CELINA: – Myśląc o Wielkim Poście, myślę o Drodze Krzyżowej Pana Jezusa. Przed oczami przesuwają mi się obrazy najgłębszego cierpienia, poniżenia, opuszczenia, oddawania wszystkiego, by być ze mną. Cierpi Jezus – mój grzech jest winien. Oczyma duszy szukam kontaktu wzrokowego z Jezusem, spotykam oczy pełne miłości, żadnych oskarżeń. Nawiązuje się relacja. Chcę stanąć po Jego stronie, ulżyć Mu. Intuicyjnie wyczuwam, że najbardziej bolały Jezusa grzechy raniące Jego Serce.
Oddam Mu więc w Wielkim Poście wszystkie cierpienia duchowe, wszystkie moje trudne sprawy, uczynię Go jedynym moim powiernikiem i będę uczyć się od Niego, jak w cichości dźwigać swój krzyż. Ufam, że będzie mi pomocą. Sercem wyczuwam, że z krzyża emanuje największa miłość. Gdzieś w głębi za tym wszystkim są: spokój, ukojenie, radość, moja perła, moje życie ukryte w słowach. Nic mi więcej nie potrzeba.
TERESA: – Każdy z nas przeżywa Wielki Post zapewne inaczej. Ja przeżywam ten czas jako okres większego zagłębiania się w prawdy naszej wiary. To czas przemiany siebie, czas, by częściej spojrzeć na krzyż, zwłaszcza kiedy przychodzi cierpienie, to łatwiej jest je przetrwać, chodzi nie tylko o jakieś bolesne doświadczenie, ale też trudy codziennego życia znosi się wtedy z pokorą, przyjmując je i nie narzekając na swój los. Warto też wtedy zatrzymać się, uporządkować swoją codzienność i więcej czasu poświęcić na modlitwę.
Wielki Post to czas wstrzemięźliwości czy rezygnacji z przyjemności. Pościć to nie tylko powstrzymywać się od mięsa czy słodyczy, to przede wszystkim podjęcie pracy nad swoją postawą wobec bliźniego, którego spotykam na swojej życiowej drodze, to też refleksja nad tym, czy potrafię być wobec niego cierpliwa, miłosierna, czy potrafię okazać mu współczucie i zrozumienie w jego zmartwieniach i troskach, czy potrafię wysłuchać go i poświęcić mu swój czas, po prostu, czy potrafię zobaczyć w drugim człowieku Jezusa.
To także czas dzielenia się z potrzebującymi swoimi dobrami i brania udziału w zbiórkach na rzecz ubogich. Udział w nabożeństwach Drogi Krzyżowej i „Gorzkich żali” jest dla mnie szczególnym czasem tego okresu. Pieśni wielkopostne, jak np.: „Wisi na krzyżu” czy „Stała Matka Boleściwa” wprowadzają nas w tajemnicę męki Pana Jezusa Chrystusa. Ważne też jest dla mnie to, aby porządki domowe czy przygotowania kulinarne nie przesłoniły przeżyć związanych z okresem Wielkiego Tygodnia. Św. Siostra Faustyna tak pisała: „Nie jest możliwe nauczenie się prawdziwej pokory i osiągnięcie autentycznej świętości bez ciągłego rozważania Męki Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Boleści Serca Jego Najświętszej Matki Maryi”.
PAULINA: – Czas postu to czas wielkiego nawracania. Przez dziewiętnaście lat post był dla mnie czymś mało znaczącym. Pewien etap w Kościele, który średnio odgrywał rolę w moim życiu. Niejedzenie pokarmów mięsnych przez raptem kilka piątków, powstrzymanie się od zabaw – bo tak trzeba i oczywiście spowiedź, której brakowało od kilku miesięcy w moim życiu. Tak z roku na rok toczyło się życie letniego katolika.
Jednak pewnego dnia Bóg spojrzał na moje marne życie pogrążone w grzechach i cierpieniach, wyciągnął do mnie rękę i wyrwał mnie z tej ciemności. Zawsze uważałam, że jestem wierząca. Tak, tylko że „wierzący” to pojęcie względne. Nie wystarczy chodzić do kościoła od święta do święta, jak kiedyś to czyniłam. W mojej wierze zabrakło głównego fundamentu, bez którego żadna poważna i silna budowla się nie utrzyma, a mianowicie miłości do Boga, Jego uwielbienia, Jego adoracji. To właśnie Bóg wyciągając do mnie rękę, pokazał mi, jak ogromną miłością mnie darzy. Miłością, której wcześniej przez ślepotę duchową nie widziałam. Bóg otworzył mi uszy na swój głos, nauczył mnie siebie uwielbiać, a przede wszystkim modlić się, gdyż wcześniej modlitwa ograniczała się tylko do budynku kościelnego. Przemienił moją osobę o 180 stopni, wlał życzliwość, wyrozumiałość i miłość do drugiego człowieka. W końcu stopniowo mogłam zacząć akceptować siebie, jak i darzyć miłością moją skromną osobę, gdyż wcześniej nie było to możliwe.
Przez grzechy i zranienia powstał w moich oczach skrzywiony obraz siebie. Nauczyłam się dziękować i chwalić Boga za wszystko, za smutki i radości. Pragnienie spowiedzi – tej głębszej, spowiedzi nie nie tylko co 2-3 miesiące, ale co 2 tygodnie. Z częstszą spowiedzią jest jak z mieszkaniem, sprzątamy dokładnie raz na tydzień, ale przez cały tydzień zbiera się kurz i drobne śmieci, których z czasem sami nie jesteśmy w stanie posprzątać, a jeśli już, to będzie nam bardzo ciężko.
Idąc od tego czasu z Bogiem, problemy przestają mieć znaczenie. Wszystko, nawet najmniejsze drobnostki, powierzam Bogu, Jego ranom i zawierzam Mu swoje życie. Z Nim nie ma rzeczy niemożliwych i trudnych, więc po co się lękać i zamartwiać, tym bardziej że powiedział słowa: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Tak dokładnie jest, tylko trzeba mówić Mu o naszych problemach, zawierzać Mu je, pozwolić Mu działać oraz gorliwie się modlić: „Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu”.
Moje nawracanie jest procesem, trwa nieprzerwanie już od ponad dwóch lat i będzie trwało do końca życia, a i tak umrę jako wielki grzesznik. Podczas tych dwóch lat były wzloty i upadki, raz stany pełne euforycznej miłości i radości Bożej, czasem też marazm i smutek, które są konsekwencją grzechu. Tak jak upadamy fizycznie, pod wpływem choroby, tak można powiedzieć, że człowiek upada duchowo – poprzez grzech, który staje się przyczyną udręczenia moralnego i psychicznego. Stopniowo niszczy wszystko, co w naszym życiu jest ważne. Początkowo dokonuje zniszczenia relacji miłości czy przyjaźni, z czasem zbiera żniwa w życiu moralnym i psychicznym, a także na polu duchowym, jakim są nasze relacje z Bogiem.
Aktualnie dryfuję na oddalonym kawałku kry. Jestem jak usychająca róża, która wewnętrznie pragnie strumienia wody żywej – Boga. Dryfuję tak, bo prąd rzeki troszkę zmienił mój kierunek i co za tym idzie, spowodował oddalenie się. Jednak wiem, że Bóg czeka, aż nabiorę siły i zacznę zmieniać drogę, po której płynę i która powiedzie mnie wprost w ramiona Ojca jak marnotrawnego syna.
Droga z Bogiem nie jest zawsze usłana różami, musi być ciężko, by po śmierci móc cieszyć się Jego obecnością w niebie. To tak jak z wchodzeniem na szczyt góry – musi być ciężko, by były piękne widoki. Jednak Bóg wyciąga znowu do mnie rękę i mówi przez kapłana, że Wielki Post jest czasem nawracania. Te słowa dotknęły mnie bardzo, ktoś powie przecież – to takie znane i oklepane. Tak, ale Bóg właśnie do nas mówi prostymi słowami. To słowa, po których dostałam siłę do działania i powiedziałam sobie – to czas, kiedy muszę wrócić na zielone pastwiska, na których jest mi tak wspaniale.
Taką możliwość daje mi właśnie Wielki Post, w którym pragnę wzrastać duchowo ponad wszystko. Prosić Boga o przebaczenie, wpleść w moje życie jeszcze więcej modlitwy, zrezygnować z przyjemności i uczestniczyć w rekolekcjach jeszcze głębiej. „Jeżeli zdarzyło ci się nieszczęście i upadłeś, nie rozpaczaj, lecz z ufnością i pokorą uciekaj się do Miłosierdzia Bożego, które nie chce śmierci grzesznika, ale cierpliwie go znosi, pilnie szuka i przyjmuje z miłością. Jeśli zaś Miłosierdzie Pańskie wyrwie Cię z grzechów, nade wszystko strzeż się powrotu do nich dla ratowania duszy własnej” – św. Józef Sebastian Pelczar. Chwała Panu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu