Wspomnienie
Jolanta Wyleżyńska urodziła się w Warszawie i tam, z wyjątkiem okresu wojny, mieszkała przez całe życie. Wspomnienia przedwojennego miasta często powracały w jej rozmowach z przyjaciółmi, a także w esejach publikowanych przez nią w prasie kulturalnej. Jeszcze kilka lat temu była konsultantem dla autorów książki „Ostańce. Kamienice warszawskie i ich mieszkańcy” (2012), rekonstruując, dzięki znakomitej pamięci, atmosferę i wygląd znajomych jej domów. Wychowywała się w domu swojej babki Wacławy, która wywarła duży wpływ na ukształtowanie się jej osobowości - na stosunek do otaczających ją ludzi i historii, wybór lektur i zainteresowanie sztuką. Ona to bowiem zaprowadziła kilkuletnią dziewczynkę w 1937 r. do pracowni Zofii Zuzanny Pruszkowskiej, żony malarza Tadeusza, który mieszkał w tej samej, co rodzina Kulińskich, kamienicy przy ul. Lwowskiej 11, aby uczyć ją rysunku. Jolanta wielokrotnie wspominała swoją babkę, m.in. w kilku artykułach opublikowanych na łamach „Niedzieli”. Jej teksty, pisane piękną polszczyzną, ze szlachetną prostotą, ożywiały świat, który dla wielu czytelników był już historią.
Reklama
Po wojnie Jolanta uczęszczała, zgodnie ze swoimi zdolnościami i zainteresowaniami, do liceum plastycznego w Warszawie, a następnie podjęła studia z historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, które ukończyła na podstawie pracy magisterskiej poświęconej grafice angielskiej, napisanej pod kierunkiem prof. Stanisława Lorentza. W 1954 r. podjęła pracę w Muzeum Narodowym w Warszawie, początkowo w Dziale Oświatowym, a później w Gabinecie Rycin, gdzie zajmowała się grafiką europejską - głównie angielską, francuską i włoską okresu nowożytnego, a także XIX wieku. Była związana z Muzeum aż do emerytury w 1987 r., przechodząc wszystkie stopnie muzealne - od asystenta do starszego kustosza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Jolanta była organizatorem lub współorganizatorem wielu wystaw, jakie miały miejsce w tym czasie. I tak w 1970 r. zorganizowała pokaz rycin „Tematy rodzajowe w grafice francuskiej i angielskiej XVIII i I poł. XIX wieku”. W następnym roku przedstawiła „Twórczość Angeliki Kaufmann w grafice angielskiej”. W 1972 r. wraz z Heleną Domaszewską urządziła pokaz „Grafika włoska XVI wieku”. Rok 1973 przyniósł dwie kolejne wystawy: „Pokaz marynistyczny ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie” i „Grafika szkół północnych XVII-XVIII wieku” (wraz z Heleną Domaszewską). W 1976 r. była współorganizatorką wystawy pt. „Mistrzowie grafiki europejskiej, wystawa rycin ze zbiorów sztuki Uniwersytetu w Leodium. Zapis Adriana Witterta”. Dwa lata później razem z Krystyną Secomską zorganizowała ekspozycję „Théophile-Alexandre Steinlen 1859 - 1923. Wystawa ze zbiorów Muzeum Petit-Palais w Genewie”, której towarzyszył katalog. W 1980 r., wraz z Heleną Domaszewską, była organizatorką wystawy „Złoty wiek Antwerpii”, także z katalogiem. Poza tymi realizacjami Jolanta współpracowała przy organizacji wielu innych wystaw, ważniejsze z nich to: „Rembrandt i jego krąg. Grafika i rysunek” (1956) czy „Narodziny pejzażu europejskiego” (1972). Organizowane przez siebie wystawy Jolanta dekorowała bukietami, które same w sobie były niewielkimi dziełami sztuki, jeszcze po przejściu na emeryturę przygotowywała je na pokazy swoich kolegów.
Organizowała także wystawy w innych instytucjach - i tutaj wymienić należy piękną prezentację poświęconą przyjaźni dwóch malarek: Janiny Dobrzyńskiej i Ireny Wilczyńskiej w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej w 1994 r. Charakterystyka ich twórczości w katalogu bardzo dobrze ukazuje stosunek Jolanty do sztuki - wnikliwy w ocenie opisywanych zjawisk, ale jednocześnie bardzo emocjonalny. I ta emocjonalność uchroniła ją od zasklepienia się w wąskiej specjalizacji. Równie bliskie jak grafika były dla niej średniowiecze, malarstwo polskie i sztuka współczesna, do której miała bardzo osobisty stosunek już chociażby z uwagi na przyjaźnie z wieloma jej przedstawicielami, jak np. Jackiem Sempolińskim, o którego twórczości często i z dużą kompetencją pisała. Konsekwencją takiego stosunku do sztuki był wybór eseju jako sposobu wypowiedzi. Swoje teksty zamieszczała w takich pismach, jak: „Życie Literackie”, „Kultura”, „Współczesność”, „Mały Apostoł” i „Niedziela”, której pozostała wierna do końca życia. Muzealne korzenie sprawiły, że ich najczęstszym tematem były recenzje wystaw bądź interpretacja obiektów sztuki w powiązaniu z kontekstem kulturowym, w jakim funkcjonowały. Znajomość ikonografii sztuki polskiej i europejskiej była jej przydatna w wyborach ilustracji do książek dla różnych wydawnictw, czym się zajmowała równolegle z eseistyką.
Reklama
Opisana działalność, wiążąca się z wykształceniem i zawodem Jolanty, nie wyczerpuje jej różnorodnych zainteresowań. Pasjonowała się modą, zajmując się nią w latach 50. XX wieku nawet profesjonalnie. Sama była zawsze bardzo elegancka, nosiła oryginalną biżuterię, używała dobrych perfum i ceniła te cechy u innych. Kolekcjonowała piękne przedmioty, jak wachlarze, porcelanę, stare pudełka, fotografie, pocztówki i oczywiście książki, świadczące o jej rozległych lekturach. Tworzyła wokół siebie, gdziekolwiek się znalazła, własny, niepowtarzalny świat, w którym się dobrze czuła i który zachwycał nas swą autentycznością. Jego istotną część stanowiły pamiątki rodzinne - jej i zmarłego wcześnie męża - Marka Wyleżyńskiego, wybitnego specjalisty z dziedziny prawa międzynarodowego, który w latach naszego odcięcia od Europy pracował jako ekspert w ONZ, co czyniło go dla nas postacią na poły legendarną. W jej mieszkaniu na Solcu, w którym znajdowały się meble odziedziczone po rodzinie Kulińskich i Wyleżyńskich, wisiały na pięknym kilimie, ozdobionym fragmentami pasów słuckich, fotografie męża, odznaki wiążące się z jego udziałem jako chłopca w Powstaniu Warszawskim, biała broń etc.
Jolanta prowadziła ożywione życie towarzyskie. W jej mieszkaniu warszawskim i domu w Janówce bywali m.in.: Wanda Drecka i Teresa Mroczko, z którymi się bardzo przyjaźniła, Janina i Bolesław Michałkowie, Krystyna Secomska, Jacek Sempoliński, Wiesław Juszczak, Juliusz Chrościcki i wielu innych, równie interesujących ludzi. Zawsze się zastanawialiśmy, na czym polegała jej siła przyciągania, i wydaje się, że, poza osobistym urokiem, źródłem było życzliwe zainteresowanie ludźmi. Obejmowało ono nie tylko osoby z jej środowiska, ale także wielu zwykłych albo raczej niezwykłych ludzi, którzy dokonali niefortunnych wyborów życiowych, czy osób niekiedy niezrównoważonych lub wręcz chorych psychicznie, pozostających w nieakceptowanych społecznie związkach, kloszardów, okupujących śmietniki w pobliżu jej mieszkania. Jolanta się nimi interesowała, wieloma się opiekowała i dzięki niej odzyskiwali oni poczucie wartości. Dlatego gdziekolwiek się znalazła, ciągnął się za nią niewielki dwór, gotowy na każde jej skinienie. Sami do niego należeliśmy.
Wspomnienie o Jolancie byłoby niepełne, gdybyśmy pominęli jeszcze jedną jej wielką pasję. Był nią Kazimierz nad Wisłą, miasto, które oprócz Warszawy najbardziej kochała i gdzie często bywała. Znała jak nikt inny jego historię i ludzi, którzy ją tworzyli, podziwiała architekturę i pejzaż, znajdujące odzwierciedlenie w obrazach artystów tworzących na tym terenie. Ilekroć tam przyjeżdżała, wstępowała do fary i klasztoru Reformatów z kościołem pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, podziwiała architekturę miejską, zżymając się często na tłumy bezrefleksyjnie ciągnące przez zabytkowy Rynek. Znała bardzo dobrze miejscowe Muzeum i przyjaźniła się z jego pracownikami. Jej szczególnym zainteresowaniem cieszyło się malarstwo Seidenbeutlów, mało jeszcze znane w latach, kiedy odkrywała ich sztukę, Tadeusza Pruszkowskiego i jego uczniów, skupionych w Bractwie św. Łukasza. Jej ukochanym artystą był Antoni Michalak, którego prace znała wybornie, nie tylko te dostępne w muzeach, ale także przechowywane w zbiorach rodziny, którą dobrze znała. Należy jedynie żałować, że nie doszło do opracowania jego twórczości, o czym zawsze marzyła. I jak zwykle w przypadku Joli, miała w Kazimierzu i przylegającym doń Męćmierzu, gdzie się często zatrzymywała, znajomych nie tylko wśród elity, ale także zwykłych mieszkańców - okolicznych gospodarzy, którzy za nią przepadali, taksówkarzy, wożących ją z Męćmierza do miasta, i in.
Jolanta należała do pokolenia, które uważało, że o przyjaźń innych ludzi należy zabiegać - życzliwym zainteresowaniem dla ich spraw, dowcipną i zajmującą rozmową. I taką będziemy ją pamiętać - jako osobę, która gdziekolwiek się znalazła, roztaczała wokół siebie nieodparty urok.