, w trakcie dyktowania 8. taktu przepięknej „Lacrimosy”. Süssmayr dokończył szkice przyjaciela. Oryginalne Mozartowskie frazy: „Dies irae”, „Confutatis” czy „Tuba mirum”, podobnie jak „Lacrimosa”, dowodzą dzisiaj geniuszu kompozytora. Natomiast demoniczne „Sanctus”, melancholijne „Benedictus” i dotykające romantycznej nuty „Agnus Dei” to już dzieło Süssmayra. Zleceniodawcą arcydzieła – co wyszło na jaw 2 lata po śmierci Mozarta – okazał się muzyczny amator, który zwykł zamawiać i przywłaszczać sobie cudze kompozycje. Wydawał je pod swoim nazwiskiem – hrabiego Franza Walsegga zu Stuppach. Jego postać była tak samo tragiczna jak los „Requiem”. Wiele lat wcześniej zmarła nagle jego żona. „Requiem” miało być pełnym żalu wspomnieniem po ukochanej.
Festiwalowe detale: operakameralna.pl .
Pomóż w rozwoju naszego portalu