W takim przypadku zgodziłbym się z ks. Duninem-Borkowskim, że, jak napisał "Grzechem pierworodnym infantylno-liturgicznych pomysłów jest sama koncepcja specjalnej Mszy świętej dla dzieci", natomiast powiedziałbym,
że przejawem mądrości, pewnej dojrzałości a także troski o dzieci, jest Msza św. z udziałem dzieci.
Chyba dałbym sobie spokój z mówieniem o "grzechu pierworodnym" pomysłu Mszy św. z udziałem dzieci. Nie pomysł jest grzechem, ale grzechem jest to, że często nie potrafimy się dobrze przygotować. Nie
dbamy o nasz warsztat, brakuje nam podstaw metodycznych, brakuje nam kompetencji i często wrażliwości na obecność tych osób, które mogą nam pomóc w pokazywaniu piękna liturgii, sacrum, w pełni tego słowa
znaczeniu, na ile sami jesteśmy w stanie cokolwiek z tego sacrum zaczerpnąć.
Nie pomysł jest grzechem, ale to, jak my, kapłani, głosimy Chrystusa dzisiaj, jak wykorzystujemy metody i środki obecne we współczesnym świecie. W konsekwencji, niewłaściwą rzeczą jest nazywanie pomysłem
chybionym Mszy św. z udziałem dzieci, jeśli bardziej chodziłoby o chybienie w przygotowaniu takiej Mszy. Jeśli jest źle przygotowywana, to może zastanówmy się na tym, co zrobić, aby ją lepiej przygotowywać.
Zwlekałem trochę z szybką odpowiedzią, ponieważ artykuł ten wzbudził trochę emocji wśród kilku moich kolegów, którzy zajmują się pracą z dziećmi i coś w związku z tym studiują. Ks. Borkowski pisze
na podstawie swoich doświadczeń z diecezji warszawskich. Otóż niektórzy moi koledzy z innych diecezji nie godzą się na przenoszenie sytuacji z Warszawy na inne diecezje, gdzie, według nich, nie jest aż
tak źle, jak pisze ks. Dunin-Borkowski. Ponieważ chcemy też znaleźć także jakieś podstawy teoretyczne, niektórzy opierają się na metodzie księdza - obecnie biskupa - Długosza. Chodzi o podstawy teoretyczne
w trakcie kazania dialogowanego z dziećmi. Dzielą oni całe kazanie na trzy części, gdzie są określone cele do osiągnięcia. Nie chcę wnikać w szczegóły, ale być może rzeczywiście księża warszawscy nie
są należycie przygotowani do prowadzenia Mszy św. z udziałem dzieci, aby nie wychodził jakiś niepotrzebny show czy występ księdza, ale rzeczywisty przekaz Bożej nowiny, która dociera do wszystkich w czasie
takiej Mszy św., a nie tylko do dzieci.
Ks. Borkowski sugeruje Msze św., powiedzmy, z udziałem rodzin. Pomysł jest bardzo dobry i godny do naśladowania, ale myślę, że mieszczący się w koncepcji Mszy św. z udziałem dzieci. Ktoś przyprowadza
dzieci do kościoła, a w zasadzie, jeśli rodzina chodzi do kościoła, to jest na ogół na Mszy św. razem z dziećmi.
Bałbym się mówienia o Mszy infantylnej, bo takiej nie ma, najwyżej jest nasze błędne podejście do Mszy św., a dzięki Bogu nasze postępowanie nie wpływa na Uobecnienie Ofiary Chrystusa i chyba trudno
jest powiedzieć, że dana Msza św. jest dojrzała, a inna jest infantylna.
Nie chcę się zbyt szeroko rozpisywać i czepiać jakichś tam słów, niemniej błędem tego artykułu, według mnie, jest samo założenie, że Msza św. z udziałem dzieci to zły pomysł. Jest wiele cennych uwag
odnośnie przygotowania Mszy św. lub lepiej powiedzieć jego braku, ale samo założenie jest chybione. Wiemy, że rodziło się, jak pisze ks. Dunin-Borkowski w pozycji siedzenia "okrakiem na płocie", a więc
wtedy istnieje większe ryzyko napisania czegoś, co jest niewłaściwe, lub ma na celu tylko prowokację. Prowokacja się udała i mam nadzieję, że wywoła pewne twórcze ożywienie, mające na celu poszukiwanie
odpowiednich rozwiązań, aby ci, którzy chcą coś robić dla i z dziećmi, robili to lepiej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu