W tym roku koniec maja przyszło nam spędzić w górach. Hotel, w którym pomieszkiwaliśmy, miał nietypowy system integrowania gości. Nie wyznaczano osobnego stolika dla każdej rodziny, a usadzano po kilka rodzin przy jednym stole, wystarczająco dużym, by każdy miał miejsce dla siebie, a zarazem odpowiednio małym, by sprzyjać miłym konwersacjom podczas posiłków. Przy naszym stoliku siedziało eleganckie starsze małżeństwo. Wymienialiśmy codziennie kilka zdawkowych uwag o pogodzie, komentowaliśmy serwowane potrawy, nic poza tym.
Nadszedł ostatni dzień maja. Podczas kolacji nasze dzieci nie mogły już usiedzieć spokojnie, pochłonięte bez reszty wizją przypadającego w następny dzień święta. Rozmawialiśmy więc o przyjemnych rzeczach, które zrobimy wspólnie, o prezentach i o tym, jak to dobrze być dzieckiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– A Pani też może sobie jutro coś kupić z okazji Dnia Dziecka! – wypalił nagle nasz synek, celując niezbyt grzecznie palcem wskazującym w naszą współbiesiadniczkę, jedzącą kolację i przysłuchującą się jednym uchem naszej pogawędce.
Starsza pani uśmiechnęła się miło.
– Niestety, kochany, już dawno nie jestem dzieckiem – odparła i nabiła na widelec kolejnego ziemniaczka.
– Ale naprawdę Pani może! – nie ustępował synek.
Pani uniosła brwi do góry i spojrzała na nas pytająco, ale i my nie odgadliśmy jeszcze, do czego zmierza nasze starsze dziecko.
Reklama
– Proszę Pani, każdy może obchodzić Dzień Dziecka. Pani też może, bo przecież Pani też jest dzieckiem Boga! – wykrzyknął uszczęśliwiony nasz synek.
Oto, jak należy dawać świadectwo zawsze i wszędzie.
* * *
Maria Paszyńska
Pisarka, prawniczka, orientalistka, varsavianistka amator, prywatnie zakochana żona i chyba nie najgorsza matka dwójki dzieci