Reklama

Zdrowie

Serce potrzebuje optymizmu

Prof. dr hab. n. med. Marian Zembala - kardiochirurg i transplantolog. Urodzony w 1950 r. w Krzepicach k. Częstochowy. Studia na Wydziale Lekarskim ukończył z wyróżnieniem („Primus Inter Pares”) w 1974 r. w Akademii Medycznej we Wrocławiu. Od 1993 r. dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Od 1985 r. współpracownik prof. Zbigniewa Religi, od 2009 r. jego następca w kierowaniu zabrzańską kardiochirurgią i transplantologią, gdzie wykonuje się rocznie 2500 operacji serca u dorosłych i dzieci, w tym pełny zakres zabiegów kardiochirurgicznych małoinwazyjnych, transplantacje serca oraz płuc. Autor ponad 500 publikacji naukowych w czasopismach zagranicznych i krajowych i 22 rozdziałów w podręcznikach. W latach 2010-12 prezydent Europejskiego Towarzystwa Chirurgii Serca i Naczyń. Konsultant Krajowy w dziedzinie kardiochirurgii i założyciel (2006) oraz redaktor naczelny „Kardiochirurgii i Torakochirurgii Polskiej”. Inicjator „Polen Project” i międzynarodowej współpracy szkoleniowej z krajami rozwijającymi się w nowoczesnej kardiochirurgii i kardiologii. Wyróżniony m.in. papieskim odznaczeniem „Bene Merenti”, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Orderem Uśmiechu. Członek wielu europejskich, amerykańskich, rosyjskich i międzynarodowych towarzystw naukowych.

ANNA WYSZYŃSKA: - W książeczce „Rejs dla Serca. Dziękujemy, Holandio!” wspomina Pan rozmowę z jednym z pacjentów operowanych przed 30 laty w Utrechcie. Operacja ciężkiej wady serca u 4-letniego wówczas Szymona w Szpitalu im. Królowej Wilhelminy uratowała mu życie. Ta rozmowa dała impuls do zorganizowania rejsu i spotkania z Holendrami, którzy 30 lat temu rozpoczęli akcję ratowania polskich dzieci. Jak wyglądało spotkanie po latach?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

PROF. DR HAB. N. MED. MARIAN ZEMBALA: - Intencją „Rejsu dla Serca” było przypomnienie o tym, co wydarzyło się 30 lat temu, i dlatego do wcześniej zaplanowanego rejsu naszej kardiologicznej i kardiochirurgicznej prawie 100-osobowej reprezentacji żaglowcem „Dar Młodzieży” do Amsterdamu na Kongres Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego dołączyłem ideę „Dziękujemy, Holandio!”. Było to podziękowanie społeczeństwu Holandii za wielki i szlachetny program współczesnego miłosierdzia i bezinteresowności, dzięki któremu w Szpitalu Uniwersyteckim im. Królowej Wilhelminy w Utrechcie zoperowano w latach 1983 - 2002 aż 427 polskich dzieci ze złożonymi wadami serca oraz wyszkolono dużą grupę polskich lekarzy, pielęgniarek i perfuzjonistów. Spotkanie na pokładzie pięknego polskiego żaglowca najpierw w Gdyni, z udziałem marszałek Sejmu Ewy Kopacz, a 6 dni później, po dopłynięciu do Amsterdamu, wręczenie odznaczeń państwowych Ministra Spraw Zagranicznych dla liderów projektu „Polen Project”, oraz koncert z udziałem ambasadora RP w Holandii dr. Jana Borkowskiego, wiceministra zdrowia dr. Krzysztofa Chlebusa i liderów polskiej i holenderskiej kardiologii i kardiochirurgii oraz władz Amsterdamu były ważnym gestem wobec wielkiej, bezinteresownej pomocy, którą okazało nam wtedy wiele osób i instytucji z Holandii. Ten dar pomocy medycznej dla Polski był największy w powojennej historii i wyjątkowo potrzebny, bo gdyby nie pomoc Holandii w tamtym, bardzo trudnym okresie dzieci tych nie zdołalibyśmy uratować. „Rejs dla Serca” był też znakomitą okazją do promocji nowoczesnej Polski, jej osiągnięć, a jednocześnie dał możliwość pokazania w Amsterdamie, w obecności prawie 35 tys. uczestników kongresu z całego świata, w jaki sposób my, Polacy, spłacamy moralny dług, pomagając innym potrzebującym krajom w rozwoju medycyny sercowo-naczyniowej.

- Jak powstał pomysł zorganizowania akcji pomocowej?

- Od 1980 r. pracowałem w szpitalu akademickim w Utrechcie, na oddziale nowoczesnej kardiochirurgii. Rok wcześniej, na zaproszenie, odbyłem czteromiesięczny staż na Uniwersytecie Katolickim w Leuven (Belgia) i ten staż oraz mocna rekomendacja, jaką otrzymałem, otworzyły mi drogę do bardzo dobrego ośrodka holenderskiego. Chcąc się jak najwięcej nauczyć, poprosiłem o zgodę na dyżurowanie, w dni wolne od pracy, także w dziecięcym szpitalu kardiochirurgicznym im. Królowej Wilhelminy w Utrechcie. Pracował tam wtedy znakomity zespół lekarzy z Kapsztadu pod kierunkiem prof. François Hitchcocka, ucznia dr. Christiaana Barnarda z Kapsztadu w Republice Południowej Afryki, który dokonał pierwszej w świecie pomyślnej transplantacji serca. W tym szpitalu operowano również dzieci z byłych kolonii holenderskich, z Indonezji, Antyli itd. Kiedyś zdarzyło się, że jedna, a potem druga grupa dzieci nie dotarła do Utrechtu, co było dla szpitala sporą komplikacją. W jakiejś rozmowie zaproponowałem: a może zainteresujecie się dziećmi z Polski. Po miesiącu poinformowano mnie, że sprawa została przemyślana, a uniwersytet jest w stanie podjąć taki program i znaleźć środki dla pierwszych 20 dzieci. To, oczywiście, wymagało akceptacji strony polskiej i organizacji całego przedsięwzięcia: kwalifikacji pacjentów, przyjazdów, opieki. Tutaj po stronie polskiej zaczęły się niezrozumiałe trudności i schody, zwłaszcza za sprawą ówczesnych władz mojej macierzystej uczelni - Akademii Medycznej we Wrocławiu, bo jej ówczesnym władzom ten projekt się nie spodobał. Na szczęście dzięki mojej zdecydowanej postawie i życzliwości ministra zdrowia prof. Stanisława Mlekodaja doszło jednak do podpisania umowy z Holendrami. Jako ogólnopolskich koordynatorów tego ważnego programu wybrano Instytut Kardiologii w Warszawie pod kierunkiem prof. Marii Hoffman i prof. Witolda Rużyłły oraz Centrum Zdrowia Dziecka pod kierunkiem prof. Krystyny Kubickiej. Program miał wsparcie i pomoc prymasa kard. Józefa Glempa. Przedstawiciele Holandii, w warunkach ówczesnego stanu wojennego, nie bardzo chcieli spotykać się na terenie instytucji rządowych. Ksiądz Prymas zaprosił Holendrów i przedstawicieli ministerstwa do swojej siedziby na Miodową i tutaj odbywały się pierwsze robocze rozmowy. Pomagał nam również kard. Franciszek Macharski, który odwiedzał polskie dzieci w szpitalu w Utrechcie. Formalnie program zakończył się w 1990 r., ale ostatnie dziecko w ramach tego programu zoperowano jeszcze w 2002 r. Największy ciężar tego programu, zarówno medyczny, ekonomiczny, jak i organizacyjny, ponieśli oczywiście Holendrzy i zrobili to bezinteresownie, bezpłatnie.

- Jakich środków finansowych wymagał program?

- Bardzo dużych. Koszt jednej operacji serca wynosił wtedy 25-30 tys. guldenów, a gulden stanowił prawie równowartość marki zachodnioniemieckiej. Jeżeli pomnożymy to przez liczbę leczonych w Holandii i uratowanych polskich dzieci, to otrzymamy bardzo wysoką kwotę - ponad 13 mln guldenów. Gromadzeniem środków pochodzących od całego społeczeństwa holenderskiego zajęła się organizacja charytatywna „Terre des Hommes”. Ta akcja miała szerszy wymiar, bo obejmowała również szkolenie polskich ekip kardiologicznych i kardiochirurgicznych, by zapewnić w przyszłości możliwość operowania trudnych wad serca dzieci w kraju. Z perspektywy czasu jeszcze lepiej widać, jak ważny był dla nas ten program. Nasze podziękowania, wręczenie polskich odznaczeń państwowych Ministra Spraw Zagranicznych m.in. prof. Janowi Walterowi Stoopowi - dyrektorowi szpitala, prof. François Hitchcockowi - kardiochirurgowi dziecięcemu, dr Marianne Nijsen-Karelse - anestezjolog dziecięcej było wyrazem wdzięczności za to, co otrzymaliśmy. Ponieważ byłem inicjatorem tego programu i w latach 1980-85 po stronie holenderskiej jako kardiochirurg także współrealizatorem, dlatego przez całe moje życie zawodowe będę dłużnikiem tamtych działań i tamtej wielkiej pomocy świadczonej przez inny kraj dla nas, Polaków. Teraz staramy się spłacać dług, pomagając innym. Mieliśmy np. program pomocy dla dzieci z wadami serca z Kosowa - najpierw lekarze stamtąd szkolili się u nas, potem, nasz 3-osobowy zespół na miejscu, w Kosowie, pomagał diagnozować wady serca u dzieci, by je w odpowiednim czasie operować. Następnie podjęliśmy duży, trwający do dziś, program pomocy w zakresie leczenia zawału serca dla Ukrainy, wymienię choćby: Łuck, Równe, Zaporoże, Kijów, Lwów - tam tworzyliśmy ośrodki, wyszkoliliśmy kadrę i daliśmy sprzęt. W sumie w 22 ośrodkach ukraińskich pracują nasi ukraińscy wychowankowie. Szkolili się u nas także Gruzini, Białorusini, Mołdawianie, Litwini, Azerowie, Słowacy. Warto podkreślić, że w Zabrzu rozwijamy dobrą współpracę zarówno z krajami Europy Zachodniej, jak i z Rosją, Japonią, USA i Kanadą, w myśl zasady, że tylko wzajemnie korzystna współpraca i pokój gwarantują rozwój i postęp, pozwalają zapominać o starych historycznych urazach.

- W kardiologii i kardiochirurgii 30 lat, które minęły, to lata świetlne w odniesieniu do możliwości leczenia pacjentów z chorobami serca.

- Każdy okres ma swój postęp, prawdopodobnie za 30 czy 50 lat nasi następcy będą mówić w podobny sposób. Kiedy w 1980 r. wyjeżdżałem do Holandii, w Polsce było wielu znakomitych specjalistów: prof. Jan Moll w Łodzi, prof. Leon Manteuffel w Warszawie, mój wspaniały nauczyciel prof. Wiktor Bross we Wrocławiu, którzy pokonywali, z sukcesem, ówczesne bariery na miarę ówczesnych możliwości. Ale każdy, kto wtedy wyjechał do ośrodka medycznego w Holandii, USA, Francji czy Wielkiej Brytanii, dostrzegał, jak duża przestrzeń dzieliła nasze kraje, zresztą nie tylko w medycynie. Do 1992 r. mieliśmy ogromną śmiertelność w zakresie zawału serca - byliśmy w ogonie Europy. Uważam, że największy postęp w obszarze kardiologii i kardiochirurgii dotyczy leczenia zawału serca, który dziś nazywamy ostrym zespołem wieńcowym. Ten postęp dokonał się dzięki temu, że podjęliśmy - właśnie w Zabrzu - jako pierwszy ośrodek w Polsce, a drugi w Europie, po francuskiej Tuluzie - inwazyjne leczenie zawału poprzez wczesną angioplastykę. Tę metodę wprowadził w 1985 r. prof. Stanisław Pasyk, który zorganizował w Zabrzu pracownię hemodynamiczną czynną całą dobę. Okazało się, że bardzo wielu chorych można uratować, jeżeli w odpowiednio krótkim czasie od zablokowania przez skrzeplinę naczynia wieńcowego wykona się zabieg angioplastyki, czyli udrożnienie tego naczynia. Zabrzański model został wprowadzony w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, Gdańsku, Opolu, Katowicach, Szczecinie, a później także w Kaliszu, Legnicy, Częstochowie, Rzeszowie, Lublinie, Tarnowie, Suwałkach, Olsztynie, Białymstoku i innych miastach. Dziś jest modelem obowiązującym, modelem najbardziej skutecznym i bezpiecznym.

- O ile wiem, dziś w Polsce mamy ponad 140 pracowni hemodynamiki...

- Bogu i ludziom dzięki, że tak jest. Rzeczywiście, obecnie w kraju mamy wystarczającą liczbę i rozmieszczenie pracowni hemodynamicznych, aby właściwie zabezpieczyć potrzeby pacjentów, i od roku 2013 nie trzeba tworzyć kolejnych. Dzięki tym pracowniom i ciężkiej pracy środowiska kardiologicznego i kardiochirurgicznego, a także internistów, diabetologów, lekarzy rodzinnych, geriatrów, znacznie zmalała w Polsce śmiertelność okołozawałowa. Jest ona obecnie na poziomie Danii, Holandii, czyli niska, co oznacza co roku uratowanie tysięcy chorych, a ci, którzy przeżywają zawał serca, nie mają ciężkiego uszkodzenia pozawałowego i nie stają się inwalidami, jeśli tylko dbają o siebie i przestrzegają wyznaczonych zasad postępowania. Również innych osiągnięć, które możemy nazwać kamieniami milowymi - jest bardzo wiele. Proszę pamiętać, jak groźne i zagrażające życiu są arytmie - dziś stymulatory są powszechnie dostępne, kardiowertery chroniące chorego przed nagłym zgonem dużo bardziej dostępne. To wszystko stanowi kolejne opanowane przestrzenie - i to są tylko niektóre przykłady. O przeszczepach na razie nie mówię, może będziemy mieli okazję porozmawiać o tym w przyszłości. Ale chcę powiedzieć o czymś niezmiernie istotnym, choć niepopularnym. Postęp ma swoją cenę. Populacja naszych pacjentów zmienia się, dziś operujemy 70-80-letnich i jeszcze starszych chorych. Bogu dzięki, kiedyś nie mieliby takiej możliwości. Teraz, chcąc im pomóc skutecznie, musimy sięgnąć po nowoczesne rozwiązania, z wykorzystaniem nowych technologii, małoinwazyjnych technik zabiegu. W Polsce wykonujemy rocznie prawie 200 tys. koronarografii, z tego 30 tys. w ostrym zawale, kardiochirurdzy przeprowadzają rocznie 23 tys. operacji. To musi kosztować. I to powoduje poszukiwanie metod racjonalizacji wydatków na opiekę medyczną, wprowadzanie oszczędności w wielu krajach. Przykład: bogata Katalonia w Hiszpanii 1 marca 2012 r. wprowadziła drastyczną redukcję środków przeznaczonych na ochronę zdrowia, podobnie Grecja, kłopoty zaczyna miewać także zasobna Francja, ale konieczność racjonalnego gospodarowania ograniczonymi środkami w ochronie zdrowia jest wyzwaniem nawet w najbogatszych krajach, gdzie koszty ubezpieczeń rosną.
I jeszcze dopowiedzenie w kwestii postępu w medycynie. Mówimy teraz o medycynie sercowo-naczyniowej, ale ten postęp dokonał się także w onkologii, która ma dziś imponujące wyniki, a do niedawna nowotwór złośliwy kojarzył się z nieodwracalnością i brakiem skutecznego leczenia. Postęp dokonał się też w wielu innych dziedzinach medycyny. Ale to sprawia, że medycyna staje się coraz droższa i w każdym kraju wydatki na ochronę zdrowia będą rosły.

- Mimo postępu śmiertelność z powodu chorób serca stanowi pierwszą przyczynę zgonów, zresztą nie tylko w Polsce. Co Pan Profesor sądzi o profilaktyce?

Reklama

- Uważam, że medycyna prewencyjna, która daje duże efekty za nieduże środki, jest u nas wciąż za mało doceniana. Znacznie łatwiej i taniej nie dopuścić do pożaru niż ratować zgliszcza, a zbyt często w codziennym życiu o tym zapominamy. Nie chciałbym powtarzać, że chorobom serca można zapobiec przez odpowiednią dietę, aktywność ruchową, utrzymanie prawidłowej wagi i ciśnienia tętniczego, zaprzestanie palenia - te informacje są dostępne wszędzie. Chodzi o coś innego: o bierność polskiego pacjenta, o niedobre przyzwyczajenie, że o moje zdrowie ma się troszczyć mój lekarz, a w przypadku panów - zawsze kochana żona. Tłumaczę moim pacjentom, odwołując się do aspektów zdrowotnych, obyczajowych, etycznych i innych: kochany, ty sam musisz dbać o swoje zdrowie, musisz być zdyscyplinowany i mierzyć ciśnienie dwa razy dziennie, kontrolować poziom cukru, ćwiczyć, nie przejadać się. Taki franciszkański skromny styl życia zawsze wychodzi na zdrowie, pamiętajmy o tym, jak tylko skończymy 60. rok życia. Wtedy musimy jeść mniej, jeśli rzeczywiście chcemy długo i zdrowo żyć. Niestety, brak dyscypliny i konfliktowość znacznie różnią naszego pacjenta od pacjenta holenderskiego, niemieckiego czy skandynawskiego. Już u naszych sąsiadów Czechów jest pod tym względem znacznie lepiej.

- Słyszałam, jak na jednym ze spotkań podkreślał Pan Profesor duchowe aspekty naszego zdrowia.

- Sprawa, o której mówi się zbyt mało, to nasza postawa wobec innych: wieczne poczucie niezadowolenia, agresja, nadmiernie wybujałe ja, kiedy nie potrafię zaakceptować drugiego z jego poglądami... Nie tylko twoje serce, ale cały twój organizm potrzebuje energii, która wynika z optymizmu, z pozytywnego spojrzenia na drugiego człowieka, szacunku do niego. W trosce o nasze zdrowie trzeba także znaleźć ten nadrzędny sens; biegam nie dla samego biegania, ale po to, by być zdrowym i cieszyć się rodziną, lepiej służyć bliźniemu, innym. Niestety, my jako społeczeństwo ciągle wolimy brać niż dawać, a pojęcie obowiązku służenia innym zanika.

- Można przywołać tutaj franciszkańską zasadę: Pokój i Dobro...

- Ma Pani rację. Pokój i Dobro to nieprzemijająca i najważniejsza uniwersalna maksyma na każdy czas, nie tylko dla nas, wierzących. Jej realizacja uwolniłaby czasy i świat od wojen, a ludzi od nadmiaru niepotrzebnych konfliktów i waśni. Dodałbym jeszcze poczucie wdzięczności wobec innych. Zawsze z dumą podkreślam dobre wychowanie i otwartość na ludzi potrzebujących, jakie otrzymałem od moich rodziców i nauczycieli. Pamiętam z lat szkolnych w moich rodzinnych Krzepicach ks. Wiktora Tomzika, opiekuna ministrantów, który organizował nam rajdy rowerowe i często nas, młodych, prowokował: Co, nie przejedziecie w ciągu jednego dnia 60 km? Dacie radę, trzeba tylko więcej chcieć. Jeździliśmy z nim na Święty Krzyż i do ks. Włodzimierza Sedlaka, który mówił wspaniale o Bogu, filozofii, poznaniu, a o szanowaniu drugiego człowieka wręcz obsesyjnie. Wielka postać ten ks. Sedlak... Mógłbym przytoczyć długą listę moich mistrzów i mentorów, którym na różnych etapach życia mam bardzo wiele do zawdzięczenia. Jeden z nich to słynny polski żeglarz, obecnie mój przyjaciel - kpt. Adam Jasser, którego poznałem przypadkowo. Ale to on uczył nas przed 40 laty, kiedy tworzył Bractwo Żelaznej Szekli, że żeglarstwo wspaniale sprawdza się w szlifowaniu charakteru młodych ludzi. To dzięki niemu pracowaliśmy przez wiele lat społecznie z wychowankami domów dziecka i domów poprawczych w ramach wychowania na morzu. Nie żyjemy w próżni i zawsze mamy sporo do zawdzięczenia Bogu i innym ludziom, trzeba tylko chcieć to zauważyć i stale o tym pamiętać...

2013-10-22 12:47

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nade wszystko mądrość serca

Klub Inteligencji Katolickiej nowy sezon działalności rozpoczyna Mszą św. w kościele seminaryjnym Trójcy Świętej w piątek 12 października o godz. 18 Zdaniem prezes KIK Małgorzaty Sołtysiak – w czasach powszechnej laicyzacji społeczeństw oraz otwartej walki z Kościołem katolickim i jego przesłaniem, formacyjna, społeczno-polityczna i intelektualna rola KIK-ów jest bardzo istotna. – Będziemy starali się poszerzać grono członków KIK o coraz młodsze osoby, które mają odwagę życia Dekalogiem na co dzień – mówi Sołtysiak.
Podkreśla, że w obszarze zainteresowania KIK są także sprawy społeczne. I podaje przykład: dzisiejszy stan Stoczni Gdańskiej – kolebki „Solidarności”, która powinna być traktowana ze szczególną atencją, zamiast tego jest natomiast „zasypywanie pamięci, niszczenie symboli walki o wolność”. – Analogia ze Wzgórzem Zamkowym w Kielcach rzuca się w oczy. Pamięć kontrolowana przez ekipę rządzącą to pamięć fałszywa, zrelatywizowana, przeinaczona na potrzeby będących u steru. Muzeum „Solidarności” w Gdańsku powstaje na gruzach symbolu walki o wolność i ideałów „Solidarności” – ma służyć tym, którzy te ideały zdradzili. WZ powstało na murach więzienia, po wojnie katowni UB. Pamięć po tam zakatowanych miała zniknąć w bezimiennych, zbiorowych dołach. Wolna Polska pod obecnymi rządami to centrum mody i wzornictwa, to edukacja OMPIO pomijająca najważniejsze wydarzenia w historii Polski – uważa Sołtysiak.
W tym roku KIK planuje: jako organizator (lub współorganizator) przygotowanie konferencji dotyczącej Żołnierzy Wyklętych z udziałem m.in. prof. Jana Żaryna, w Chmielniku współorganizowanie uroczystości związanej z pamięcią Żołnierzy Wyklętych (10 października), comiesięczne Msze św. za Ojczyznę, po których odbywają się krótkie spotkania członków o charakterze informacyjnym i duchowo-formacyjnym, wizyty w kieleckich parafiach celem zachęcenia nowych osób do członkowstwa KIK, przygotowanie do obchodów 50. rocznicy śmierci bp. Czesława Kaczmarka oraz udział w bieżących akcjach – np. Marsz w Warszawie 29 września w obronie wolności słowa i wolności obywatelskich zagwarantowanych konstytucyjnie.
KIK ma obecnie nowego kapelana, śp. ks. Edwarda Skotnickiego zastąpił ks. dr Stefan Radziszewski.
– Powtórzę za cudowną Ireną Kwiatkowską: „żadnej pracy się nie boję...”, tym bardziej że mojej nominacji towarzyszą dziwne znaki z nieba – w sierpniu wraz z ks. dr. Grzegorzem Głąbem pracowałem nad wydaniem „Barw czasu”, zbioru poezji post mortem ks. Jerzego Banaśkiewicza – prezesa radomskiego KIK, oraz opracowaniem obszernej korespondencji rzeczonego Infułata od św. Teresy z Jerzym Zawieyskim, wybitnym dramatopisarzem, szefem warszawskiego KIK. A zatem... wszystko w rodzinie! – mówi ks. Radziszewski.
Zachęca gorąco potencjalnych chętnych i sympatyzujących do zasilenia szeregów KIK. – Hej, kto w Boga wierzy, komu miła Ojczyzna miła i... nie przejmuje się stereotypami! Zapraszamy, drzwi otwarte dla każdego. A jest wiele do zrobienia – mówi i przypomina słowa bł. Jana Pawła II, który w swym liście do KIK-ów w 1997 r. napisał: „Doświadczenia, jakie ruch Klubów Inteligencji Katolickiej już posiada, mogą okazać się bardzo przydatne w prawdziwym dialogu z ludźmi poszukującymi sensu życia czy też pomocne w dążeniu do zmiany nastawień wobec religii i Kościoła u tych, którzy posiadają zbyt uproszczone wizje chrześcijaństwa”.
– Czyli nie tylko inteligencja ewentualnych członków jest warunkiem członkostwa, ale i serce…? – z tym pytaniem zwracam się do nowego kapelana. – Nade wszystko serce, bowiem bez serca nawet zupa traci smak. Wybitny hiszpański jezuita, Baltazar Gracjan, żyjący w XVII wieku, napisał, iż nie wystarczy być genialnym. Rozpoczynamy Rok Wiary, a zatem do wiary dodajmy miłość, a do miłości odwagę... Abyśmy zdobyli mądrość serca. Tej mądrości potrzebują młodsi i starsi, biedni i bogaci, pokorni i zadufani... wszyscy. I wszystkich zapraszam – otwieramy nowy rok działalności kieleckiego Klubu Inteligencji Katolickiej.
Kluby Inteligencji Katolickiej powstały po 1956 r. z inicjatywy Prymasa Tysiąclecia kardynała Stefana Wyszyńskiego, po uwolnieniu go z internowania. W czasach głębokiego komunizmu i walki z Kościołem miały grupować inteligencję katolicką, która kultywowała i promowała wartości ewangeliczne. Komuniści dość skutecznie umieszczali w KIK-ach swoich tajnych współpracowników, aby być na bieżąco z działalnością wiernych świeckich.

CZYTAJ DALEJ

Święta Mama

Niedziela Ogólnopolska 17/2019, str. 12-13

[ TEMATY ]

św. Joanna Beretta Molla

Ewa Mika, Św. Joanna Beretta Molla /Archiwum parafii św. Antoniego w Toruniu

Jest przykładem dla matek, że życie dziecka jest darem. Niezależnie od wszystkiego.

Było to 25 lat temu, 24 kwietnia 1994 r., w piękny niedzielny poranek Plac św. Piotra od wczesnych godzin wypełniał się pielgrzymami, którzy pragnęli uczestniczyć w wyjątkowej uroczystości – ogłoszeniu matki rodziny błogosławioną. Wielu nie wiedziało, że wśród nich znajdował się 82-letni wówczas mąż Joanny Beretty Molli. Był skupiony, rozmodlony, wzruszony. Jego serce biło wdzięcznością wobec Boga, a także wobec Ojca Świętego Jana Pawła II. Zresztą często to podkreślał w prywatnej rozmowie. Twierdził, że wieczności mu nie starczy, by dziękować Panu Bogu za tak wspaniałą żonę. To pierwszy mąż w historii Kościoła, który doczekał wyniesienia do chwały ołtarzy swojej ukochanej małżonki. Dołączył do niej 3 kwietnia 2010 r., po 48 latach życia w samotności. Ten czas bez wspaniałej żony, matki ich dzieci, był dla niego okresem bardzo trudnym. Pozostawiona czwórka pociech wymagała od ojca wielkiej mobilizacji. Nauczony przez małżonkę, że w chwilach trudnych trzeba zwracać się do Bożej Opatrzności, czynił to każdego dnia. Wierząc w świętych obcowanie, prosił Joannę, by przychodziła mu z pomocą. Jak twierdził, wszystkie trudne sprawy zawsze się rozwiązywały.

CZYTAJ DALEJ

Gniezno: abp Antonio Guido Filipazzi przekazał krzyże misyjne misjonarzom

2024-04-28 13:19

[ TEMATY ]

misje

PAP/Paweł Jaskółka

Czternastu misjonarzy - 12 księży, siostra zakonna i osoba świecka - otrzymało dziś w Gnieźnie z rąk nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Antonio Guido Filipazzi krzyże misyjne. „Przyjmując krzyż pamiętajcie, że nie jesteście pracownikami organizacji pozarządowej, ale podobnie jak św. Wojciech, niesiecie Ewangelię Chrystusa, Kościół Chrystusa i samego Chrystusa” - mówił nuncjusz.

Życzeniami dla posłanych misjonarzy nuncjusz apostolski w Polsce uczynił słowa papieża Franciszka, którymi rozpoczął on swój pontyfikat: „Chciałbym, abyśmy wszyscy mieli odwagę wędrować w obecności Pana, z krzyżem Pana; budować Kościół na krwi Pana, która została przelana na krzyżu, i wyznawać jedną chwałę Chrystusa ukrzyżowanego, a tym samym Kościół będzie postępować naprzód”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję