Reklama
Relacje chorych onkologicznie przekazywane nam codziennie w mediach mrożą krew w żyłach. Bezradność chorych i ich rodzin czekających miesiącami na odpowiednie leki czy kolejne etapy radio- i chemioterapii zmusza do zadawania pytań: Czy tak musi być? Czy rzeczywiście Polska musi zajmować 22. miejsce wśród 28 krajów Unii Europejskiej w zakresie leczenia nowotworów, mimo że z roku na rok wydatki na ten cel są coraz większe? Eksperci wskazują, że przyczyna tkwi w złej organizacji służby zdrowia. W Polsce 350 ośrodków zajmuje się leczeniem nowotworów. Często nie posiadają one odpowiedniego sprzętu lub wykwalifikowanej kadry do obsługi wysoko specjalistycznych urządzeń. Jeszcze kilka lat temu największym problemem była zbyt późna wykrywalność nowotworów, dziś, według danych Ministerstwa Zdrowia, w niektórych ośrodkach 2 tys. pacjentów onkologicznych oczekuje co najmniej kilka tygodni na świadczenia gwarantowane dla chorych oznacza to wyrok śmierci. Doskonale wiedzą o tym rządzący, jednak niewielki to ma wpływ na zwiększenie efektywności leczenia onkologicznego. Zadłużone placówki onkologiczne, dublowanie badań diagnostycznych, brak onkologów to tylko wierzchołek góry lodowej. Poseł Jadwiga Wiśniewska z Klubu Parlamentarnego PiS w interpelacji zgłoszonej do ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza 20 listopada br. zwraca uwagę na konieczność koordynacji działań w sprawie leczenia pacjentów chorych na raka. „Konieczne jest opracowanie wskaźników wyleczalności i przeżycia pacjentów oraz krajowa unifikacja procedur diagnostycznych i terapeutycznych pisze pani poseł. Wydatkowanie środków na leczenie nowotworów powinno bowiem uwzględniać jakość leczenia”.
Podobna sytuacja dotyka chorych na cukrzycę, których w Polsce są już 3 mln, a z każdym rokiem ich liczba gwałtownie rośnie. Już dzisiaj mówi się o pandemii cukrzycy. Te przerażające statystyki wynikają z faktu, że zdiagnozowanie cukrzycy obejmuje dopiero stadia zaawansowane. 1 mln Polaków nie wie, że jest chory, 20 proc. nigdy nie badało poziomu cukru. Do 2030 r. liczba Polaków z cukrzycą typu II wzrośnie o 20 proc. Mimo tak katastrofalnych statystyk, Polska znajduje się na jednym z ostatnich miejsc w Europie pod względem wydatków na leczenie tej choroby. Eksperci twierdzą, że całkowita refundacja analogów insuliny pozwoliłaby w przyszłości zaoszczędzić miliardy zł. Ministerstwo Zdrowia nie chce jednak dziś wydawać miliardów na efekty za 10 czy 15 lat.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
„Potrzebne jest opracowanie narodowego programu leczenia cukrzycy, gdyż czeka nas wydatkowanie z budżetu służby zdrowia 18 proc. na leczenie diabetyków” zgłasza w kolejnej interpelacji do ministra Arłukowicza na tym samym posiedzeniu Sejmu poseł Wiśniewska. Przypomina w niej, że zaniedbania w profilaktyce i leczeniu cukrzycy nowoczesnymi lekami generują koszty pośrednie amputacje nóg, a co za tym idzie chorobowe absencje i renty. „Łączne koszty z tego tytułu w 2012 r. oszacowano na 983 mln zł napisała pani poseł. Co oznacza wzrost o 33 mln zł w latach 2010-2012”. Eksperci dodają, że z powodu powikłań umiera w Polsce rocznie 4 tys. osób. Ta cywilizacyjna choroba wymaga także zwiększania świadomości społecznej o jej przyczynach. Poseł Wiśniewska przypomina w interpelacji o potrzebie edukacji najmłodszego pokolenia, gdyż diabetykami są coraz młodsze dzieci.
Wiele pracy czeka też nową minister edukacji narodowej, która musi się zmierzyć z oburzeniem rodziców i nauczycieli wywołanym wprowadzaniem do szkół i przedszkoli edukacji seksualnej opartej na ideologii gender. W interpelacji poselskiej zgłoszonej 22 listopada przez poseł Jadwigę Wiśniewską wymienione są wszystkie wątpliwości, które artykułują przez swoich przedstawicieli w Sejmie rodzice i nauczyciele. „Program zalecany przez Światową Organizację Zdrowia oraz niemiecką Federalną Centralę Uświadamiania Zdrowotnego wprowadza dzieci w sferę seksualnych doznań pisze w interpelacji pani poseł zaciera granice między płciami, propaguje postawy homoseksualne oraz uczy instrumentalnego podejścia do seksualności człowieka. (...) Program ten godzi w dotychczasowe wzorce społeczne i prowadzi do nieuchronnej seksualizacji oraz deprawacji osób nieletnich”. Poseł Wiśniewska przywołuje instytucję „Żywej Biblioteki” w Lublinie, propagującej postawy homo- oraz transseksualne oraz umieszczony w warszawskim Centrum Nauki Kopernik eksponat, służący dzieciom szczegółowymi instrukcjami w kwestii pobudzania erogennych sfer. „Dawanie przyzwolenia na tego typu działania pisze poseł Wiśniewska stoi w jawnej sprzeczności z troską o rozwój dziecka. To rodzice mają podstawowe prawo do wychowywania swoich dzieci”. Pani poseł pyta panią minister: czy zna zdanie rodziców i nauczycieli na temat wprowadzania ideologii gender na teren szkół, czy ministerstwo zna wpływ ideologii gender na psychikę dziecka; dlaczego placówka finansowana przez państwo (Centrum Nauki Kopernik) prezentuje gorszące eksponaty i czy wreszcie edukacja seksualna dzieci to najpoważniejsze problemy polskiej edukacji? Czy nie ma ważniejszych spraw? I najważniejsze pytanie: dlaczego ministerstwo, wprowadzając program, narusza konstytucyjne prawo rodziców i wychowawców, nie pytając ich o zgodę, przecież art. 48 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej brzmi: „Rodzice mają prawo do wychowania swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”...
W sprawie odpowiedzialności rodziców za wychowanie dzieci Klub Prawa i Sprawiedliwości złożył 19 listopada w Sejmie wniosek o przeprowadzenie referendum w sprawie zniesienia obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Obywatelski projekt referendum w tej sprawie 8 listopada został odrzucony przez rządzącą koalicję. Wniosek PiS „jest oddaniem szacunku dla obywateli, którzy sami chcą i mają prawo decydować o swoich dzieciach mówi poseł Wiśniewska. Jako pedagog z ponaddwudziestoletnią praktyką, który widział, jak wyglądają szkoły w innych krajach wspólnoty europejskiej i zna realia polskich szkół, mogę śmiało powiedzieć, że nasze polskie szkoły nie są przygotowane, by przyjąć tak małe dzieci. Ten rząd chce dzieciom sześcioletnim zafundować edukacyjny horror”.