W listopadowe dni wracam pamięcią do śp. prof. Ludwika Maciąga - artysty, doskonałego malarza, piewcy i znawcy koni, żołnierza kawalerii, walczącego o niepodległość Ojczyzny, wieloletniego wykładowcy i dziekana Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, wspaniałego przyjaciela młodzieży.
Należał on do tych ludzi, którzy imponują, budzą respekt i szacunek, a jednocześnie pozwalają mieć nadzieję, że wbrew wszystkiemu można być człowiekiem z klasą, odnieść sukces i dobrze zapisać się w pamięci wszystkich, nawet swoich przeciwników.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
„Koledzy po fachu”, pracownicy ASP, wychowankowie, pytani o Ludwika Maciąga, odpowiadali zgodnie: „kulturalny, odważny, niekierujący się modą w sztuce, niezależny, z charakterem, fajny facet”. Ja osobiście wiem, jak szybko zyskiwał sympatię, budził zaufanie, a jednocześnie zaciekawiał. Chciało się z nim rozmawiać, dyskutować, jak najwięcej dowiadywać od niego, uczyć. Wiek w jego przypadku nie miał żadnego znaczenia.
Reklama
Gdy go spotkałam w Wyszkowie na uroczystościach rocznicowych Bitwy 1920 r., imponował radością życia, promiennością i świetnym poczuciem humoru. Przyjechał na swoim koniu razem z innymi żołnierzami - prezentował się znakomicie, jakby dopiero co wrócił z kawaleryjskich zagonów. „Lubię konie, bo one nie pytają, ile mam lat” - zażartował. A był, jak się później dowiedziałam, rówieśnikiem wielkiego zwycięstwa - urodził się bowiem w znamiennym 1920 r. Gdy rozmawialiśmy o tamtej walce, mówił z wielkim znawstwem, a jednocześnie troską o Polskę dzisiaj.
Człowiekowi z przeszłością akowską i zasadami nie było w PRL-u łatwo żyć i sprawować funkcję dziekana wydziału w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Często był nękany przez SB. Jego twórczość nigdy jednak nie posłużyła do umacniania ideologii komunistycznej. Zawsze szedł własną drogą. Kiedy - jak wyznał - kompromis egzystowania w środowisku sięgał granic poczucia godności, wyprowadził się z Warszawy. Oddalił się od układów, wielkomiejskiej atmosfery i w 1978 r. zamieszkał wraz z żoną Ewą w Gulczewie k. Wyszkowa, w drewnianym, wiejskim domu, otoczonym zabudowaniami gospodarczymi - stajnią, powozownią, spichlerzem. Jego dom szybko stał się otwarty dla wszystkich - gości „z daleka” oraz mieszkańców Wyszkowa i okolic. Tu toczyły się ważne dyskusje, rozbrzmiewały pieśni ułańskie, powstawały ciekawe pomysły.
Ludwik Maciąg pozostawał zawsze wewnętrznie zintegrowany. Sprawy Boga, człowieka, kultury, Polski - to była dla niego jedność. Miał swój własny dekalog, który przekazał znajomym, myślę ważny dla wszystkich:
1. Być życzliwym dla drugiego człowieka.
2. Przeciwstawiać się degradacji Polski.
3. Odejść od modelu sztuki i malarstwa z drugiej ręki.
4. Nie gardzić polskimi tradycjami jeździeckimi.
5. O ile pojawią się artystyczne zdolności, za wszelką cenę pomagać je rozwijać.
Reklama
6. We wszystkich poczynaniach nie pomijać roli kultury (w czasach, kiedy Polski nie było na mapach świata, kultura osiągała najwyższy poziom i pozwoliła przetrwać polskiej świadomości).
7. Nie negować Dziesięciu przykazań (Dekalogu).
8. W pełni humanitarny stosunek do zwierząt.
Często wracam do zasad śp. prof. Maciąga i zapamiętuję punkt po punkcie...