Jak pewnie wielu młodych ludzi byłem przez lata „fanem” ks. Pawlukiewicza i jego nauki. Z kilku powodów, ale tymi podstawowymi to była celność tego, co mówił, a trafiało w pytania, które pojawiały się w mojej głowie i sercu, ale jednocześnie trwałość, silna wiara i nieuleganie „prądom”. Bez wymieniania nazwisk powiem, że kapłanów łączących popularność, a więc umiejętność mówienia do młodych tak, żeby słuchali, a jednocześnie nie popadających w pychę i ulegających temu światu jest dziś niewielu. On był jednym z nich.
Gdyby ks. Piotr Pawlukiewicz był pyszałkiem, którym nigdy nie był - mógłby dziś spojrzeć na świat, który opisywał pięć lat temu, być może wzruszyłby ramionami i powiedział: „A nie mówiłem?”.
Bo jego obserwacje, choć wypowiedziane w zupełnie innej rzeczywistości, wciąż są boleśnie aktualne. Może nawet bardziej niż wtedy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Mówił o zagubieniu. O życiu w biegu, które pozornie daje satysfakcję, ale w rzeczywistości odbiera nam siły i sens. O braku refleksji i o ludziach, którzy, choć spragnieni duchowości, nie odnajdują się w Kościele, bo ten nie mówi ich językiem. On mówił i poświęcał się temu, bo wiedział jak bardzo jest to istotna misja. Widział nadchodzące zmiany i ostrzegał, że w świecie „folderów z homarami” możemy przegapić zwyczajne kopytka, które tak naprawdę mogą nas nasycić.
Dzisiejsze wyzwania
Już pięć lat temu ks. Piotr mówił o zmęczeniu, które prowadzi do duchowej pustki. Dziś to zmęczenie jest jeszcze większe – nie tylko z powodu natłoku pracy, ale też nadmiaru bodźców, presji społecznej, chaosu informacyjnego.
Ludzie nieustannie porównują swoje życie do starannie wyselekcjonowanych obrazków z mediów społecznościowych. Zamiast żyć, starają się nadążyć za jakimś sztucznie wykreowanym ideałem.
Reklama
Przewidział też, że Kościół będzie musiał szukać nowych form dotarcia do ludzi. Że nie wystarczy powtarzać od wieków tych samych formuł, skoro nie rezonują one z nowymi pokoleniami. Już wtedy mówił o tym, że ludzie nie odnajdują w nim „swoich tekstów, swoich słów, swojej muzyki”. I rzeczywiście – spadająca liczba wiernych w kościołach to nie tylko kwestia kryzysu instytucji, ale też języka, który dla wielu stał się niezrozumiały.
Współczesny człowiek ma problem z priorytetami. Wybiera to, co szybkie, spektakularne, powierzchowne. Pracuje coraz więcej, ale coraz mniej czuje sens swojej pracy. Szuka duchowości, ale nie ma na nią czasu albo nie znajduje dla niej odpowiedniego miejsca. I wciąż brakuje mu odwagi, by powiedzieć: „Nie wiem, czy zrobię coś wielkiego, ale spróbuję nie zmarnować życia”.
Bo może właśnie o to chodzi – żeby zamiast gonić za ideałami, które ktoś nam podsunął, nauczyć się cieszyć tym, co mamy. By zamiast przeglądać foldery z „potrawami życia”, usiąść do stołu i po prostu się najeść. Niech to będzie nawet zwykły mielony z kartoflami. Bylebyśmy w tym wszystkim byli sobą.
O autentyczności i sensie działania
Czy istnieje jakaś nauka, jaką polscy politycy mogliby wynieść ze słów ks. Pawlukiewicza?
Tak, to przede wszystkim refleksja nad autentycznością, nadawaniem sensu działaniom i rozumieniem ludzi, których mają reprezentować.
Kapłan mówił o tym, że nie wystarczy piękna otoczka, PR, czy wyuczone formułki – trzeba umieć naprawdę „nakarmić” ludzi treścią. Jak bardzo jej dziś czasem brakuje. W polityce często widzimy festiwal obietnic, haseł i efektownych przemówień, ale gdy przychodzi do codziennej rzeczywistości, wielu obywateli zostaje z pustymi rękami, jak ktoś, kto patrzy na menu, ale nie dostaje posiłku. Ludzie potrzebują konkretów – realnych działań, które odpowiadają na ich potrzeby, a nie tylko politycznych wojenek i dram.
Ksiądz zwraca też uwagę na różnorodność – na to, że jednych porusza jedno, innych coś zupełnie innego. W polityce też powinno być miejsce na pluralizm, na docieranie do różnych grup, bez narzucania im jednej jedynej „słusznej” wizji świata. Brak tej różnorodności i tolerancji tak mocno doświadcza dziś prawica.
I wreszcie – polityk, jak ksiądz, nie może głosić czegoś, w co sam nie wierzy lub czego nie praktykuje. Hipokryzja wcześniej czy później wychodzi na jaw. Autentyczność, nawet jeśli nie jest wygodna, budzi większy szacunek niż piękne, ale puste słowa.