Reklama

Kultura

Nie przekłamujmy prawdy!

Marek Cichucki, łódzki aktor, 5 sierpnia 2014 r. stracił pracę w Teatrze Nowym w Łodzi – oficjalnie z powodu „utraty zaufania”, nieoficjalnie – bo dyrekcja nie chce mieć w zespole „drugiego Chazana”. Aktor skrytykował pod koniec czerwca br. tekst sztuki „Golgota Picnic” i wyszedł z przedstawienia, w którym miał wziąć udział

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ANNA SKOPIŃSKA: – Czuje się Pan bohaterem?

MAREK CICHUCKI: – Nie czuję się jak bohater, ale jestem bardzo zadowolony z tego, co zrobiłem. Bo jestem wolny. Naprawdę czuję się wolny. Dlaczego? Wielu ludzi mogłoby to zrobić. Wielu ludzi ma mocniejsze poczucie niż ja, że ma prawo to zrobić. Wielu ludzi ma więcej siły niż ja, więcej mądrości niż ja. Bardzo długo żyłem w cieniu swojego grzechu. Pomyślałem sobie niedawno, że to moje samopoczucie było jak samopoczucie Adama po grzechu – on się ukrył. I my jesteśmy tacy – ukryci. Bo zrobiliśmy niedobrze, bo powiedzieliśmy niedobrze, bo żyjemy niedobrze. Bohater to dla mnie ktoś, kto mając świadomość swoich ograniczeń, nie boi się doskonalić. Ja mam wrażenie, że udało mi się wejść na tę drogę.

– Inni ludzie – mogli, a nie wystąpili. „Inni ludzie” to środowisko aktorskie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Tak. Tekst jest, jak powiedziałem już, bełkotliwy. I wielu ludzi tak myśli, ale nie mówi o tym...

– Nie mówi, bo...?

– Dlatego, że boimy się narazić „środowisku”. A to przecież różnorodność podobno czyni nas bogatymi. Dlaczego o tym nie powiedzieć? Mówić jedno, a myśleć drugie – to jest ta różnorodność? Nie.

Reklama

– Czy przewidywał Pan takie konsekwencje swojego protestu, czyli to, że zostanie zwolniony?

– Absolutnie nie. Mówi się, że scena jest miejscem, skąd masz prawo mówić wszystko. Przychodząc na czytanie „Golgota Picnic”, tych fragmentów tekstu, zrozumiałem, że za chwilę każdy będzie mógł przyjść do teatru i zmusić mnie do robienia czegokolwiek. Jest takie powiedzenie nt. zawodowości aktora: aktor od grania jak d... od s... Wygodnie jest się w nie wcielić. Wtedy wystarczy tylko d..., by wyjść na scenę. A gdzie jest głowa, gdzie serce, a może coś więcej? Naśmiewamy się z ludzi, którzy protestują, bo obraża się najważniejsze dla nich wartości. A to przecież my mamy być wrażliwymi ludźmi. Kim my jesteśmy? – zadałem sobie to pytanie. Wystawiamy – wcześniej nawet go nie czytając, nawet nie widząc – popieramy bełkot. Dlaczego? Widzieliśmy przygotowaną w nieprofesjonalny sposób manifestację, którą nazywa się pokazami czy czytaniami, ponieważ – tak sugerują przygotowujący – to „dzieło” nieskończone. A teraz może, gdy się sprawa uspokoi, zaczniemy ze sobą rozmawiać. Jakiego chcemy teatru? Bełkotliwego? Już taki mamy.

– Jest Panu przykro że tak to się potoczyło?

– Jest mi przykro.

– W Internecie pojawił się list poparcia z podpisami kilkunastu tysięcy osób. Czy ze swojego środowiska otrzymał Pan jakieś głosy wsparcia?

Reklama

– Tak, i bardzo za nie wszystkim dziękuję. Tyle mogę powiedzieć na ten temat. Nie chcę w to włączać moich kolegów, bo wiem, jaka jest sytuacja. Jesteśmy środowiskiem indywidualistów, i niech tak zostanie. Podejmujemy działania lub nie, z własną twarzą i na własną odpowiedzialność.

– Można też pomyśleć, że Pan się przez tę akcję wylansował. Łódzki aktor przez „Golgota Picnic” staje się znany, wręcz sławny...

– Nie. Tego, kto tak myśli, proszę, by zobaczył moje CV. Proszę sprawdzić, jak wyglądała moja droga zawodowa – co zrobiłem, gdzie, jak i nad czym pracowałem. Chętnie też porozmawiam o mojej drodze życiowej. O tym, że wierzę w Boga, jestem grzesznikiem, żałuję, chcę się poprawić. Tylko że z powodu mojego grzechu nie będę właził do dziury. Potem proszę mi zarzucać, czy się lansuję, czy nie.

– Ale wie Pan, że niektórzy tak to odbierają?

– Wiem. Dlatego dziękuję Pani za to pytanie. Zacznijmy rozmawiać o sensie.

– Co dalej? Słyszeliśmy już, że szuka Pan adwokata.

– Zgłaszają się do mnie ludzie, którzy chcą mi pomóc w tym sporze od strony prawnej. Dziękuję im za to.

– A co z drogą zawodową? Pojawiają się jakieś propozycje?

– Mam 53 lata i tam, gdzie będzie sens, tam będzie moja praca. Patrzę optymistycznie w przyszłość.

– Z perspektywy czasu – zaprotestowałby Pan jeszcze raz? Czy może Pan żałuje?

Reklama

– Nie żałuję. Postąpiłbym tak samo. Wie Pani, co mnie boli – nie tylko w związku z tą sprawą, ale z tym, co dzieje się w środowisku artystycznym? Proszę sobie wyobrazić, że śmiejemy się ze starszych pań – dewotki nie przeczytały tego tekstu. Tyle że artyści, którzy protestowali przeciwko odwołaniu tego spektaklu, też nie przeczytali tego tekstu. Artyści, którzy mieli przedstawić ludziom ten tekst – nie przeczytali go, nie zapoznali się ze spektaklem, który mieli pokazać. Dlatego pytam: jakimi jesteśmy artystami? Czy my jesteśmy artystami? Zarzuca mi się postępowanie niezgodne z kodeksem etycznym. A gdzie jest etyka twórców? Gdzie jest etyka i profesjonalizm prowadzących instytucje kultury w Łodzi? Skoro opowiadają się za czymś, czego w ogóle nie znają... „Bo scena jest azylem, z którego można mówić wszystko”. Tu nie chodzi o wolność słowa, a o wolność bełkotu i nieprofesjonalizmu. A tego mamy teraz na scenie aż nadto. Nie chcę tego.

– A gdzie w tym wszystkim miejsce dla aktora katolika, wierzącego, który niczym lekarze podpisuje się pod deklaracją wiary – w swoim zawodzie?

– Miejsce dla każdego aktora jest na próbach, gdzie można wyjaśnić sobie pewne rzeczy. Kłamstwa, przekłamania. W tym tekście także. Upadły anioł to scenicznie niezwykle atrakcyjna postać, z której działania nie wynika wcale, że jest oszustem. Nawet jeśli nie wierzymy w Boga, możemy wziąć na warsztat historię Stwórcy, który stworzył dzieło i powiedział: „Masz wolną wolę”, a jedno ze stworzeń mówi: „Jesteśmy równi”. Nie – masz wolną wolę, ale nie możesz się ze mną równać, bo to Ja jestem Stwórcą. I Stwórca odtrąca go. Ten odtrącony nie ma już powrotu – chce więc zniszczyć dzieło Stwórcy. Taką historię musimy opowiadać. Nie bajkę – zły Bóg mnie strącił, a ja cierpię. Nie przekłamujmy prawdy i nie mówmy, że Bóg jest niedobry, a upadły anioł cierpi. On jest odtrącony. Na wieki. My upadamy, lecz mamy szansę się podnieść. Jesteśmy wręcz do tego zachęcani. Ja bardzo chcę się podnosić. Dziękuję za to Panu Bogu i wszystkim, którzy mi w tym pomagają.

2014-08-12 13:51

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kościół w życiu towarzyskim

Niedziela wrocławska 50/2011

[ TEMATY ]

świadkowie wiary

adwent

BOŻENA SZTAJNER

Ciekawi mnie, ilu Czytelników zgodzi się z twierdzeniem, że poza przekazywaniem wiary w ramach wspólnoty Kościoła domowego, drugim kręgiem apostolskiego oddziaływania na każdego człowieka jest jego szeroko rozumiane życie towarzyskie. Skąd taki wniosek? Skoro na niedzielną Eucharystię uczęszcza w Polsce przeciętnie co trzeci katolik, a nawet w tej grupie tzw. dominicantes nie wszyscy gotowi są słuchać nauczania Magisterium i według zasad wyznawanej wiary układać swoje życie (odłam tzw. „ale-katolików”), zatem pozostaje do dyspozycji najskuteczniejsza w dziejach ludzkości metoda apostolska: bezpośredni kontakt człowieka z człowiekiem. Zauważmy, że od tego się zresztą w misji głoszenia Ewangelii zaczęło! Proszę przeczytać chociażby teksty Ewangelii, opowiadające o tym, w jaki sposób trafili do Pana Jezusa Apostołowie: Piotr, zachęcony przez swego brata Andrzeja i Natanael, zachęcony skutecznie przez Filipa. I przypomnijmy sobie, w jaki sposób wiara stała się naszym udziałem, komu zawdzięczamy swoją ewangelizację do tego stopnia, że dziś… czytamy tygodnik katolicki „Niedziela”? Nie jest prawdą, że współczesnych ludzi nie interesuje wiara, Kościół, moralność, zbawienie, świętość itd. Jest natomiast prawdą, że wielu ludzi otrzymuje przekaz wiary zakłamany, niekompletny, niepotwierdzony świadectwem życia głosicieli (nawet rodziców). Jest prawdą, że bardzo wielu zatruło swego ducha poprzez wchłanianie nieprawdziwych, nienawistnych i oszczerczych informacji laickich mass mediów. Jest prawdą powszechna i totalna ignorancja religijna wielu ochrzczonych (mimo wielu lat katechizacji!). Jest prawdą, że spotykamy osoby poranione przez życie (często na własne życzenie) lub/i zrażone zachowaniem duchownych. Jest prawdą, że uznaliśmy sprawy wiary za absolutnie prywatne do tego stopnia, że nie godzi się o nich rozmawiać nawet z własnymi dziećmi („będzie dorosła (y), niech sam (a) zdecyduje”). Kto i w jaki sposób do tych wszystkich ludzi dotrze, skoro dla księdza (katechety, publikacji katolickich) drzwi ich domów i serc są zamknięte? I kto im pomoże odnaleźć, poznać i pokochać Pana Jezusa, a potem pójść Jego śladami? Odpowiedź jest jasna: tylko katolicy świeccy, świadomi swojej wiary i odpowiedzialni za mandat Chrystusa: Idźcie i nauczajcie! Zobaczmy to na konkretnym przykładzie. Do szpitalnego pokoju, w którym korzystałem z usług medycznych, wprowadzono starszego ode mnie pacjenta. Pielęgniarka lojalnie uprzedziła go, że będzie musiał dochodzić do zdrowia w towarzystwie księdza. Oględnie mówiąc, mój towarzysz niedoli nie przyjął tego faktu z radością, czemu zresztą dawał wyraz już „na dzień dobry”. Stopniowo jednak łagodniał w swych wypowiedziach pod adresem Kościoła i jego duchownych, wchodząc niepostrzeżenie w opowieść o niewesołych losach własnej rodziny. W piątym dniu naszego „razem” wyraził gotowość wyspowiadania się, ale przeszkodą był dla niego… brak kratek w pokoju! Gdy zaproponowałem, że spowiedź jego przyjmę przez „szprychy” szpitalnego łóżka - zgodził się z chęcią! W niedzielę przystąpił do Komunii św., a w poniedziałek wypożyczył sobie (bez mojej wiedzy) kapłańską Liturgię Godzin (tzw. brewiarz - ok. 2000 stron), którą zwrócił mi wieczorem z komentarzem: „Księże, dobra książka!”. Na to wyznanie przyszło mi czekać niemal tydzień. Skąd kapelan szpitalny ma mieć aż tyle czasu dla pacjentów? Jeśli sam pacjent jest (z różnych powodów) „oporny” na zachęty do korzystania z sakramentów św., to jasne, że bez aktywnej postawy jego otoczenia sprawa będzie przegrana (oczywiście patrząc tylko po ludzku). Wybrałem ten przykład choćby dlatego, że to właśnie przez szpitalne łóżka biegnie często decydująca o wieczności linia frontu, na którym toczy się walka o nieśmiertelne ludzkie dusze. Jeśli otoczenie chorego nie zadba o to, co najważniejsze - ten grzech zaniedbania obciąży ich sumienie, a chorego (umierającego) pozbawi łaski, która jest do zbawienia każdemu z nas koniecznie potrzebna. Wydarzenie, jakim było obiecane przez Pana Jezusa Zesłanie Ducha Świętego pokazało, że uczniowie Pana otrzymali dar języków, który pozwala dotrzeć do każdego człowieka na świecie ze zbawczym orędziem. W oparciu o osobiste spotkania z Jezusem, o zdobytą wiedzę religijną, inteligencję, znajomość spotkanych ludzi zagubionych religijnie czy niewierzących - spełniać uczynki miłosierne wobec ich dusz: nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, grzesznych napominać itd. Nie da się ukryć, że przy biesiadnych stołach, podczas podróży, oczekiwania w kolejkach prędzej czy później podejmowane są tematy religijne, wywoływane najrozmaitszymi wydarzeniami; grzechem zaniedbania po stronie katolika z prawdziwego zdarzenia będzie wtedy milczenie czy brak wyraźnego świadectwa dawanego Chrystusowi. Pozostaje tylko kwestia sposobu prowadzenia rozmowy i argumentacji: odważnie, z szacunkiem dla rozmówcy, z panowaniem nad emocjami, z dobrze umotywowanymi argumentami, wreszcie - z miłością.
CZYTAJ DALEJ

W wieku 47 lat zmarł nagle ksiądz z archidiecezji częstochowskiej

2025-04-02 13:01

[ TEMATY ]

śmierć

śmierć kapłana

Karol Porwich/Niedziela

Kuria Metropolitalna w Częstochowie informuje, że 1 kwietnia 2025 r., w wieku 47 lat, w 22. roku kapłaństwa, odszedł nagle do Pana śp. ks. Jacek Drozdek.

Kuria Metropolitalna w Częstochowie informuje, że 1 kwietnia 2025 r., w wieku 47 lat, w 22. roku kapłaństwa, odszedł nagle do Pana śp. ks. Jacek Drozdek, wikariusz parafii pw. Św. Antoniego z Padwy w Częstochowie.
CZYTAJ DALEJ

Oświadczenie Mocnych w Duchu ws. wezwania Ministerstwa Finansów do zwrotu 9 milionów złotych

2025-04-07 20:11

[ TEMATY ]

Fundusz Sprawiedliwości

Red./ak/GRAFIKA CANVA

W związku z pojawiającymi się w przestrzeni medialnej informacjami dotyczącymi wezwania Ministerstwa Finansów do zwrotu środków w wysokości 9 milionów złotych, otrzymanych przez Fundację Mocni w Duchu z Funduszu Sprawiedliwości, pragniemy wydać niniejsze oświadczenie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję