Reklama

Wiara

Niezwykła przyjaciółka Ojca Pio

Pragnienie śmierci znalazło poczesne miejsce w duchowości Ojca Pio. Nie było ono wyrazem ucieczki od cierpienia czy rozpaczy, lecz dojrzałą tęsknotą za pełnym zjednoczeniem z Bogiem. Myśl o jej bliskim nadejściu nie tylko Stygmatyka nie przerażała, lecz przeciwnie, nieodparcie pociągała...

2025-09-22 19:37

[ TEMATY ]

św. Ojciec Pio

Grafika Studio Serafin

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Śmierć w rozumieniu Ojca Pio nie była końcem życia, ale przejściem do pełnej komunii z umiłowanym Bogiem. Wyznał, że pod wpływem działania Jego łaski stała się dla niego „szczytem szczęścia” i jego „przyjaciółką”. Takie jej pojmowanie ukazuje głęboki związek zakonnika ze św. Franciszkiem z Asyżu, który w swej „Pieśni słonecznej” nazwał ją „siostrą”.

Nieodparte pragnienie śmierci

Ojciec Pio przejawiał powracające pragnienie śmierci, które nie było wynikiem ciągłego stanu duchowego udręczenia czy fizycznych cierpień, ale nieodpartej i nienasyconej tęsknoty za ostatecznym zjednoczeniem z Chrystusem. W liście do o. Agostina z San Marco in Lamis pisał ze wzruszeniem: „Pragnę śmierci tylko dla zjednoczenia się nierozerwalnymi więzami z Boskim Oblubieńcem”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Ta niedająca się niczym ukoić tęsknota za byciem w pełnej komunii z Bogiem w wieczności rodziła w nim niewyobrażalny ból. Uważał bowiem, że prawdziwe życie rozpoczyna się dopiero po przekroczeniu progu śmierci. Swoimi przemyśleniami na ten temat dzielił się z o. Benedettem z San Marco in Lamis: „Uważam, że życie doczesne jest wielkim brzemieniem, ponieważ pozbawia mnie prawdziwego życia. Wiem, dlaczego Pan przedłuża moje życie – taka jest Jego wola. Mimo tego, że czynię wysiłki, prawie nigdy nie udaje mi się wzbudzić aktu prawdziwego poddania się, gdyż mam zawsze przed oczyma ducha jasną świadomość, że tylko dzięki śmierci znajduje się prawdziwe życie. […] O Boże, Panie mego serca, jedyne Źródło wszelkiego mego szczęścia, jak długo jeszcze będę musiał czekać, nim będę mógł – «twarzą w twarz» – cieszyć się Twoim niewypowiedzianym pięknem?”. Jako mistyk już na ziemi doświadczał przedsmaku nieba poprzez zjednoczenie z Chrystusem w modlitwie, cierpieniu i Eucharystii. Wiedział jednak, że pełnia tej jedności możliwa jest dopiero po śmierci. Dlatego mówił o niej jako „szczycie szczęścia”.

Nic więc dziwnego, że natężenie cierpienia z powodu oddalającej się godziny śmierci powodowało u Ojca Pio stan wewnętrznego rozżalenia, które przesycone miłością do jedynego Oblubieńca kazało mu widzieć w Jezusie nie tylko dobrodzieja, ale (jak się okazuje) także okrutnika. Skarżył się zatem na Niego do swego kierownika duchowego o. Benedetta: „Dochodzi aż do tego, że nazywam Go – nie gorsz się, bardzo Cię proszę, Ojcze – okrutnikiem, dręczycielem dusz, które przecież chcą Go kochać”. Te gorzkie słowa padały z ust Ojca Pio, ponieważ Bóg nie chciał wysłuchać jego prośby i nie nawiedzał go łaską rychłej śmierci. Stąd z dnia na dzień jej pragnienie stawało się dla zakonnika niewyobrażalną katuszą.

Reklama

Używając języka mistyki, w podobny sposób Ojciec Pio postrzegał także tych, którzy odradzali proszenie Boga o śmierć lub odmawiali mu modlitwy w tej intencji. Nazywał ich okrutnikami, surowymi sędziami, a nawet tyranami. O modlących się o jego długie życie mówił, że są jego „najserdeczniejszymi wrogami”. Zaliczył do nich nawet jedną ze swoich ulubionych córek duchowych, przyszłą błogosławioną, Marię Gargani, do której napisał: „Ty także wpisałaś się na listę osób, których nie umiałbym inaczej nazwać niż serdecznymi nieprzyjaciółmi. To właśnie one przed Jezusem Chrystusem przedłużają moje najsmutniejsze wygnanie. Niech On Ci przebaczy, bo ja tylko w Nim potrafię Ci wybaczyć!”.

W podobny sposób zakonnik zwracał się do Raffaeliny Cerase, która nie chciała mu wyświadczyć „jałmużny miłości”, błagając Boga o jego rychły zgon. Stąd też nadał jej miano „morderczyni”, gdyż zabijała w nim nadzieję na szybkie spotkanie z Oblubieńcem w niebie. Wyraził to w liście do niej skierowanym: „Podczas, gdy podziwiam i chwalę Twoją szczerość, wiedząc, że nie poczuwasz się do tego, by błagać Oblubieńca dusz, aby zerwał więzy, które trzymają mnie przywiązanego do ciała, jednak nie mogę ukrywać faktu, że ta nowa wiadomość jest mieczem, który przeszywa moje serce i powoduje agonię. Ach, dlaczego odmawiasz mi tej jałmużny miłości? Nie odważam się nazwać Ciebie okrutną, ponieważ byłaś szczera, ale na litość Boga Wcielonego, czyń wysiłki, aby robić to w przyszłości; w przeciwnym razie staniesz się morderczynią. Będę sam w błaganiu o takie zakończenie!”.

Zobacz: "Listy Ojca Pio T.2 Korespondencja z Raffaeliną Cerase"

Reklama

Tęsknota za spotkaniem z Bogiem w wieczności była tak ogromna, że w jednym z listów Ojciec Pio napisał o swoich eschatologicznych przypuszczeniach: „Myśl o śmierci bardzo mnie pociąga i przeczuwam, że wkrótce umrę”. Jednak tak się nie stało. Bóg miał bowiem dla niego inne plany. Możliwe, że gdy pisał te słowa, w swej duszy już doświadczył przekroczenia doczesności.

Tracenie życia dla bliźnich

Wkrótce Ojciec Pio odkrył, że nosi w swym sercu dwa gorące pragnienia, które stały do siebie w opozycji i rodziły w nim dręczącą rozterkę. W jednym z listów wyznał: „Pragnienie, by żyć i być pożytecznym dla braci na wygnaniu oraz pragnienie śmierci, aby zjednoczyć się z moim Oblubieńcem. Te dwa pragnienia męczą moją duszę i pozbawiają mnie głębokiego wewnętrznego spokoju”. Odtąd będzie zmagał się z jednoczeniem obu tych pragnień, umierając każdego dnia dla Boga i dla bliźniego w potrzebie.

Po wielości dzieł miłosierdzia, jakie po sobie pozostawił, wyraźnie widać, że dla ubogich i cierpiących Ojciec Pio był gotów zrezygnować ze wszystkiego, aby przyjść im z pomocą. Podobnie było z jego miłością do grzeszników. Niestety, niemożliwość zdobycia wszystkich dla Boga rozdzierała mu serce i popychała go w ramiona śmierci, która „nigdy nie zabija”. O swoim bólu pisał do o. Benedetta: „Co do moich braci? Niestety! Jakżeż często – by nie powiedzieć – zawsze, muszę z Mojżeszem mówić Bogu-Sędziemu: albo przebacz temu ludowi, albo mnie wymaż z księgi życia. Jakże trudno jest żyć sercem! Trzeba umierać w każdym momencie śmiercią, która nigdy nie zabija, by żyć, umierając i umierać, żyjąc.

Reklama

W podobnym tonie pisał także do o. Agostina, dzieląc się z nim swoim cierpieniem spowodowanym gorącą miłością do potrzebujących. Paliła go ona jak ogień i domagała się ofiary z własnego życia. Wyznał: „Dla duszy rozpalonej miłością Bożą przychodzenie z pomocą bliźniemu jest swego rodzaju gorączką, która ją powoli trawi. Tysiąc razy oddałaby życie, gdyby mogła przyczynić się do tego, aby nawet tylko jedna dusza oddała większą chwałę Panu. Także ja odczuwam, że ta gorączka mnie trawi. […] Ja również, podobnie jak te dusze, tęsknię, aby zakończyć moje życie, by przyjść z pomocą bliźniemu i dla chwały Bożej”.

To doświadczenie tracenia życia dla bliźniego było dla Ojca Pio wręcz miażdżące. Podobnie nie potrafił pogodzić się z myślą, że nie uda mu się pomóc materialnie i duchowo wszystkim biednym i grzesznikom, którzy prosili go o taką pomoc. Bezsilny w swej bezradności pytał samego siebie: „Kto uwolni mnie z tego śmiertelnego życia, od tych dwóch sprzecznych z sobą skrajności, które mnie zadręczają i wyniszczają?”. Trudno bowiem było mu „żyć, umierając i umierać, żyjąc”. Dopiero po pewnym czasie zrozumiał, że śmierć i życie dadzą się pogodzić. O swoim odkryciu napisał: „Nie mam innego pragnienia jak tylko to, aby umrzeć lub kochać Boga, albo śmierć, albo miłość, ponieważ życie bez miłości jest gorsze od śmierci, a dla mnie byłoby bardziej nie do wytrzymania niż to, w którym trwam obecnie”. W tych słowach wyraził swoje głębokie przekonanie, że śmierć, której tak pragnął i szukał, odnalazł w ofiarnej miłości. Ona stała się jego życiowym programem.

Umieranie mistyczne

W swoim kapucyńskim powołaniu Ojciec Pio chciał być wierny Bogu za wszelką cenę, nawet za cenę życia. Wolał tysiąckroć umrzeć, niż...

CAŁY TEKST PRZECZYTASZ Z NAJNOWSZYM "GŁOSIE OJCA PIO", ZOBACZ WIĘCEJ: glosojcapio.pl/nowy-numer

Oceń: +25 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czy moje serce bije już mocniej i radośniej?

Poczucie zagubienia towarzyszy nam coraz częściej. Wiele osób nie wie, dokąd zmierza, po co żyje, czy cokolwiek ma jakikolwiek sens… Zagubienie prowadzi do wielkiego wewnętrznego bólu, który czasem wręcz jest nie do wytrzymania. Potrzebujemy Pasterza!

Jezus opowiada przypowieść o zagubionej owcy, aby pokazać, jak jesteśmy cenni w oczach Boga – i to każdy jeden, bez wyjątku – oraz powiedzieć, że nie potrafimy odnaleźć się sami, jak owca, która nie jest w stanie sama wrócić do stada. Ona może tylko beczeć i swym głosem wołać o ratunek. Pasterz, który ją znajdzie, bierze ją na ramiona i zanosi do owczarni. Jak dobrze jest być w Jego ramionach!
CZYTAJ DALEJ

Św. Jan Henryk Newman zostanie ogłoszony Doktorem Kościoła

2025-09-28 12:14

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

św. Jan Henryk Newman

Vatican Media

św. John Henry Newman, przyszły doktor Kościoła

św. John Henry Newman, przyszły doktor Kościoła

1 listopada Leon XIV nada św. Janowi Henrykowi Newmanowi tytuł Doktora Kościoła. Zapowiedział to sam papież w krótkim pozdrowieniu przed modlitwą „Anioł Pański”, jaką odmówił po Mszy św. dla uczestników Jubileuszu Katechetów na Placu św. Piotra w Watykanie. Ojciec Święty wyjaśnił, że Newman „w decydujący sposób przyczynił się do odnowy teologii i do zrozumienia doktryny chrześcijańskiej w jej rozwoju”.

Serdecznie pozdrawiam was wszystkich, którzy uczestniczyliście w tej jubileuszowej celebracji, przeznaczonej dla katechetów i katechistów, w szczególności tych, którzy dzisiaj zostali ustanowieni dla tej posługi. Wraz z wami pragnę przesłać serdeczne życzenia dobrej posługi katechetom, katechetkom oraz katechistkom i katechistom całego Kościoła, rozsianego po świecie! Dziękuję wam za waszą posługę dla Kościoła. Módlmy się za nich, w szczególności za tych, którzy pracują w bardzo trudnych warunkach. Niech Bóg błogosławi was wszystkich!
CZYTAJ DALEJ

Sukces mierzy się ciężką pracą! [Felieton]

2025-09-29 10:39

youtube.com

Wśród naszych sportów narodowych można wymienić różne dyscypliny. Mamy w historii “trochę” sukcesów. Gdyby jednak była taka dyscyplina jak “narzekanie”, Polacy byliby w niej bezkonkurencyjni. Pomijam już codzienne rozmowy, ale zwracam uwagę na to, co dzieje się, gdy reprezentanci Polski biorą udział w różnych imprezach sportowych. Granica między chwałą, a hejtem jest bardzo cienka.

Na ostatnich mistrzostwach świata Polscy siatkarze zdobyli brązowe medale. Wielu internautów, podających się za kibiców [tu zaznaczę, że w moim pojęciu prawdziwy kibic to ten, kto jest z drużyną na dobre i na złe] zaczęło w niewybredny sposób atakować wręcz polskich zawodników za porażkę w Włochami. Dla mnie trzecie miejsce polskich siatkarzy to powód do dumy. Wiem, że to na tej imprezie najgorszy wynik od 2014 roku, ale przecież wcześniej tak pięknie nie było - mistrzostwo świata w 1974 roku i srebro w 2006 roku. A ponieważ z lat mej młodości pamiętam te “suche” lata, cieszę się, że reprezentacja Polski nie schodzi z wysokiego poziomu. W rzeczywistości 3 miejsce w mistrzostwach świata to dowód ogromnej pracy, wytrwałości i charakteru. W przypadku siatkówki, na sukces nakłada się wiele czynników, a wysiłek, który wkłada każdy z zawodników, aby wejść na poziom reprezentacyjny jest ogromny. Naprzeciw siebie stają zawodnicy, którzy poświęcają wiele, aby sukces sportowy odnieść. Obecnie nie ma miejsca na “taryfę ulgową”. Sport ma to do siebie, że bywa nieprzewidywalny. I co jest też ważne, sport, podobnie jak życie, to nie tylko zwycięstwa, lecz także potknięcia, z których trzeba wstać. I właśnie w tym tkwi prawdziwa wartość tego sukcesu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję