O małżeństwie i rodzinie wiele się mówi, pisze, powstają filmy, organizuje się spotkania, konferencje, rekolekcje. To ważna sprawa. Obserwując życie rodzinne bliskich, przyjaciół, znajomych i nieznajomych, zbieramy informacje, z czasem dołączamy do nich własne doświadczenia. Jednak wciąż poszukujemy, odkrywając nie do końca poznany świat naszych małżeńskich relacji. Nie chodzi bowiem tylko o wiedzę i kopiowanie cudzych wzorów, ale roztropne korzystanie z posiadanych informacji, aby dzień po dniu, z nową siłą budować nasze małżeństwo, nową jakość relacji z mężem/żoną, nieprzerwanie współpracując z łaską sakramentu, jakiego udzieliliśmy sobie, ślubując miłość, wierność i uczciwość małżeńską, aż tu na ziemi rozłączy nas śmierć.
Kocham Cię, żono! Kocham Cię, mężu!
Reklama
To małżeńskie oflagowanie brzmi romantycznie, ale i rozważnie. Wyraża ni mniej, ni więcej – pragnę dobra dla Ciebie. I właśnie dlatego, że chcę dla Ciebie dobra, będę ze wszystkich sił, wytrwale troszczył/a się o Ciebie, aby dawać Ci dobro, którego potrzebujesz. Jednocześnie pozostanę otwarty/a na dobro, jakim Ty jesteś i jakie mi w wolności ofiarujesz, abyśmy mogli dzielić się nim z naszymi dziećmi, bliskimi, przyjaciółmi, w pracy i wszędzie tam, gdzie pośle nas Bóg. Samowystarczalność to obiektywnie dobra cecha, ale w małżeństwie nie sprawdza się. Między małżonkami powinna być harmonia w dawaniu i braniu. Naszym celem jest wzajemny rozwój w miłości, dlatego jestem gotowy/a na ciągłe poznawanie Ciebie i daję się poznać Tobie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie jesteśmy jednak naiwni i nie żyjemy w przekonaniu, że życie upłynie nam w cukierkowych barwach. Na każdy dom przyjdzie deszcz, burze i wichry, które weń uderzą (Mt 7, 24-27). Przetrwa tylko ten, który zbudowany jest na skale. Jest nią tylko Chrystus, którego zaprosiliśmy do naszego małżeństwa i który nieprzerwanie nam towarzysząc, przekazuje sakramentalne łaski, aby nasza małżeńska autostrada doprowadziła nas do zbawienia. Taka przysięga małżeńska w pigułce. Aktywna i skuteczna przeciwko małżeńskiej rutynie, niezależnie od metryki naszego małżeństwa. Czy jednak w zabieganym świecie, gdzie wszystko jest ważne i „na wczoraj”, umiemy ją jeszcze właściwie praktykować?
Papież Franciszek podczas pielgrzymki do Polski w ramach Światowych Dni Młodzieży, publicznie dostrzegł małżonków, narzeczonych i tych, którzy dopiero rozważają powołanie do małżeństwa. Jak to ma w zwyczaju, powiedział bezpośrednio, po ojcowsku z wielką atencją: „Ci to mają odwagę”. Wtedy łapaliśmy każde słowo Papieża. Czuliśmy się ważni, odważni i pełni sił, aby zmieniać świat na lepsze. Dziś „rozpakowujemy” papieski prezent, rozważając trzy jakże ważne w relacjach małżeńskich słowa: pozwól, dziękuję i przepraszam.
* * *
POZWÓL
Reklama
Pozwalam komuś na coś albo nie pozwalam. To do mnie należy decyzja. Jest też takie „pozwól”, w którym to ja proszę drugą osobę o wyrażenie zgody, o zielone światło, o łaskawość dla mnie, ale bez jednoczesnego ograniczania jej wolnej woli. Taka postawa, choć niełatwa, jest dla nas szansą na rozwój zarówno osobisty, jak też rozwój w relacji małżeńskiej. Czyli jest to szansa na wzrastanie, doskonalenie się, rozwój cnót. Uwalniając się od zadęcia światowego indywidualizmu, staram się stanąć w prawdzie o tym, kim jestem ja i kim jest mój mąż/moja żona.
Mówiąc „pozwól”, nie chcę przemocą narzucać swojego ja (problemów, sądów, potrzeb, choć to nie znaczy, że mamy o nich w ogóle nie rozmawiać, wręcz przeciwnie!). „Pozwól” zawiera moją zgodę na Ciebie, Twoją decyzję. Niczego nie wymuszam na mężu/żonie. Daję wolność. Nie roszczę sobie praw do tego, aby być pierwszym/ą, lepszym/ą, ważniejszym/ą, zawsze wiedzącym/ą, co i kiedy należy zrobić. Chcę pokazać, że faktycznie interesuje mnie i szanuję to, co myśli i czuje mój mąż/moja żona, jakie ma potrzeby.
W miłości ważny jest czas. „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem...” (Koh 3, 1-17). Właściwie go rozeznając (bez odkładania ważnych spraw na przysłowiowego „świętego nigdy”), będziemy bardziej DLA siebie nawzajem, mówiąc częściej: „Żono, pozwól proszę”, „Mężu, pozwól proszę…”.
Pozwól
Reklama
Pozwól dotyczy przede wszystkim wolności. Kiedy małżonkowie są wiązani stułą, przekazują sobie nawzajem do siebie prawa. Wynika to z miłości małżeńskiej, która jest wzajemna, ale też wyłączna. Stąd „pozwól” to wyraz lojalności tego silnego związku, przekazanie jakiejś części wolności drugiej osobie. Ale to nie całkowita rezygnacja ze swojej wolności. Są bardzo intymne obszary życia, których nie przekazuje się współmałżonkowi, jak choćby relacja z Bogiem – z jednej strony wspólna modlitwa, ale spowiedź już oddzielna. Warto zatem zobaczyć, że „pozwól” to szukanie pewnego środka, optymalnej drogi wolności w małżeństwie, żeby nie czuć się niewolnikiem małżeństwa, ale żeby czuć, że jest to celebracja miłości, coś, co nie ogranicza i zobowiązuje, ale dzięki czemu będę jeszcze bardziej wolny.
„Pozwól” może się łączyć także z tematem kontroli w małżeństwie. Zwykle myślimy o tym, że kontrola jest ważna i potrzebna. Tak, ale pod warunkiem, że jest to kontrola adekwatna, a nie przesadna, że nie jest to wścibstwo – wiedzieć o drugim wszystko i sprawować kontrolę totalną. To bardzo niebezpieczne zjawisko – w imię tego, że jesteśmy razem, może dojść do strasznej dominacji, w której odbiera się drugiemu wolność w imię miłości, bycia razem, jedności przed Bogiem. Nadmierna kontrola jest formą przemocy.
„Pozwól” to celebracja wolności, szukanie tego, co optymalne i adekwatne.
* * *
DZIĘKUJĘ
Każdy przyzna, że w dobrym tonie jest dziękować. Dziękuje człowiek kulturalny, a któż z nas nie chce takim być lub/i aby inni go postrzegali w ten sposób. Żeby jednak dziękowanie nie stało się tylko formalnością dobrze wychowanych ludzi, muszę mieć wrażliwość na... dobro wokół mnie. Doświadczając dobra, rodzi się wdzięczność, a wtedy znacznie łatwiej o dystans do rzeczywistości, mniej stresu, gniewu, niezadowolenia, mniej też „globusów” i ucieczek do garażu. Kiedy mam w sobie postawę wdzięczności, moje zwykłe „dziękuję” czyni cudowne rzeczy we mnie i innych.
Reklama
Bądźmy wdzięczni za męża/żonę. Dziękując za siebie Bogu i sobie nawzajem, dostrzegamy ogrom dobra, które niesie współmałżonek. Nie żałujmy czasu i wysiłku, aby sobie i sobie nawzajem podziękować, doceniając to, co w nas dobre. Za rzeczy zwykłe i te bardziej kwalifikowane, za oczywistości, które w gruncie rzeczy wcale nie są nam należne, za drobnostki, aby mogły się stać perełkami i serdecznie uradować. Pamiętajmy, że dziękując, również motywujemy. Zacznijmy od jednego „dziękuję” dziennie, a z czasem praktyka uczyni z nas mistrzów zatroskanych o to, aby nie zgubić po drodze nawet najmniejszego dobra.
Dziękuję
Kiedy małżonkowie sobie dziękują, to dostrzegają wzajemne dobro, cieszą się nim, widzą, że dobro współmałżonka jest także moim dobrem. Kiedy małżonkowie sobie dziękują, celebrują sakrament małżeństwa niejako zanurzony w Eucharystię.
„Dziękuję” jest słowem bardzo chrześcijańskim, Eucharystia – niezależnie od tego, w jakiej intencji jest sprawowana – jest wielkim dziękczynieniem Bogu. Słowo „dziękuję” jest w pewnym sensie sercem chrześcijaństwa, tak jak Eucharystia jest misterium centralnym.
Dziękowanie uczy nas najpierw dostrzegania tego, co dobre, ucieszenia się tym, docenienia, dowartościowania, wydobycia. Kiedy już to wszystko jest spełnione, wtedy możemy wyrazić wdzięczność wobec osoby, która je sprawiła. I to jest ten drugi element. Wdzięczność może wyrażać się w spojrzeniu, dotyku, w tym, jak się nawzajem traktujemy. Dziękowanie z dostrzeganiem dobra, nazywaniem go i eksponowaniem jest bardzo ewangeliczne; bo przecież, żeby głosić Ewangelię – dobrą nowinę, należy ją widzieć, cenić, eksponować.
* * *
PRZEPRASZAM
Reklama
Generalnie większość ludzi ma problem z przepraszaniem. Mamy oczywiście szacunek dla św. Piotra, który zapytawszy Jezusa o to, ile razy ma przebaczać, z niedowierzaniem przyjął odpowiedź Mistrza, że ZAWSZE. Jednak praktyka wydaje się nas przerastać. Trudno jest przyznać się do błędu, a jeszcze trudniej zadośćuczynić za zło wyrządzone drugiej osobie. W małżeństwie sytuacja wydaje się jeszcze bardziej skomplikowana, bo przecież chodzi o osoby najbliższe sobie na tym świecie – żonę i męża. W Liście do Efezjan słyszymy „Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce! I nie dawajcie miejsca diabłu!” (Ef 4, 26-27). Mogą więc latać talerze, jak mówi Ojciec Święty Franciszek, ale nie pielęgnujmy i nie podsycajmy cierpienia i żalu, prowadząc zimną wojnę cichych dni. Stając w prawdzie, uznajmy krzywdy, ale nie pozwólmy, aby stały się dla nas sztandarem fałszywej niepodległości, która nas zniewala, celnie i głęboko rani, a ostatecznie odziera z nadziei w Boże miłosierdzie.
Przepraszam
Nie jest możliwe, żeby nie cierpieć na tej ziemi, i nie jest możliwe, żeby nie zadawać innym cierpienia.
To się łączy z tajemnicą naszej grzeszności – postępujemy wbrew sobie, jedno myślimy, inne mówimy, zawsze więc kogoś zranimy i ktoś nas zrani. Dlatego jedną z centralnych tajemnic chrześcijańskiego życia jest przebaczenie.
Przebaczenie jest możliwe, kiedy pada słowo „przepraszam”. Jest ono bardzo ważne i warto go używać. Ale nie należy go nadużywać. Powinno być autentyczne i szczere, ze świadomością: za co.
Słowo „przepraszam” ma ogromną siłę, może być wyrażane słowem, ale też gestami. Czasami małżonkowie mają swoje sposoby przepraszania siebie, bez słów, ale dobrze jest, żeby to słowo jednak padało. Żeby doszło do konfrontacji, a nie tylko zostało przyciszone, przykryte, schowane. Gdy emocje opadną, dobrze jest wrócić do rozmowy z innej pozycji, na innych warunkach i emocjach, porozmawiać i wszystko zakończyć słowem „przepraszam”.
Beata Kociołek
razem z mężem Maciejem: małżeństwo pełnoletnie, rodzice 3 synów, prawnicy, doradcy życia rodzinnego, od 10 lat prowadzą kursy dla narzeczonych
Ks. Tomasz Knop
teolog duchowości, kierownik duchowy, psychoterapeuta, psychodramatysta, bibliodramatysta, rekolekcjonista, kapelan hospicjum w Częstochowie
* * *
To naprawdę ważne słowa
Reklama
Często mówimy, że są to słowa klucze. A klucz jak to klucz – otwiera zamki albo je zamyka. Dobrze jest się spotkać w małżeństwie, aby porozmawiać, jak to z tymi kluczami u nas jest. Jeśli mężowie nie zaproszą na randkę swoich żon, nic nie stoi na przeszkodzie, aby żony przejęły inicjatywę i zorganizowały spotkanie we dwoje. Ważne, aby odłączyć się od przeszkadzaczy (no cóż, świat musi tym razem poczekać!), dzieciom zorganizować opiekę (i tu apel do żon – dzieci na tej rozłące na pewno nie ucierpią, one wiedzą, że wzajemna miłość rodziców jest ich wielkim skarbem!), a samemu z pękiem kluczy (pozwól, dziękuję, przepraszam) otworzyć się na bliskość małżeńskiego spotkania, aby doświadczyć (i uczynić to stałą małżeńską praktyką) prawdziwej komunii osób.
* * *
Świadectwa
Cieszę się, że zdecydowaliśmy się na prawdziwe prekana, a nie tylko podpisiki. To był kosmos. Okazało się, że prowadzący to ludzie, którzy chcą się podzielić swoim doświadczeniem. A do tego ksiądz – otwarty na ludzi, przystępny. Takiego Kościoła nie znałam, ale dziś mogę powiedzieć, że Pan Bóg wiedział, iż właśnie ono było mi potrzebne. Pan Bóg naprawdę wie wszystko. I jeszcze jedno. Nie sądziłam, że są dokumenty kościelne dotyczące małżeństwa i że normalni ludzie mogą, a nawet powinni je czytać, bo... przydają się w codziennym życiu, tłumacząc wiele spraw.
Małgosia
Czasami wydaje mi się, że rozumiem więcej, a czasami, że jednak mniej. Dopóki szukałem żony, wydawało mi się, a nawet byłem pewien, że jestem idealnym kandydatem na męża. Coś tam przeczytałem o kobietach, posłuchałem mądrych nauk, rekolekcji. Nie wpadłbym na to, że praktyka życia małżeńskiego, a nawet jeszcze okres narzeczeństwa, tak odrze mnie ze złudzeń, jaki to ja jestem cierpliwy, wytrwały, wyrozumiały, chętny do współpracy i co tam jeszcze sobie pomyślę w litanii samouwielbienia. Codziennie powtarzam sobie, że nasze małżeństwo jest dla mnie najważniejszym życiowym wyzwaniem. To u boku mojej żony uczę się, czym jest MIŁOŚĆ, czyli jak nie być egoistą.
Maciek
Reklama
Moi rodzice nigdy nie przepraszali siebie nawzajem. Ciche dni po prostu mijały. Okazało się, że mój mąż nie akceptuje takiej małżeńskiej ścieżki i chciałby wyjaśnić każdą sprzeczkę zgodnie z zasadą, aby nad naszym gniewem nie zachodziło słońce. Na początku strasznie mnie to denerwowało, ale z czasem okazało się, że wiele dowiadujemy się o sobie tą drogą. Przepraszając siebie nawzajem, zawsze oboje wygrywamy.
Jagoda
Dopiero po tym kursie przedmałżeńskim zrozumieliśmy (a na pewno bardziej ja), co to znaczy być narzeczeństwem, że w sakramencie małżeństwa zapraszamy do nas Boga, że tu nie chodzi o fajny ślub i ładne zdjęcia na ścianę do naszego salonu. Tu chodzi o nasze życie, czyli moje, mojej żony, naszych dzieci. Aby było piękne, miało sens i prowadziło do Boga. W kilku dziedzinach czuję się specjalistą, mam liczne certyfikaty potwierdzające wysokie kwalifikacje zawodowe. W byciu mężem dopiero zaczynam się specjalizować. To moja życiowa rola, tylko sęk w tym, że dobrych nauczycieli nie znam zbyt wielu. Wiem jednak ponad wszelką wątpliwość, że moim pragnieniem jest, aby moja żona była ze mną szczęśliwa, a ja z nią, ma się rozumieć.
Jurek
To, że przepraszanie jest trudne, to żadna nowość, ale żeby dziękowanie było trudne, to było dla mnie zaskoczeniem. Zawsze podchodziłam do życia praktycznie. Brałam, co dostawałam, i dawałam, co mogłam. Nie liczyłam na żadne podziękowania. Z domu wyniosłam przekonanie, że to prowadzi do pychy. Dziękować nauczyłam się w dorosłym życiu, dzięki wychowaniu dzieci, bo rodzice uczą dzieci mówić trzech ważnych słów: „proszę, dziękuję i przepraszam”. I tak oto nadrobiłam dzięki dzieciom lekcję dobrego wychowania, które procentuje również w moim małżeństwie. Mówiąc „dziękuję”, czuję wdzięczność za mojego męża i dla mojego męża, za to, kim jest, ale też za to, że codziennie rano wita mnie uśmiechem, a potem zaprasza na kawę.
Kasia