Szanowna Pani Aleksandro,
W „Niedzieli” nr 9/2013 ukazała się wzmianka pt. „Święci od spraw beznadziejnych”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zawsze oburza mnie takie sformułowanie: „od spraw beznadziejnych”, bo w moim przekonaniu, dla katolika sprawy beznadziejne po prostu nie istnieją. Mogą być sprawy trudne, bardzo trudne, ale nie możemy mówić o beznadziejnych, bo to jest niejako zaprzeczenie Wszechmocy Boga, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.
Oczywiście, modlimy się do świętych patronów o pomoc w załatwieniu spraw trudnych i bardzo trudnych, zdając się jednocześnie na wolę Bożą, która jest samym miłosierdziem. Ja osobiście jestem bardzo wdzięczna Panu za niezałatwienie bardzo ważnej sprawy według mojej prośby. Odmowa z Jego strony stała się dla mnie błogosławieństwem.
Łączę wyrazy szacunku
Maria
Chyba trochę będę się spierała z Panią co do tych rzeczy niemożliwych. Bo powiedziane było o nich trochę w przenośni. Rzeczy „niemożliwe” bywają z naszego punktu widzenia - na tym polega ta ich „niemożliwość”. Ale w tym liście jest bardzo ważne zdanie - właściwie jest to nawet wyznanie. Szczere i pełne pokory - że Pani Maria prosiła Pana Boga o coś, nie została wysłuchana i teraz doszła do wniosku, że tak właśnie jest lepiej. Że to ona się myliła. I to się nazywa Boża ekonomia.
Reklama
Znam to uczcie. Tyle że mnie Pan Bóg kiedyś wysłuchał... Widocznie bardzo Mu się naprzykrzałam i dla świętego spokoju powiedział: „Masz, babo, co chciałaś!”. Teraz, po wielu latach, widzę, że to nie była dobra droga. Tym bardziej, że prosiłam za kogoś, dla kogoś...
Jeśli prosimy Pana Boga, to zawsze winniśmy dodawać: „Jeśli jest taka Twoja wola...”. Bez tego ani rusz!
Aleksandra