20-letni Mieczysław Dziemieszkiewicz ps. „Rój” stracił brata, dowódcę oddziału Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Zamordowali go Sowieci, którzy zamiast wolności przynieśli do Polski kolejną okupację. „Rój” długo się nie zastanawiał: wrócił w rodzinne strony i wstąpił do NZW, kontynuując to, co robił brat. Przez następne 6 lat walczył o Polskę z NKWD, UB, MO i KBW. Był dobrym dowódcą, osiągnął sukcesy, dla okolicznych mieszkańców stał się legendą. Ale i obciążeniem: komuniści zrobili wszystko, aby namierzyć i zlikwidować go, zmuszając ludzi, dotychczas go wspierających, do denuncjacji. Zdradzony „Rój” ginie w obławie.
Na film „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać”, który pojawi się w kinach w okolicach Dnia Żołnierzy Wyklętych, warto iść z kilku bardzo różnych powodów, także pozaartystycznych. To najpewniej pierwsza fabuła opowiadająca o Żołnierzach Wyklętych, gdzie są pokazani jako bohaterowie, a nie bandyci. Ale reżyser nie buduje Wyklętym pomnika, stara się pokazać także cienie powojennej partyzantki. O dokończenie filmu reżyser walczył ponad 5 lat, opuszczony przez platformerskie władze TVP i PISF, wsparty publiczną zbiórką pieniędzy. Ostatecznie powstał przyzwoity obraz, który ogląda się nie bez zaciekawienia, wzruszenia, nie bez refleksji, a nawet przyjemności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu