Minister obrony narodowej mówi dziś o konieczności szkolenia armii i rozwijania zdolności w obszarze dronów. I trudno się z nim nie zgodzić – ale to także moment, by przyznać, że te inwestycje nie biorą się znikąd. Wiele z nich zostało rozpoczętych w poprzednich latach, gdy Polska konsekwentnie zwiększała wydatki na obronność. Dziś, gdy prezydent zwołuje Radę Bezpieczeństwa i mówi o potrzebie dojścia do 5 procent PKB na armię, widać, że to nie jest już „ambitny plan”, ale konieczność, która może zadecydować o przyszłości kraju.
W takiej chwili naprawdę szkoda, że polityka potrafi być tak krótkowzroczna. Wspominamy dziś wypowiedzi sprzed lat, w których nie brakowało lekceważenia wydatków wojskowych, a nawet prób ich ograniczania. Można było wtedy mówić, że lepiej wydać te pieniądze na inne cele – dziś jednak rzeczywistość pokazuje, że bezpieczeństwo nie jest kosztem, ale warunkiem istnienia państwa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ta refleksja ma jednak także wymiar ludzki. Mieszkańcy Czosnówki, Wyryk czy Bychawki Trzeciej nie powinni czuć się pozostawieni samym sobie, tak jak nie powinni mieć poczucia, że ich domy są tylko „buforem” między NATO a agresywną Rosją. Dyskusja o „linii obrony na Wiśle”, która wraca dziś w kontekście działań prokuratury, przypomina, że decyzje polityczne mają bardzo realny wpływ na życie obywateli.
Wreszcie jest w tym wszystkim wymiar społeczny – nie możemy pozwolić, by strach stał się codziennością. Rolą państwa i mediów jest nie tylko ostrzegać, ale i budować poczucie, że Polska jest przygotowana na najgorsze scenariusze. Nie możemy jednak uciekać w naiwny optymizm – to jest czas poważnych decyzji, które będą kosztować, ale które w przyszłości mogą uratować nie tylko naszą wolność, ale i nasze życie.