Misternie zbudowana konstrukcja nie bardzo jednak przystaje do opowiadania Łukasza, który stwierdza jedynie, że rodzice nie zauważyli, iż ich dwunastoletni Syn pozostał w Świętym Mieście.
Każdy dorosły Żyd mieszkający w obrębie dwudziestu pięciu kilometrów od świątyni, winien – zgodnie z Prawem – na święto Paschy udać się tam z pielgrzymką. Żydzi z diaspory marzyli, by znaleźć się w Jerozolimie choć raz w życiu. Możliwe, że Jezus wszedł wówczas po raz pierwszy na otaczający kompleks świątynny dziedziniec mężczyzn, gdzie po odczytaniu fragmentu Tory stał się bar micwa – „synem przykazania”. Radość z wizyty w świątyni została jednak zakłócona przez przykry incydent – zgubienie Jezusa. Cała sytuacja okazała się trudna dla Maryi i Józefa nie tylko z tego powodu, że ze strachem w oczach musieli szukać swego Syna. Trudna mogła okazać się także Jezusowa odpowiedź na ich pytanie, dlaczego tak się stało: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w domu mojego Ojca?” (Łk 2,49). Jezus, zwracając się do Józefa, Kogoś innego nazywa swym Ojcem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Czyż to dopiero nie jest chropowatość, niezręczna sytuacja? A przecież w tym właśnie leży klucz do głębszego odczytania całej sceny. Jezus został posłany przez Ojca, aby szukać i ocalić to, co zginęło. Gdy Maryja i Józef poszukują Jezusa, On zajmuje się poszukiwaniem tych, którzy oddalili się od Ojca o wiele dalej niż tylko jeden dzień drogi.
Sen, którego nie było
Choć Biblia nie wspomina ani jednego słowa, które wyszło z ust Józefa, to pierwsi chrześcijanie nie pozwolili mu całkowicie zamilknąć. Apokryficzna Legenda o świętym Józefie cieśli wkłada w usta Jezusowego opiekuna słowa pięknej modlitwy o dobrą śmierć: „Boże, Ojcze wszelkiego miłosierdzia i Boże wszelkiego istnienia! Panie mojej duszy i mojego ciała, i mojego ducha! Kiedy wypełnią się dni mojego życia, które dałeś mi na tym świecie, proszę Cię, Panie Boże, abyś mi posłał Michała Archanioła, aby był przy mnie aż do wyjścia mojej strapionej duszy z mojego ciała bez cierpienia i trwogi. Bo śmierć jest wielką bojaźnią i uciskiem dla każdego człowieka”.
Dlaczego dusza Józefa była „strapiona”? Można snuć wiele przypuszczeń: troska o rodzinę, choroba, która według autora apokryfu dotknęła Józefa, przyszłość Maryi i Jezusa… A może „strapienie” duszy wynika stąd, że Józef wciąż pamięta bolesne ukłucie w sercu, gdy od dwunastoletniego Jezusa usłyszał: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w domu mojego Ojca?” (Łk 2,49)? Mówiąc o Ojcu, Jezus nie mówił przecież o Józefie…
Reklama
Zastanawia mnie, dlaczego tym razem Bóg nie przemówił do Józefa poprzez sen. Przecież Józef przyzwyczaił się do onirycznej drogi komunikacji z Najwyższym. Przez sen Bóg nakazał mu wziąć Maryję do siebie. W czasie snu ostrzegł przed grożącym całej Świętej Rodzinie niebezpieczeństwie ze strony Heroda, wyciągającego swój miecz przeciw niemowlętom. Podczas snu Józef dowiedział się także, że może wracać z Egiptu do swej rodzinnej ziemi. Dlaczego więc Bóg nie ostrzegł go, że dwunastoletni Jezus zagubił się podczas pielgrzymowania? Odpowiedzi może być pewnie wiele. Mnie narzuca się jedna. Bóg chciał dać do zrozumienia Józefowi – a przez niego każdemu z nas – że Jezusa zawsze trzeba szukać.
Pielgrzymka w głębiny serca
Zgodnie z Prawem żydowskim każdy mężczyzna po skończeniu trzynastego roku życia był zobowiązany do przybycia do świątyni jerozolimskiej trzy razy w roku: w Święto Paschy, w Święto Tygodni i w Święto Namiotów. Chociaż Prawo nie zobowiązywało do tego kobiet, one także często pielgrzymowały, zwłaszcza na Święto Paschy. W czasach Jezusa nakaz pielgrzymki dotyczył przede wszystkim mieszkańców Judei. Dziś pielgrzymowanie do Jerozolimy jest nie tylko dla Żydów, ale także dla chrześcijan wyprawą nie tylko w poszukiwaniu historycznych śladów korzeni wiary, ale przede wszystkim wędrówką do źródła życia duchowego.
Kilka lat temu kolejne tytuły prasowe opisywały wyczyn gdańskiego studenta. W ciągu stu dwudziestu pięciu dni pokonał pieszo cztery i pół tysiąca kilometrów, wędrując z Gdańska do Jerozolimy. Szedł między innymi przez Bułgarię, Grecję, Turcję, Syrię i Jordanię. Podjął wielki trud po to, aby oddać hołd Bogu w ziemi Jego narodzenia. Nic nie było w stanie go zatrzymać.
Reklama
Znaleźć Boga. Spotkać Go – to najgłębsze pragnienie człowieka religijnego. To pragnienie kazało wyruszać pobożnym Żydom do Jerozolimy, to pragnienie kierowało Maryją i Józefem, ta tęsknota kieruje współczesnymi pielgrzymami. Wyruszamy, by Go szukać i chcemy Go znaleźć. Jednak gdy narodził się Chrystus, a potem gdy rósł i wprowadził nas w tajemnice Bożego królestwa, oznajmił prawdę niezwykłą: to człowiek jest świątynią Boga żywego. To w nas On jest, w najgłębszym wnętrzu naszej istoty. To tam nas wzywa i tam na nas czeka. To tam powinniśmy pielgrzymować… Bóg już tam jest, ale my czasem znajdujemy się zupełnie w innym miejscu, skazując Go na samotność w nas. Dobrze byłoby tak zanurzać się w modlitwie, aby móc powiedzieć za Jezusem: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2,49).
W domu Ojca
Gdyby dziś w murach synagog lub pod jerozolimską Ścianą Płaczu ktoś głośno zacząłby odmawiać Modlitwę Pańską, z pewnością wzbudziłby konsternację, a może i oburzenie pobożnych. Ta najbardziej chrześcijańska modlitwa miałaby brzmieć w żydowskich miejscach zgromadzeń? Tymczasem okazuje się, że „Ojcze nasz” jest również modlitwą na wskroś żydowską. Każda idea w niej zawarta, każda prośba i sama inwokacja („Ojcze nasz, któryś jest w niebie”) głęboko zakorzenione są w myśli Starego Testamentu. Bez wątpienia gdy pierwsi chrześcijanie pochodzenia żydowskiego szli w szabat do synagogi, odmawiali tam chętnie Modlitwę Pańską.
Podczas celebracji uroczystości Nowego Roku (Rosz ha-Szana) Żydzi odmawiają przepiękną modlitwę, która nazwę swą bierze od pierwszych słów: Abinu malkenu, czyli „Nasz Ojcze, nasz Królu”. To głębokie wołanie o przebaczenie: „Nasz Ojcze, nasz Królu! Zgrzeszyliśmy przed Tobą. Nasz Ojcze, nasz Królu! Nie mamy Króla oprócz Ciebie… Postąp z nami według swojej łaskawości oraz dobroci i zbaw nas”.
Reklama
I Żydzi, i chrześcijanie nazywają Boga Ojcem. Wołając „Ojcze nasz”, ci pierwsi mają na myśli przede wszystkim wyznawców judaizmu jako członków narodu wybranego; ci drudzy myślą o sobie jako o przybranych dzieciach Boga. Jednak tylko Jezus jako prawdziwy Syn Boży ma prawo nazywać Boga nie tylko naszym, ale „swoim Ojcem”. Tak jak to uczynił w odpowiedzi Maryi i Józefowi: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2,49).
Życie w ukryciu
Pomysłów co do tego, gdzie Jezus spędzał swoje „lata ukryte”, w historii było wiele. Temat był szczególnie popularny wśród autorów apokryfów, czyli pism o charakterze religijnym, które nie dostały się do kanonu Pisma Świętego. Stawiano sobie pytania o dzieciństwo Jezusa, gdyż tak niewiele wspominają o nim Ewangelie kanoniczne. Autorzy apokryfów sięgają niekiedy po pomysły graniczące ze światem science fiction. Niektóre sceny są dość romantyczne. Mały Jezus miał lepić ptaki z gliny, które później – na dźwięk Jego klaśnięcia – ożywały. Innym razem spacerował po promieniu słońca. Inne opowieści są nad wyraz drastyczne. Jezus miał rzekomo pozbawić życia chłopca, który wypuścił wodę ze stawu. Miał także pozamieniać kolegów w kozły i dopiero na usilne prośby rodziców ich „odczarował”.
Nikt racjonalny nie traktuje poważnie sensacyjnych doniesień o Jezusie, który w Indiach uczył się jogi i czerpał mądrość od lamów w Tybecie, lub o Jego długim pobycie w Egipcie, gdzie miał zgłębiać tajniki magii, jak chce Talmud. Z ukrytego życia Jezusa pewny jest tylko jeden epizod: Jego pobyt w świątyni. Wiek dwunastu lat wskazuje na to, że mógł być to moment wejścia Jezusa w wiek dojrzały w tym sensie, iż zaczynają Go obowiązywać wszystkie przykazania zapisane w Torze. Obrzęd ten w judaizmie zwie się bar micwą.
Co działo się potem? Jezus „czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2,52). Teologowie łamią tęgie głowy nad pytaniem, w jaki sposób Bóg może wzrastać w mądrości? W jakim stopniu Jezus jako dziecko miał świadomość boskiej godności? Przez całe wieki nie dano wyczerpującej teologicznie odpowiedzi na te pytania. Może więc warto podejść do tematu egzystencjalnie: starać się na wzór Jezusa wciąż zdobywać mądrość i trwać w łasce Bożej?
CZYTAJ WIĘCEJ: mariuszrosik.pl