Pierwszy biskup częstochowski Teodor Kubina (1880-1951), budowniczy diecezji i założyciel „Niedzieli”, był człowiekiem o dużym doświadczeniu pastoralnym i wiedzy filozoficzno-teologicznej, uzyskanej także na studiach w Rzymie – pisał pod pseudonimem „Teodor Rzymski”. Miał przed sobą ogromnie trudne zadanie. Diecezja częstochowska obejmowała tereny typowo rolnicze – ziemie części diecezji włocławskiej, kieleckiej z Zagłębiem Śląsko-Dąbrowskim. Było to duże zróżnicowanie kulturowe. Duchowieństwo włocławskie świeciło przykładem życia i duchowości kapłańskiej. Wywodził się z niego m.in. ks. Idzi Radziszewski, założyciel Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Diecezja kielecka miała znakomite seminarium, z teologią na najwyższym poziomie, miała wykształconych księży. A nowy Biskup Częstochowski pochodził ze Świętochłowic, wyświęcony był w archidiecezji wrocławskiej, pracował m.in. w Kołobrzegu, w Berlinie – był proboszczem parafii pw. św. Jadwigi, a w latach 20. XX wieku został proboszczem parafii pw. Najświętszej Maryi Panny w Katowicach i pierwszym redaktorem naczelnym tygodnika diecezjalnego „Gość Niedzielny”. Interesował się robotnikami wyjeżdżającymi ze Śląska do pracy w Zagłębiu Ruhry i był kapłanem działającym w duszpasterstwie emigracyjnym w Niemczech (Westfalia).
Reklama
Ks. dr Teodor Kubina był też wielkim społecznikiem, zaangażował się w akcję plebiscytową na rzecz polskości Śląska. Decyzją Ojca Świętego Piusa XI w 1925 r. został ustanowiony pierwszym biskupem nowo utworzonej diecezji częstochowskiej. Bardzo konkretnie podszedł do pracy w nowej diecezji, wiedział, że musi ona mieć przede wszystkim dobrych i wykształconych proboszczów. Podjął więc decyzję o utworzeniu seminarium diecezjalnego w Krakowie, gdzie był wydział teologiczny. Księża niezwykle go cenili, a on miał wiele zrozumienia dla ich problemów. Jednocześnie był człowiekiem bardzo wymagającym. Bp Kubina mówił prosto i zwyczajnie, nierzadko gwarą śląską. Nieżyjąca już dziś świetna adiustatorka „Niedzieli” p. Helena Orpych opowiadała, jak pewnego razu bp Kubina miał powiedzieć podczas kazania na Jasnej Górze: „Gdy Pon Jezus był chopokiem...”. Jako polonistka nie była tym zachwycona, ale dla nas było to wielkie świadectwo. Ten biskup, który był tak mocno zakorzeniony w swojej małej ojczyźnie, okazał się człowiekiem pióra i jego listy pasterskie pisane były nie tylko piękną polszczyzną, ale wykazywały też jego wielką znajomość problemów nowej diecezji oraz pragnienie jak najlepszego jej rozwoju.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ksiądz Biskup bardzo stawiał na duszpasterstwo świeckich. Przyjaźnił się z dr. Adamem Bilikiem z Sosnowca, zaangażowanym w Akcję Katolicką w diecezji częstochowskiej. Miałem szczęście poznać małżonkę dr. Bilika, która do końca życia była zaangażowana w tę pracę. Praca społeczna bp. Kubiny była zakrojona szeroko, ale też miał świadomość znaczenia Jasnej Góry. Sanktuarium Jasnogórskie pełniło w jego posłudze rolę katedry, a on sam nazywał siebie pierwszym ministrem Matki Bożej Częstochowskiej. Ojcowie Paulini zauważali jego przyjaźń i życzliwość.
Jak wspomniałem, Ksiądz Biskup bardzo dbał o duchowieństwo, nie było rozdźwięku między nim a kapłanami. Chciał być blisko nich. Do końca przeprowadzał też swoje wizytacje – w 1948 r. w Chruszczobrodzie udzielił mi sakramentu bierzmowania. Odszedł do Pana w 1951 r. w wieku 71 lat. Na plebanii katedralnej w Częstochowie znajduje się piękne zdjęcie bp. Kubiny w mitrze, budzące wiele refleksji.
W powszechnej opinii należał do trzech tzw. czerwonych prałatów, czytaj: zajmujących się kwestią robotników. Byli to: bp Stanisław Adamski z Katowic, ks. inf. Ferdynand Machay – prezbiter kościoła Mariackiego w Krakowie i właśnie bp Teodor Kubina.
Reklama
Wiele wysiłków podejmował w swojej diecezji. Bardzo przeżył czas okupacji niemieckiej. Mówił, że mniej lękał się Niemców, których znał niż przybyłych żołnierzy sowieckich – opowiadał ks. inf. Alojzy Jatowtt. Na uwagę zasługuje również wystąpienie bp. Kubiny w sprawie pogromu żydowskiego w Kielcach. Dał wtedy piękne chrześcijańskie świadectwo, cytowane dziś przez historyków.
Ambitne cele towarzyszyły też bp. Kubinie przy tworzeniu „Niedzieli” jako tygodnika diecezjalnego. Bardzo zależało mu na tym, by wierni ją czytali – było to jego oczkiem w głowie. Parafie czuły się zobowiązane do rozprowadzenia tygodnika, a wielu księży diecezjalnych było autorami zamieszczanych w nim tekstów (vide: roczniki przedwojennej „Niedzieli”). Ks. Wojciech Mondry – pierwszy redaktor naczelny „Niedzieli” redagował pismo w sposób prosty, przydatny i zrozumiały dla przeciętnego czytelnika. Widać też było ogromną troskę Księdza Biskupa o czytelnictwo.
Często powracam do idei bp. Kubiny, że „Niedziela” ma być dodatkowym wikarym dla proboszcza. Istotnie, rodzina, która czyta pismo katolickie, która korzysta z katolickich mediów – zwłaszcza dziś w dobie istnego zalewu informacyjnego – jest bardziej świadoma swojej wiary i bardziej odporna na moralne zagrożenia. Niestety, jesteśmy dziś wszyscy poddawani szerokim trendom ateistycznym, a nie mamy wystarczającej wiedzy na tematy, które stanowią o naszym zakorzenieniu. To właśnie jest treścią katolickiego pisma. „Niedziela” w duchu bp. Kubiny miała być spoiwem w tamtych czasach dla budowania jedności nowej diecezji. Również dzisiaj budowanie wspólnoty może dokonywać się przez „Niedzielę”. Przez czytanie prasy katolickiej nabieramy świadomości, że jesteśmy całością, której na czymś zależy. I o to chodziło bp. Kubinie.
Po 1981 r. „Niedziela” stała się pismem ogólnopolskim, jest też obecna wśród Polaków na całym świecie. Ciągle przyświeca jej jedna idea: ma budować wspólnotę – diecezjalną, narodową, chrześcijańską.
Gdy zbliżamy się do 90-lecia pisma, musimy wiele przemyśleć – my, kapłani i zaangażowani świeccy – jak m.in. z pomocą informacji zawartych w naszym częstochowskim tygodniku budować lepszą świadomość bycia Polakami, katolikami. A – myślę – częstochowianie winni być z „Niedzieli” szczególnie dumni, bo to dzieło, wyrosłe w Częstochowie, znane jest nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Ma długą tradycję i ciągle spełnia swoją wielką rolę. Podejmijmy więc zadanie, jakie wyznaczył nam założyciel „Niedzieli” z najwyższą odpowiedzialnością i zaangażowaniem.