Moja mama złamała rękę! - wzburzonym głosem mówi przez telefon kuzynka żony. Wiadomo, wypadki chodzą po ludziach, ale najgorsze w tym wszystkim było to, że lekarz nie pozwolił jechać w karetce mojej siostrze,
która chciała mamie towarzyszyć w drodze do szpitala. Nie mogę pojąć, jak lekarz może nie rozumieć, że nie tylko staremu człowiekowi, ale każdemu po wypadku, gdy doświadcza nagle koszmarnego stresu, niespodziewanego
i wielkiego bólu, cierpienia potrzebna jest pomoc, oparcie w obecności kogoś bliskiego, kochającego. Do tego dochodzi jeszcze historia z łódzkiego pogotowia...
Gdy siostra gwałtownie oponowała przeciw decyzji lekarza, który jej w końcu do karetki nie zabrał, i prosiła go o podanie imienia i nazwiska - najzwyczajniej odmówił. Nie mogę tego wszystkiego pojąć...
Ktoś wtajemniczony wytłumaczył mi, że pogotowie ma zakaz zabierania do ambulansów kogoś innego, niż pacjent. W przypadku jakiegoś wypadku ulicznego, musiałoby bowiem płacić odszkodowanie także owej
przewożonej osobie (gdyby doznała jakichś obrażeń). Znów praktyka codzienności pokazuje, jak wielkie znaczenie ma procedura, jak instytucja dba o własne interesy finansowe, a nie o dobro człowieka. Miarą
postępu, miarą każdej cywilizacji jest stosunek do najbardziej potrzebujących, ubogich, chorych, cierpiących.
Czy chory ma prawo do obecności kogoś bliskiego? Istnieje w Polsce Karta Praw Pacjenta. Problem w tym, by była realizowana.
Pomóż w rozwoju naszego portalu