W ślad za przełomowymi wydarzeniami społeczno-politycznymi zazwyczaj idą zmiany, których następstwa pozostają w świadomości ludzi przez kolejne pokolenia. Jako przykład może posłużyć nazewnictwo ulic, alei, rond, placów czy skwerów
Niestety w naszym „zagłębiowskim świecie”, mimo że już wiele lat minęło od czasów wojny oraz upadku starego systemu, wciąż patronami są osoby, które bynajmniej polskiemu narodowi dobrze się nie przysłużyły. I mimo że wciąż pisane są wnioski o zmiany i trwa walka o przywrócenie czy nadanie nowych nazw ulic, placów czy skwerów, którym patronowałyby szlachetne, piękne postaci, to ciężko się przebić, by zrealizować te szczytne cele. Wydaje się, że nazwy ulic powinny być częścią nauki historii, zwłaszcza tej, która dotyczy naszej małej ojczyzny oraz budowy lokalnej tożsamości. Ale jak budować te ideały, jeśli niejednokrotnie patronami naszych ulic są przestępcy, a wciąż mały procent stanowią ulice, których patronami są znani i zasłużeni bohaterowie z Dąbrowy Górniczej, Będzina, Sosnowca, Jaworzna, Olkusza itd., którzy mieli wpływ na historię naszych miast i wiosek.
Sukcesy
Reklama
– Czy niejednokrotnie tragiczna śmierć patronów ulic jest wystarczającym argumentem na honorowanie tych funkcjonariuszy, żołnierzy i działaczy bliźniaczego hitleryzmowi reżimu stalinowskiego? Czy komuna nie powinna zostać zrzucona ze swojego piedestału? – pyta Piotr Dudała, redaktor serwisu Sosnowiec Fakty, niestrudzony orędownik sprawy zmian w nazewnictwie ulic, zwłaszcza w stolicy Zagłębia. Wspierają go w naszej diecezji m.in. Krzysztof Haładus, Tomasz Mędrzak, Katarzyna Maciejewska, Zygmunt Łukasik czy Sławomir Korczyński. To za przyczyną niektórych z nich doszło do wielu zmian. – Mamy tablicę ks. prof. Włodzimierza Sedlaka w kościele św. Tomasza Apostoła, rondo Jana Pawła II, plac Jana Pawła II, plac Konstantego Ćwierka, dwie tablice informujące o ważnych wydarzeniach historycznych – przy ul. Mościckiego i na kinie „Helios”. Udało się wywalczyć tablicę poświęconą Władysławowi Szpilmanowi na kamienicy przy ul. Targowej 18 oraz doprowadzić do odnowienia tej kamienicy. Miasto upiększyło ją wizerunkami Pianisty i jego matki. Jest już w Sosnowcu ulica ks. prof. Włodzimierza Sedlaka niedaleko osiedla Rudna 1, skwer Jana Strzeleckiego naprzeciw Wydziału Neofilologii oraz tablica upamiętniająca sosnowiecki Umszlagplatz na dawnym stadionie Unii przy ul. Mireckiego. To długie lata starań. Największym moim sukcesem jest jednak tablica upamiętniająca pobyt w maju 1967 r. w sosnowieckiej katedrze Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny sługi Bożego Jana Pawła II, wtedy arcybiskupa, metropolity krakowskiego oraz powrót do niej słynnych łańcuchów – zaznacza Piotr Dudała.
W Sosnowcu patronami ulic są także: kard Stefan Wyszyński, Matka Teresa Kierocińska, św. Maksymilian Kolbe, ks. Franciszek Blachnicki, ks. Jerzy Popiełuszko, ks. Piotr Ściegienny, św. Brat Albert, św. Stanisław czy bp Adam Śmigielski. Niestety pojawiają się nazwiska osób, które są zdecydowanym przeciwieństwem tychże. Tu sztandarowym przykładem może być tondo towarzysza Gierka, arcytrudne do zmiany.
Porażki
Reklama
Niestety, są i porażki w działaniach wyżej wymienionych osób. – Nie udało się nazwać imieniem Władysława Szpilmana placu, na którym mieści się Centrum Handlowe „Plaza” w Sosnowcu. Szpilman zniknął prawie całkowicie z „Plazy”. Dzisiaj myślę, że przydałoby się choć małe rondo Szpilmana na ul. Warszawskiej w pobliżu „Plazy”, choć plac byłby o niebo lepszy. Nie udało się ochrzcić imieniem Poli Negri kina „Helios” ani nazwać placu „La Menel” na osiedlu Rudna 1 imieniem prof. Michała Reichera. Bez odpowiedzi pozostaje wciąż mój wniosek o nazwanie im. Konstantego Leona Strzeleckiego, nadkomisarza Policji Państwowej w przedwojennej Polsce, nowej ulicy na terenie byłej KWK „Sosnowiec” oraz o upamiętnienie ostatniego cadyka radomszczańskiego Szlomo Henocha Rabinowicza. Nie ma w mieście ulicy premiera rządu RP Tomasza Arciszewskiego, który w Sosnowcu przebywał, czy prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego. Brak oznaczenia obozu koncentracyjnego przy ul. 1 maja w dawnej fabryce Schoena. To propozycja Marii Rudzkiej-Kantorowicz. Wciąż uważam, że lepszym patronem dla stadionu MOS od Stefana Płatka (byłego sekretarza KM PZPR i wiceprezydenta Sosnowca) jest red. Witold Dobrowolski, znany komentator sportowy. Przypomnę, że proponowałem stworzenie, wzorem Katowic czy Krakowa, galerii płaskorzeźb (lub filarów czy tablic) postaci zasłużonych dla miasta. Być może powinna to być Galeria Wybitnych Zagłębiaków w Parku Sieleckim na przedłużeniu ul. Legionów, zaraz przy Szkole Muzycznej. Oczywiście uważam, że lista osób, których pamięć należy zachować jest znacznie większa niż wyżej wymienieni – zaznacza Piotr Dudała.
Aż się prosi...
Na uwagę zasługuje też Będzin i osiedle Syberka, na którym patronami ulic są przestępcy. Otoczenie sanktuarium Polskiej Golgoty Wschodu to m.in. ulice: 9 maja, I Armii Wojska Polskiego, Władysława Broniewskiego, Dąbrowszczaków, Wirgiliusza Chmielewskiego, Gwardii Ludowej, Władysława Hibnera, Marcina Kasprzaka, Władysława Kniewskiego, Anastazego Kowalczyka, Leona Kruczkowskiego, Rewolucjonistów, Henryka Rutkowskiego, Józefa Skalskiego, Lucjana Szenwalda, Walki Młodych, Zwycięstwa. 6 lat temu udało się uzyskać potwierdzenie, że wśród 10 nazw ulic będzińskich rekomendowanych przez komisję Marcina Lazara do wymiany będą ulice, których patronami są przestępcy. Aż się prosi, by to niezwykłe, święte miejsce, sanktuarium Polskiej Golgoty Wschodu było otoczone nazwiskami księży męczenników, prześladowanych na Wschodzie i Zachodzie, jak ks. Konstanty Budkiewicz, abp Jan Cieplak, bł. ks. Maksymilian Binkiewicz, bł. ks. Ludwik Roch-Gietyngier, bł. ks. Jerzy Popiełuszko, ks. mjr Jan Leon Ziółkowski oraz ks. prał. Zdzisław Peszkowski.
Z najnowszej historii
Reklama
Jeżeli pod lupę weźmiemy nazwy ulic w Dąbrowie Górniczej, to wyłaniają się takie postaci, jak: ks. Grzegorz Augustynik, św. Barbara, św. Anna, św. Stanisław Kostka czy Ofiary Katynia, jednak wielka postać, kandydat na ołtarze, Apostoł Rosji, pierwszy metropolita wileński, sufragan i administrator archidiecezji mohylewskiej, sługa Boży, dąbrowianin, abp Jan Cieplak wciąż nie ma w tym mieście swojego placu czy ulicy, nie jest też patronem jakiejkolwiek szkoły, instytucji kulturalnej czy uczelni.
W Olkuszu z kolei wśród patronów ulic widnieją nazwiska z najnowszej historii naszego narodu, jak kard. Stefan Wyszyński czy Jan Paweł II. Jest też ulica długoletniego proboszcza parafii św. Maksymiliana Kolbego, budowniczego świątyni, który odszedł do Domu Ojca 6 lat temu, ks. kan. Stanisława Gajewskiego.
Radosne są ostatnie wieści z Jaworzna, w którym oprócz ulic, którym patronują święci: Maksymilian Kolbe, św. Barbara czy św. Wojciech, znajdzie się również rondo współczesnego kapłana, ks. Juliana Bajera, zasłużonego dla tego miasta kapłana. Inicjator przedsięwzięcia Dawid Domagalski, radny, wiceprezes jaworznickiego Klubu Inteligencji Katolickiej zaznacza, że ks. Bajer był postacią związaną w sposób szczególny z Jaworznem przez 30 lat. – Budowniczy, inicjator działań społecznych, patriota, a nade wszystko duszpasterz oddany do ostatnich chwil swego życia Jaworznu zasługuje na upamiętnienie, jako przykład do naśladowania dla kolejnych pokoleń – podkreśla Domagalski. Imię kapłana będzie nosiło rondo położone na skrzyżowaniu ulic Obrońców Poczty Gdańskiej i Kołłątaja.
Uwolnić się od „patronów”
– 2 lata temu Prawo i Sprawiedliwość w Będzinie powołując się m.in. na uchwałę z 20 czerwca 2013 r. o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej, zgłosiło projekt zmiany nazwy ulicy Świerczewskiego na ulicę śp. Lecha Kaczyńskiego. Do chwili obecnej nie trafił on niestety pod obrady radnych – mówi Katarzyna Maciejewska. No cóż, zmiana nazw ulic na pewno nie wszystkim się podoba i na pewno kosztuje, jednak czy nie warto ponieść tego kosztu, by uwolnić się od tych „patronów”?
Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry,
Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”.
Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii.
Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie.
Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom.
Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej.
W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.;
wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń.
Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy.
Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac.
Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”).
Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości.
Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie?
Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy.
Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia.
Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
Koledzy chcieli zrobić wrażenie i przynieśli siekiery na ślub, by uczcić swojego przyjaciela, jednak Bóg przebił ich pomysłowość — bo właśnie siekierą posłużył się, by naprawić jego rodzinę. Ta historia pokazuje, że największe cuda dzieją się wtedy, gdy porządkujemy nasze priorytety.
W tym odcinku opowiadam o trzech osobach, których życie stało się lekcją o przemijaniu i nadziei:
Prawie 2 miliony Polaków żyje w skrajnej biedzie, a na ulicach miast „mieszka” przynajmniej 53 tys. ludzi. Nikt tego nie planuje. Nikt nie chce tak żyć. W Światowym Dniu Ubogich Caritas rusza z kampanią, której celem jest przypomnienie, że to nie anonimowa statystyka, tylko ludzkie historie, które warto usłyszeć. U pana Łukasza zaczęło się od tego, że ojciec faworyzował jego brata, a on wpadł w złe towarzystwo, jak twierdzi, na złość ojcu. Tak minęło mu kilkadziesiąt lat. Ania zakochała się w mężczyźnie, który stosował przemoc, uciekła. Później miesiące spała w samochodzie, krążąc gdzieś pomiędzy Wejherowem a Sopotem. Zbyszek całe życie pływał po świecie, nigdy nie założył rodziny - dziś zdrowie już nie pozwala wsiąść na statek, a on nie ma dokąd wracać. Czy masz pewność, że podobne sytuacje nie staną się kiedyś Twoją historią? A co, gdybyś Ty nie miał dokąd pójść?
- W Polsce jest ponad 53 tys. bezdomnych, jednak mówi się o niedoszacowaniu statystyk.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.